Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pozwał do sądu skarb państwa o odszkodowanie za szkody wyrządzone przez wydry

Klaudia TAJS [email protected]
Mam 11 stawów rybnych, wydry są w każdym z nich - pokazuje Stanisław Czechura.
Mam 11 stawów rybnych, wydry są w każdym z nich - pokazuje Stanisław Czechura. K. Tajs
Tylko w ubiegłym roku wydry wyjadły jedną trzecią ryb hodowanych przez pana Stanisława Czechura w Knapach. Postanowił wiec walczyć.

- Inni hodowcy mówią mi Stachu, po co ci sąd, sami damy radę wydrom, ale ja jestem człowiek prawy i chcę znać stanowisko sądu na moją sprawę - mówi Stanisław Czechura, właściciel stawów rybnych spod Baranowa Sandomierskiego.

Pan Stanisław pozwał do sądu skarb państwa, by ten wypłacił mu odszkodowanie za szkody wyrządzone przez wydry. Jest pierwszym hodowcą z Podkarpacia, który zdecydował się na ten krok.

NIE BOJĘ SIĘ

Pan Stanisław nie obawia się procesu. Jego atutem jest akt własności ziemi, którą odkupił od skarbu państwa. Wspierają go dzierżawcy okolicznych stawów, którzy mimo podobnych problemów, obawiają się złożenia pozwów, ze względu na możliwość zerwania przez skarb państwa z nimi umów. - Oni się boją, ja nie muszę, bo ziemia i stawy są moje - podkreśla pan Stanisław.

Informacja o odważniej decyzji Stanisława Czechura obiegła już cały kraj. Wszyscy czekają na bieg sprawy, gdyż do tej pory kwestia szkód wyrządzonych przez wydry jest nie unormowana. - Dzisiaj dzwonili do mnie z Instytutu Rybołówstwa z Olsztyna i pytali, czy już wiadomo coś w tej sprawie - mówi pan Stanisław.

- Z innych regionów Polski też dzwonią. Wszyscy pytają, bo jest to temat, którym powoli zaczyna żyć cała Europa. We wszystkich krajach wydry robią szkody. Mało tego, Unia Europejska planuje, zaostrzenie przepisów i wprowadzenie zakazu odstrzału wydry na stawach hodowlanych. Jeśli to wejdzie w życie, całkiem nas tym pogrążą.

Zdaniem pana Stanisława, polski rząd wzorem sąsiednich krajów, powinien wspierać hodowców. - W Słowacji za szkody wyrządzone przez wydry, hodowcy otrzymują dopłatę środowiskową - wskazuje mężczyzna. - U nas nie ma nic.

SCHEDA PO DOLAŃSKIM

- Kiedyś to były stawy hrabiego Dolańskiego - opowiada pan Stanisław. - Ponieważ hrabia nie miał dzieci, po jego śmierci stawy przejął wojewoda. Dzierżawę zacząłem 11 lat temu. Kiedy podwyższono podatki na tereny różne, chciałem zrezygnować z dzierżawy, ale zaproponowano, bym zrobił ofertę kupna i przystąpił do przetargu. Udało mi się i od trzech lat jestem właścicielem ziemi i stawów.
Cel kupna był jeden. - Chciałem hodować ryby, bo te stawy do niczego innego się nie nadają - tłumaczy mężczyzna. - Mam karpia, amura, szczupaka, suma i tołpygę. Handluję nimi nie tylko w okresie świąt Bożego Narodzenia. Dostarczam towar na najbliższe rynki.

Z powodu szkód wyrządzonych przez wydry, ubiegły rok hodowca zakończył na zerze. - Utrzymanie stawów kosztuje mnie dużo, bo samego ziarna kupuję 70 ton - wylicza. - Żeby było taniej, sprowadzam ziarno z Rumunii przez giełdę łódzką. To nie jedyne wydatki jakie ponoszę.

SĄ STAWY I JEST PROBLEM

Kiedy pan Stanisław ruszał z dzierżawą stawów, problem wydr nie istniał. W tamtym czasie walczył z bobrami i kłusownikami. Drapieżnik pojawił się dziesięć lat temu. - Wtedy były pod szczególną ochroną i dopiero po mojej interwencji u byłego posła Władysława Stępnia, minister ochrony środowiska wyłączył wydry spod całkowitej ochrony na stawach hodowlanych - mówi mężczyzna.

- Oznacza to, że kiedy wydra jest w stawie lub na brzegu, można do niej strzelić. Ale jeśli tylko wyjdzie dalej, już jest pod ochroną. Ten przepis został skonstruowany pod skarb państwa, ponieważ nikt nie jest w stanie ustrzelić wydry w wodzie.

PRZELICZYŁ SZKODY

Od pięciu lat szkody systematycznie rosną. W jednym miocie wydra rodzi od trzech do pięciu młodych. Pan Stanisław wylicza, że na jego stawach zagnieździło się ponad 30 dorosłych sztuk. - Za pięć lat, jak tak dalej pójdzie i będą się tak rozmnażały, ze stawów nie będzie co zbierać - ubolewa mężczyzna.

Pozew sądowy był przygotowany już na początku zeszłego roku. Jednak hodowca nie miał dokładnych wyliczeń szkód. Dlatego sprawę odłożył, a kilka następnych miesięcy przeznaczył na obliczanie strat. - Jestem człowiekiem rzetelnym, dlatego wszystkie straty chciałem udokumentować - zapewnia. - Komisyjnie zarybiałem i odławiałem, w sztukach i kilogramach. Potem przeliczałem straty. Okazało się, że wydry wyjadły jedną trzecią ryb.

Hodowca domaga się od skarbu państwa wypłaty odszkodowania za zjedzone przez wydry ryby. Domaga się także wpisania wydry do rejestru szkodników, za które odpowiada skarb państwa. - Tak jak rysie czy bobry, za które państwo poprzez wojewodę płaci odszkodowania - wyjaśnia. - Do tej pory nikt nie wystąpił z pozwem przeciwko wydrom. Ktoś musi być pierwszy. A, że padło nam mnie?

WOJEWODA KARZE GRODZIĆ

Hodowca szukał pomocy u wojewody podkarpackiego. Opisując swoją sytuację miał nadzieję, że ten poda mu pomocną dłoń i zdecyduje o wycenie szkód i wypłacie odszkodowania. Niestety, odpowiedź gorzko rozczarowała hodowcę. Wojewoda powołując się na przepisy ustawy z 16 kwietnia 2004 roku o ochronie przyrody tłumaczy, że przepisy nie przewidują rekompensat finansowych za szkody wyrządzone przez wydry, które są objęte częściową ochroną gatunkową.

- Wojewoda przypomina także, że odpowiada wyłącznie za szkody wyrządzone przez bobry, niedźwiedzie, rysie, wilki i żubry. Sugeruje także, że hodowca powinien we własnym zakresie stosować i na własny koszt odpowiednie zabezpieczenia stawów, w postaci ogrodzeń z siatki drucianej czy pastuchów elektrycznych. - To co, mam na brzegu wokół 11 stawów obłożyć siatkę lub elektrycznego pastucha? - pyta zdenerwowany hodowca. - Już widzę tabuny ekologów, którzy na widok elektrycznego pastucha rozkładają namioty i robią mi drugą Rospudę. Ja z ekologiami bardzo dobrze żyję. Mają u mnie raj na ziemi. Obserwują ptactwo i zwierzynę. Ostatnio nawet wyjątkowy gatunek pająka znaleźli. Trzeba znaleźć prawne rozwiązanie problemu, a nie elektryczne pastuchy zakładać.

HODOWCA - ADWOKATEM

Składając pozew do Sądu Rejonowego w Tarnobrzegu, pan Stanisław, zadbał by na temat odżywania wydr rybami i jej życia w stawach wypowiedzieli się ekolodzy. - Ekolodzy są za tym, by nic nie niszczyć, ale opracowali mi opinię - pokazuje mężczyzna. - Zasięgnąłem także kilku opinii z internetu. Wszystkie są zgodne, bo jeszcze nikt nie napisał, że ryba wydry nie zjada. Gdyby napisali, że tak się dzieje, to bym się cieszył.

Przygotowując się do pierwszego spotkania na sali sądowej z prawnikami i urzędnikami wojewody, które odbyło się wczoraj był pełen optymizmu. - Skoro powiedziało się A, trzeba powiedzieć B - mówi. - Sam będę się bronił i tłumaczył swoje racje, bo najlepiej wiem, o co mi chodzi. Sprawa na pewno potrwa rok lub dwa lata. Zostaną powołani biegli i inni specjaliści. Dokumenty na pewno sąd prześle do Ministerstwa Ochrony Środowiska, gdzie będą opiniowane.

- Hodowca zapowiada także, że pogodzi się z decyzją sądu. - Nie będę się odwoływał, jeśli wyrok zapadnie nie po mojej myśli - zapowiada. - Ale mając uzasadnienie sądu w ręce, będę pewny, że nie ma innej metody na walkę z wydrami, jak te, o których mówią hodowcy.

Na koniec spotkania pan Stanisław przyznaje: - Gdybym wiedział, że wydry przysporzą mi tylu kłopotów, nigdy bym tych stawów na własność nie kupił.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie