Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ostatnie lądowanie Biesa. Dotarliśmy do pilota, który konstruował i latał słynnym samolotem

Marcin RADZIMOWSKI
W czwartek Bies z pomocą dźwigu oderwał się od ziemi.
W czwartek Bies z pomocą dźwigu oderwał się od ziemi. M. Radzimowski
Ma pół wieku, ale trzyma się dobrze. Na nim szkolili się adepci lotnictwa wojskowego, za jego sterami zasiadali znani piloci. TS-8 Bies, który od 30 lat związany jest ze szkołą w Gorzycach koło Tarnobrzega, dwa dni temu wrócił.

Odzyskał swój blask po dwóch latach, kiedy to uległ wypadkowi.- To piękne i na tamte czasy bardzo nowoczesne maszyny. Miały dobre silniki WN-3 - wspomina doktor inżynier Juliusz Werenicz, instruktor pilot, twórca programu nauczania Europejskiego Technikum Lotniczego w Powodowie w Wielkopolsce.

Naukowiec nie kryje swojego zaskoczenia moim telefonem. Rzadko już ktoś pyta o Biesa, choć to przecież swego rodzaju legenda polskiego lotnictwa. To pierwszy po wojnie nowoczesny samolot zaprojektowany i budowany w Polsce, z użyciem silnika polskiej konstrukcji. Ze szkół lotniczych wyparły go dopiero popularne do dziś Iskry, podobnie jak Bies i kilka innych statków powietrznych, skonstruowane przez Tadeusza Sołtyka, inżyniera z Radomia.

- Pamiętam czasy, kiedy Bies powstawał. Pracowałem wtedy w biurze konstrukcyjnym Tadeusza Sołtyka, przygotowywałem dokumentację, rysunki - dodaje doktor Juliusz Werenicz.

SZKOŁA Z SAMOLOTEM

Jeśli zapytać kogoś o szkołę średnią w Gorzycach, pada prosta odpowiedź: to ta z samolotem. Uczniowie wiedzą, że samolot był od zawsze - stał na placu szkolnym na zbudowanych podstawach. Podobno byłby sprawny, ale wymontowano z niego całą elektronikę.

- Pamiętam, że przywieziono go na platformie z Mielca. To był chyba 1979 rok - wspomina Stanisław Orłowski, wieloletni pracownik Zespołu Szkół w Gorzycach.
Niegdyś gorzycka szkoła była szkołą patronacką zakładów WSK - PZL Gorzyce, stąd dyrekcja zakładu postanowiła sprowadzić do Gorzyc samolot TS-8 Bies.
Kiedy dokładnie sprowadzono samolot? Jaka jest jego historia? Właściwie nikt się nad tym zbytnio nie zastanawiał. Nikt, oprócz pasjonata lotnictwa - Jarosława Augustynowicza, wicedyrektora szkoły.

- W archiwum szkolnym natrafiłem na dokumentację tego egzemplarza samolotu. Jest książka z dokładnym opisem konstrukcji, jest dziennik prasy samolotu i dziennik pracy silnika - wymienia Augustynowicz. - To cenne eksponaty muzealne, podobnie jak ten samolot.

DZIENNIK PRAWDĘ POWIE

W dzienniku samolotu i silnika można dowiedzieć się wszystkiego. Dosłownie. Każda minuta lotu opisana, wszystkie parametry, każda, nawet najdrobniejsza konserwacja jakiejkolwiek części. Nawet liczba uruchomień silnika. Wszystko opisane, opieczętowane. Z tych dokumentów wyczytać można całą historię gorzyckiego samolotu TS-8 Bies.
Wyprodukowany został w 1959 roku w Polskich Zakładach Lotniczych w Mielcu z numerem fabrycznym 1E 0916, jako jeden z 229 egzemplarzy.
- Wcześniej pierwsze dziesięć egzemplarzy zostało zrobionych w WSK Okęcie, ale te samoloty były znacznie gorsze. Te mieleckie miały na przykład już elektrycznie sterowane trymery - wyjaśnia doktor Juliusz Werenicz.

20 sierpnia 1960 roku TS-8 Bies z oznaczeniem bocznym 0916 rozpoczął służbę. Z mieleckiej fabryki trafił do Jednostki Wojskowej numer 1071, czyli 66 Lotniczego Pułku Szkolnego, strukturalnie podlegającego Oficerskiej Szkole Lotniczej imienia Żwirki i Wigury w Radomiu. Miejscem stacjonowania pułku było lotnisko w Glinniku.
Cztery lata później rozformowano Oficerską Szkołę Lotniczą w Radomiu, w związku z tym 13 maja 1964 pułk został podporządkowany Oficerskiej Szkole Lotniczej w Dęblinie. Tam też trafił Bies numer 0916.

700 GODZIN W BIESIE

Z dziennika pracy samolotu dowiadujemy się na przykład tego, że 8 października 1974 roku godzinny lot wykonywał pilot Werenicz.
- Ile to już lat? Całe 35 - mówi Juliusz Werenicz, instruktor lotnictwa. - Ogólnie na Biesach wylatałem 700, może 800 godzin. W tamtych latach szkoliłem pilotów w Dęblinie. Niektórzy koledzy już nie żyją, ale z niektórymi się widziałem niedawno, na przykład z Frankiem Pajnowskim, ekspertem komisji badania katastrof lotniczych. Teraz już nie latam, oczy chore, miałem operację. No i wiek już słuszny, mam przecież 73 lata.

Z dokumentów Biesa numer 0916 dowiadujemy się, że wymieniano w nim silnik. Znawców tematu nie dziwi, że w samolotach po określonej liczbie przepracowanych godzin, wymienia się silnik.
- Silniki mają określony resurs i samoloty też miały określony resurs, czyli okres eksploatacji - wyjaśnia pilot.
Po siedemnastu latach służby i wyszkoleniu kilkudziesięciu, a może kilkuset pilotów, płatowiec TS-8 Bies numer 0916 przeszedł na emeryturę. Dokładnie 19 maja 1977 roku. Z Dęblina przetransportowany został do Mielca, skąd dwa lata później przywieziono go do Gorzyc.

KATASTROFA LOTNICZA

Od tamtej pory Bies stał sobie spokojnie, będąc wizytówką szkoły. To jedyna taka maszyna w okolicy. Uczniowie żartowali nawet, że gdy jakaś uczennica - dziewica opuści mury szkoły, samolot odleci. W każdym razie samolot był atrakcją dla mieszkańców.
Płatowiec z Gorzyc przeszedł jedną… katastrofę lotniczą i to już po ostatnim lądowaniu. Dwa lata temu na placu szkolnym dokonywano wycinki drzew. Niestety, wiał silny wiatr i ścięta topola zwaliła się prosto na Biesa. Właściwie w samolot uderzył sam wierzchołek drzewa, gdyby runął pień, nie byłoby co zbierać. Ale i tak Bies został mocno uszkodzony i od tamtej pory samolot czekał na naprawę. Pogruchotany samolot zdjęto z podwyższenia, przykryto folią. Wyglądał koszmarnie.

- Było kilka osób, które deklarowały naprawę, ale wszyscy się wycofywali, widząc ogrom zniszczeń. Z wyzwaniem tym postanowił się dopiero zmierzyć Lesław Kwitkowski, były uczeń tej szkoły, a obecnie właściciel firmy Metal-System ze Stalowej Woli - wyjaśnia Krzysztof Komórkiewicz, dyrektor Zespołu Szkół w Gorzycach.

BIES WRÓCIŁ DO GORZYC

Dwa miesiące temu pracownicy firmy Metal-System zabrali na lawecie Biesa. Wielu mieszkańców Gorzyc grzmiało, że dyrekcja sprzedała samolot prywatnemu kolekcjonerowi. - Nigdy takich planów nie było, choć przyznaję, że kilka osób było zainteresowanych kupnem - dodaje Komórkiewicz.
Przedwczoraj przed szkołę w Gorzycach zajechała platforma, a na niej zupełnie odnowiony Bies. To dzieło pracowników stalowowolskiej firmy, która za naprawdę rozbitego statku powietrznego nie wzięła ani złotówki. To prezent dla szkoły.- Naprawdę wygląda świetnie. Kawał dobrej roboty - komentuje Jarosław Augustynowicz, wicedyrektor szkoły.

Maszyna stanęła na swoim starym miejscu. Zanim podniósł i postawił ją dźwig, zostały zamontowane skrzydła i inne elementy, odkręcone na czas transportu. Cała operacja trwała ponad 4 godziny i zakończyła się pełnym sukcesem.
- We wrześniu obchodzimy święto szkoły i wtedy będzie oficjalna prezentacja samolotu. Chcemy też zorganizować imprezę dla mieszkańców z tej okazji. Bo ten piękny samolot to wizytówka nie tylko szkoły, ale całej miejscowości - dodaje dyrektor Krzysztof Komórkiewicz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie