Panie chcą połowy miejsc na listach wyborczych. Czy to sprawiedliwe?

Czego chcą kobiety?

Czego chcą kobiety?

Kongres Kobiet Polskich przygotował obywatelski projekt ustawy o parytetach na listach wyborczych. Zakłada zmianę ordynacji wyborczej - do sejmu, Parlamentu Europejskiego oraz rad gmin, powiatów i sejmików wojewódzkich, która zapewnia co najmniej 50 procentową obecność kobiet na listach. Projekt ustawy nie obejmuje parytetu w wyborach do Senatu i do rad gmin do 20 tysięcy mieszkańców, które zakładają ordynację większościową.
W Radomiu podpisy pod projektem zmian w ordynacjach wyborczych można składać w biurze rady Miejskiej. Agata Morgan czeka na zainteresowanych w czasie swojego dyżuru w każdy poniedziałek, między godziną 14 a 15.

Kongres Kobiet Polskich ma gotowy projekt ustawy wprowadzający tak zwane parytety. Ruszyła wielka akcja zbiórki podpisów pod propozycją zmiany przepisów. Panie do końca roku chcą ich zebrać 100 tysięcy. Radomianki też mogą się wpisywać.

- Jak najbardziej jest za, bo kobiety mogą zrobić wiele trzeba im tylko to umożliwić - mówi Agnieszka Skrok, radomska studentka. - Kobiety są dyskryminowane, mniej zarabiają, mają mniejsze szanse na awans. Mam nadzieje, że to się zmieni.

W Radomiu w organizację akcji zaangażowała się Agata Morgan, radna niezależna. I ogłosiła to na ostatnim posiedzeniu Rady Miejskiej. Wywołała tym wesołość wśród swoich kolegów radnych.

- Ja paniom daje sześćdziesiąt procent miejsc na liście wyborczej - rzucił z uśmiechem Kazimierz Woźniak. A inny z panów ogłosił, że daje 70 procent.

- Cóż odebrałam to jako drwinę - przyznaje Agata Morgan. - I nie spodziewam się, żeby panowie podpisywali się pod projektem. Czuje opór także wśród bliskich mi mężczyzn.

Ale to Agaty Morgan nie zniechęca. Jak sama mówi czuje, że pracuje w zdominowanym przez mężczyzn świecie. W radomskiej Radzie Miejskiej także męski punkt widzenia zwycięża.

- Wystarczy zobaczyć, jakie emocje wzbudzają decyzje o przekazywaniu dużych sum na kluby sportowe - mówi Agata Morgan. - Z pobłażliwością traktowane są za to sprawy bliższe kobietom. Albo na przykład zwoływanie sesji przed świętami. Panowie mogą uciec od obowiązków domowych, ale my nie możemy sobie na to pozwolić. To kobiety te święta przygotowują.

Agata Morgan chciałaby, aby kobiety nie musiały uczyć się godzenia obowiązków domowych i tych na forum publicznych.

- Potrzebne są mechanizmy, które stworzą nam warunki do aktywności publicznej - mówi nasza rozmówczyni.

- Jestem za kobietami w polityce. Uważam, że one są inteligentniejsze i bardziej wrażliwe, ale stwarzanie parytetów jest dla mnie pomysłem co najmniej dziwnym - mówi radny Mariusz Fogiel. - Były już kiedyś punkty za pochodzenie. Zakładano, że młodzież wiejska jest słabiej wykształcona i trzeba jej dać szczególne względy. Podobnie jest z parytetem, to tak, jakby zakładać, że kobiety są gorsze i trzeba dać im szansę.

To męski punkt widzenia, ale i nie wszystkie kobiety pomysł gwarantowania paniom miejsc na listach wyborczych popierają.

- Kobietom w polityce jest trudniej, ale parytety nie są rozwiązaniem - uważa posłanka Marzena Wróbel. - Ja jestem dumna z tego, co osiągnęłam. Doszłam do tego bez niczyjej pomocy. I wolałbym, żeby tak zostało. Nie chciałabym, żeby ktoś powiedział, że to dzięki parytetom.

Zdaniem Marzeny Wróbel parytety mogłyby wręcz zaszkodzić tym kobietom, które są w polityce. - Są tam, bo mają przygotowanie, osiągnięcia, a nie dlatego, że ustawom zagwarantowano im miejsce - tłumaczy Marzena Wróbel.