„W środę, 15 maja o godzinie 22.45 dyżurny straży pożarnej w Radomiu otrzymał zgłoszenie o pojawieniu się płomieni na poddaszu w jednym z domów jednorodzinnych w Myśliszewicach. Gdy strażacy dotarli na miejsce, większa część dachu zajęta była ogniem. Mieszkańcy zdołali się ewakuować o własnych siłach”. Za tą suchą informacją od straży pożarnej kryje się tragedia siedmiu osób, które mieszkały w niewielkim domu na uboczu.
Wielki słup ognia
Pożar zauważyła pani Monika. Kiedy domownicy już spali, ona jeszcze „kręciła się” do domu. - W byłam w kuchni, szykowałam się do spania. W pewnym momencie usłyszałam coś jakby ciche pukanie. Pomyślałam, że może to butla z gazem. Potem zauważyłam, że pod drzwiami widać światło na przedpokoju. Kiedy je otworzyłam, widać było tylko wielki słup ognia - opowiada pani Monika Wosztyl.
Natychmiast obudziła resztę rodziny. Przez przedpokój już nie można było wyjść. Drewniane elementy domu w jednej sekundzie stanęły w płomieniach. Mieszkańcy uciekali przez okna i balkon. Pani Iza, która oczekuje dziecka, wyskoczyła przez okno do ogródka, dosłownie w jednym bucie. Krzysztof Wosztyl, jej teść, był na tyle przytomny, że pobiegł odłączyć zasilanie w budynku, by prąd nie poraził strażaków. Został poparzony.
Wszystko zostało w zgliszczach
- To cud, że nikomu nic się nie stało, że wszyscy zdążyliśmy wyjść, i to jest dla nas najważniejsze. Ale nie uratowaliśmy praktycznie nic... Nie zdążyliśmy wziąć nawet żadnych dokumentów, straciliśmy w ogniu wszystko - mówi cicho pani Iza.
W niedawno wyremontowanym pokoju, który zajmowali z mężem Karolem, płomienie strawiły także strop, przez dziurawy dach widać niebo.
W zgliszczach zostały pamiątki z wesela, wyprawka dla maluszka, który pojawi się na świecie we wrześniu, ubrania, meble...
Praktycznie cały dom nie nadaje się do zamieszkania. Część nie ma dachu, nic nie zostało z łazienki, na pogorzelisku stoi stopiona pralka. Na podwórzu widać stertę dość przypadkowych przedmiotów, które udało się wynieść z pogorzeliska. Na samej górze leży biała suknia ślubna pani Izy...
Dom, w który włożyli tyle serca i pracy, prawdopodobnie trzeba będzie wyburzyć i zbudować od nowa, bo drewniane elementy konstrukcyjne dachu spłonęły niemal doszczętnie.
Potrzebują swojego kąta
Obok domu stoi letnia kuchnia, tam tymczasowo zamieszkali teściowie pani Izy. Ona z mężem nie mają się gdzie podziać.
- Nie chcemy tułać się po ludziach z małym dzieckiem. Chcemy jak najszybciej wynająć mieszkanie, by zacząć przygotowywać się do bycia rodzicami. Ale to trudne, bo niewielu chce wynająć lokum rodzinie z dzieckiem, ceny są bardzo wysokie, a my nawet nie mamy dokumentów - mówi pani Iza. - Chcemy dać naszemu dziecku jak najlepsze warunki.
Znajomi rodziny, znając ich położenie, założyli zbiórkę na portalu pomagam.pl pod hasłem„Pomóżmy odbudować szczęśliwy dom” - KLIKNIJ I PRZEJDŹ DO ZBIÓRKI . Chcą pomóc rodzinie Wosztylów jak najszybciej stanąć na nogi. „Iza i jej mąż Karol to ciepła i spokojna młoda rodzina, która oczekuje narodzin swojego pierwszego dziecka. (...) Każdy kto solidaryzuje się z nimi w tych ciężkich chwilach i zechce pomóc zasługuje na nasze najszczersze, płynące z głębi serca podziękowania.Pomóżmy tym młodym ludziom odbudować szczęśliwy i bezpieczny dom” - czytamy na stronie zbiórki.
Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?