Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Radom. Wspomnienie z dnia 13 grudnia 1981 roku

Anna Jędrzejewska
archiwum
List do redakcji "Echa Dnia".

"Nocą z 12 na 13 grudnia 1981 roku w Polsce został wprowadzony stan wojenny i w tym momencie nadzieja wolności prysnęła jak bańka na wodzie. Reżim komunistyczny zaostrzył partyjną kontrolę nad życiem społecznym i gospodarczym, wzmożono cenzurę i powróciły represje; działalność wszystkich organizacji społecznych i politycznych została zawieszona. W mojej psychice, wprowadzenie stanu wojennego w Polsce zapisało się na zawsze. Wczesnym rankiem obudził nas telefon od szefa mojego męża z pracy – Tadeusza Purtaka, który poinformował mojego męża o porannym komunikacie radiowym mówiącym o wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce i o aresztowaniach aktywistów „Solidarności” w Gdańsku. Wiadomość ta nas poraziła, stanęliśmy w obliczu wielkiej niewiadomej i lęku. Pierwszy krok, jaki mój mąż uczynił to był telefon do żony przewodniczącego Radomskiej „Solidarności” Andrzeja Sobieraja, z zapytaniem czy ona ma jakieś wiadomości na temat męża, który pojechał na walne zebranie „Solidarności” do Gdańska. W tym czasie żona Andrzeja nic nie wiedziała o losach swojego męża. Nie wiedzieliśmy, ze wraz z wprowadzeniem stanu wojennego komunikacja telefoniczna w Radomiu została przerwana a tylko niektórym osobom możliwość komunikowania się w „wiadomym celu” pozostawiono. Nie łatwo domyślić się, ze na pewne osoby „smutni panowie” zastawili przysłowiowy haczyk ponieważ chcieli znać każdy krok ich poczynań.

Następny krok, jaki mój mąż - Zbigniew Jędrzejewski – rzecznik prasowy Radomskiej „Solidarności” poczynił, udał się wraz ze mną do Stowarzyszenia Pax miejsca swojej pracy aby dowiedzieć się coś więcej na temat zaistniałej sytuacji. W biurze Stowarzyszenia byli już przewodniczący Tadeusz Purtak a także kilku działaczy Pax-u. Wychodząc z domu pozostawiliśmy naszych czworo dzieci pod opieką najstarszego syna Stasia prosząc go o telefoniczny kontakt z nami. Po przybyciu do biura Stowarzyszenia „Pax” wyszedł nam naprzeciw przewodniczący Tadeusz Purtak i poprosił nas na rozmowę do swojego gabinetu. Wkrótce, pojawiło się w Stowarzyszeniu dwóch panów prosząc o rozmowę z moim mężem. Tadeusz Purtak poprosił ich również do swojego gabinetu. Jednego z nich mój mąż rozpoznał bo był pracownikiem „Solidarności” obsługującym teleks w jednym z oddziałów terenowych, natomiast ten drugi osobnik nie był mojemu mężowi znany; on nie zabierał głosu tylko przysłuchiwał się rozmowie.

Rozmowa odbywała się w mojej obecności a także w obecności przewodniczącego „Pax-u” Tadeusza Purtaka z tym, że w pewnym momencie rozmów Tadeusz Purtak opuścił pokój z zebranymi osobami i wyszedł do sekretariatu. Ja byłam obecna przy tej rozmowie bo nie opuściłabym swojego męża w takiej sytuacji. Pan z „S” oznajmił mojemu mężowi, ze milicja rożnymi sposobami (nawet oknami) wyciąga działaczy „Solidarności” z domów, opornych pałuje i aresztuje. W związku z tą sytuacja przybysz z „S” zapytał mojego męża co pozostali na wolności działacze mają robić, czy powinni pozostać w swoich domach i nie pójść do do pracy? Po czym mój mąż powiedział, ze do pracy trzeba pójść ale gdyby sytuacja przemocy nasilała się powinni zastanowić się nad tym czy nie lepiej byłoby pozostać w pracy dotąd, dopóki sytuacja się nie zmieni, bo jednością są silni a gdyby pozostali w domach to łatwo było by milicji wyciągnąć każdego z nich z domu. I w tym momencie nasuwa mi się myśl czy wypowiedź mojego męża czasem w jakiś sposób nie przeciekła do tych którzy sprawowali władze podczas stanu wojennego bowiem moje listy o uwolnienie mojego męża z internowania, które napisałam z pomocą biskupa Materskiego i skierowałam do komendanta milicji, spotkały się z odmową motywując tym, ze mąż mój chciał zorganizować strajk generalny w miejscach pracy w Radomiu podczas stanu wojennego a także nie chciał podpisać oświadczenia o lojalności.

Powracając do powyższego spotkania w „Pax-ie” w pewnym momencie otrzymaliśmy telefon od naszego najstarszego syna, który powiedział, że kilku milicjantów z pałami wkroczyło do naszego domu poszukując tatusia w każdym zakątku mieszkania. Po czym zostawili wezwanie dla mojego męża z nakazem natychmiastowego stawienia się na przesłuchanie w Komendzie Milicji. Niezwłocznie udaliśmy się do domu, odwiózł nas swoim samochodem przebywający w tym czasie w Klubie Pax-u nasz znajomy Jerzy Cholewiński. W domu zastaliśmy nasze dzieci przepełnione wielkim strachem; najmłodszy nasz siedmioletni syn Nikodem powiedział nam ze ze strachu zsikał się w spodnie, a dwie córki opowiadały jak chowały się ze strachu, gdzie mogły.

Stanęliśmy wobec podjęcia niełatwej decyzji: czy mąż mój powinien pójść do podziemia czy zgłosić się na komendę w celu wyjaśnienia. Oboje jednak zdecydowaliśmy, ze mąż mój zgłosi się na Komendę w celu wyjaśnienia. Mieliśmy zaprzyjaźnionych księży i wierzyliśmy ze oni ukryli by męża, ale tak naprawdę dlaczego miałby się ukrywać, przecież nie był przestępcą. Odprowadziłam więc męża na Komendę i byłam zdecydowana czekać tak długo aż go puszczą. Niestety, po trzech godzinach mojego oczekiwania na powrót męża powiedziano mi żebym poszła sobie do domu bo mój mąż nie podpisał ”lojalki” i nie będzie zwolniony. Zmuszona więc byłam wracać do dzieci, które na mnie czekały w domu. Czułam się bezsilna, ale nie pokonana. Wiedziałam, że nie zrezygnuję ze starań o uwolnienie mojego męża. Z pomocą podążył mi biskup Materski. Wspólnymi siłami napisaliśmy trzy kolejne listy do Komendanta Milicji z prośba o uwolnienie mojego męża z internowania. Ostatni, trzeci mój list został mi zwrócony z notatką na odwrocie podpisaną przez Komendanta, że mój mąż nie zostanie zwolniony z internowania bo chciał zorganizować strajk w zakładach pracy podczas stanu wojennego a także nie podpisał oświadczenia o lojalności. Odpowiedź taka przepełniła mnie strachem, bo brzmiała jak oskarżenie a za takie oskarżenie mógł trafić pod sąd wojskowy. W takiej sytuacji uznałam, że pozostała mi więc tylko jedna możliwość próby o uwolnienie mojego męża. Z odrobiną niezbyt „trzeźwego” rozsądku, w dobrej intencji zrobiłam niemądrą rzecz: zażyłam opakowanie tabletek nasennych tylko po to żeby władze nastraszyć bo przecież nie chciałam umrzeć. Przed zażyciem tabletek uklękłam w domu przed krzyżem poświęcanym w Warszawie przez Papieża Jana Pawła II i prosiłam Boga żeby mnie uchronił przed śmiercią po czym wyszłam na Komendę (cale szczęście ze komenda znajdowała się blisko, bo mogłabym nie zdążyć). Nie trzeba było czekać długo, tuz po przybyciu upadłam i straciłam przytomność. Jak potem dowiedziałam się od pani ordynator szpitala psychiatrycznego, do którego zostałam przewieziona przez pogotowie ratunkowe, miałam wielkie szczęście bo w tym czasie wezwano do aresztanta z atakiem woreczka żółciowego lekarza pogotowia, który po przybyciu zobaczył mnie nieprzytomną i udzielił mi pomocy, w przeciwnym razie prawdopodobnie wyrzucono by mnie na śnieg i powiedziano by, ąe to jakaś wariatka umarła. Dzisiaj wiem, ze Opatrzność Boska czuwała nade mną.

2 grudnia 2001 roku, dwadzieścia lat od wprowadzenia stanu wojennego w Polsce mąż mój Zbigniew Jędrzejewski zmarł na atak serca; był moja miłością, moim przyjacielem i wspaniałym ojcem dla naszych dzieci, był pochodnia i kierunkowskazem w moim życiu i całej naszej rodziny. Dzisiaj fizycznie wśród nas jego nie ma ale pamięć o nim nigdy nie wygasła; człowiek żyje dotąd dopóki ludzie o nim pamiętają. Matka Teresa z Kalkuty powiedziała: "Życie nie jest chwilka jeżeli żyło się dla innych".

Dwa lata temu, na otwartym spotkaniu w Radomiu IPN-u z Radomianami z okazji wydania drugiego tomu Encyklopedii Solidarności, Przewodniczący Pierwszej Solidarności Andrzej Sobieraj publicznie wstał i powiedział, ze przez dłuższy czas pomawiano mojego męża o donosicielstwo ale dzisiaj wiemy, ze Zbigniew Jędrzejewski był CZYSTY JAK ŁZA a tym kto donosił był jego Szef.

Anna Jędrzejewska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie