Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Były komendant Straży Miejskiej w Szydłowcu przerywa milczenie. – Padłem ofiarą nagonki – twierdzi

Piotr Stańczak
Były komendant Straży Miejskiej w Szydłowcu Zbigniew Sobierajski czuje się wygranym w procesie z władzami Szydłowca.
Były komendant Straży Miejskiej w Szydłowcu Zbigniew Sobierajski czuje się wygranym w procesie z władzami Szydłowca. archiwum prywatne
Szydłowiecka Rada Miejska w czwartek (8 października) będzie ponownie podejmować uchwałę w sprawie likwidacji straży. Poprzednią cofnął wojewoda, bo dokument rażąco naruszał prawo. Początek obrad o godzinie 13.30 w Zamku.

Tymczasem przed Sądem Pracy w Radomiu zakończył się proces byłego komendanta Straży Miejskiej Zbigniewa Sobierajskiego z Urzędem Miasta w Szydłowcu. Wyrok zapadł 19 sierpnia. Strony zawarły ugodę, zwycięzcą czuje się były szef strażników, ponieważ o porozumienie wnioskował pełnomocnik burmistrza. Rozmawiamy o kulisach tego postępowania ze Zbigniewem Sobierajskim.

Gdy na początku roku nowy włodarz Artur Ludew wręczył panu pierwsze zwolnienie, argumentował, że przyczyną była utrata zaufania. Jak pan się do tego ustosunkuje?

- Trudno mówić o utracie zaufania, jeżeli kogoś po prostu się nie zna. Ja z nowym Burmistrzem nigdy wcześniej nie znaliśmy się. Rozmawialiśmy dwa razy, po objęciu jego władzy oraz w czasie zorganizowanego przeze mnie spotkania wigilijnego w siedzibie Straży Miejskiej. Nigdy nie słyszałem z jego ust żadnych zastrzeżeń co do mojej pracy jako komendanta i podległych mi funkcjonariuszy. Oficjalnie i prywatnie nie wykazywał zainteresowania podległej mu formacji. Zarzuty o utracie zaufania są więc po prostu wyssane z palca.
Burmistrz nie krył się jednak z tym, że chce zlikwidować straż.

- W ubiegłych latach jak zawsze zgodnie z przepisami składałem sprawozdania radnym, poprzedniemu burmistrzowi, z działalności straży. Nigdy nie było zastrzeżeń. Nowa władza (częściowo z udziałem obecnych radców) nie chciała spotkania ze mną, nad czym głęboko ubolewam. Szkoda, być może nagonka na tę formację miałaby inne oblicze.

Zwolennicy likwidacji straży mówili, że utrzymanie was kosztuje rocznie około 500 tysięcy złotych.

- To mija się z prawdą. Owszem, w budżetach na poszczególne lata były zabezpieczane podobne kwoty, ale w ciągu danego roku pieniądze były „przesuwane” na inne cele urzędu miejskiego m.in. związane z bezpieczeństwem - np. wsparcie policji, Ochotniczej Straży Pożarnej w gminie Szydłowiec. Jako komendant taką planowaną budżetową kwotą na moją formację nie dysponowałem. Mało tego, zdradzę panu, że po objęciu funkcji sam bez obciążenia budżetu gminy wyremontowałem pomieszczeń, dzięki czemu ulepszyłem warunki pracy funkcjonariuszom. Czuję się dumny, że z „cementowałem załogę” w krótkim czasie. Żaden z radnych, oprócz uprawiania miejscowej polityki, nie wykazywał obiektywnego zainteresowania moją wtedy podległą formacją. Jako komendant czuję się dumny, że potrafiłem dużo zrobić bez nadwyrężania budżetu gminy. Byłem szaleńcem, robiłem dużo z własnej woli, ale rada nie interesowała się tym. Szkoda!

Co z zarzutami o zbyt małym dochodzie ze ściągalności należności z mandatów?

- Straż Miejska ma pełnić rolę służebną wobec społeczeństwa, a nie przynosić dochodów. Poprzedni burmistrz jak i obecny mieli takie pomysły, by zamontować na terenie miasta i gminy fotoradary. Uważam, że miałyby one służyć jako „maszynka” do napędzania gminie dochodów. Zwróciłem się o pisemną opinię do policji. Ona uznała, że nie ma takiego zagrożenia bezpieczeństwa w ruchu drogowym i pieszym, by straż miała być wyposażona w miernik prędkości.

Pod koniec lutego został pan zwolniony po raz drugi, tym razem z artykułu 52 Kodeksu Pracy, burmistrz tłumaczył, że powodem było ciężkie naruszenie podstawowych obowiązków pracowniczych. Na jednym z portali wyjaśniał, że zjawił pan się na rocznym podsumowaniu pracy policji, reprezentując Straż Miejską, choć przebywał na zwolnieniu lekarskim.

- Kolejna nieprawda. Na spotkanie udałem się prywatnie, korzystając z zaproszenia komendanta powiatowego. Wtedy przebywałem na urlopie wypoczynkowym. Dopiero tego dnia po południu udałem się do lekarza i otrzymałem L-4. Kiedy już przebywałem na zwolnieniu, zarzucano mi, że brałem udział w balu policjantów. To absolutnie mija się z rzeczywistością. Byłem tam prywatnie, szkoda, że jeden z „ważnych” uczestników podał się za świadka w sprawie, a sam po północy bez mojego zaproszenia przybył do stolika i wypił mój alkohol, którego ja nie spożywałem. Z grzeczności po imprezie chciałem go odwieźć. Odmówił. Jestem dumny, że byłem współtwórcą takich imprez związkowych w policji.

To wszystko przedstawił pan przed sądem?

- Tak. Dysponowałem niezbitymi dowodami i urząd przegrałby proces. Pełnomocnik burmistrza zaproponował jednak ugodę, na którą przystałem. Urząd wypłacił mi pieniężną odprawę, pokrył wspólnie z sądem koszty postępowania. Wydał mi nowe świadectwo pracy, zgodnie z postanowieniem sądu o porozumieniu stron z artykułu 30 paragraf 1. Zniknął art. 52. Rozwiązaliśmy umowę o pracę za porozumieniem stron.

Czy w grę wchodziło przywrócenia do pracy?

- Tak, lecz wycofałem ten wniosek, ponieważ pełnomocnik burmistrza w czasie porozumienia oświadczył, że ma przygotowany projekt o likwidacji straży, który przedstawi we wrześniu podczas sesji Rady Miejskiej. Jak się okazało, przed sądem i wobec mnie powiedział nieprawdę, bo w ubiegłym miesiącu takiej uchwały radni nie podejmowali. Można więc powiedzieć, że zostałem oszukany przez pełnomocnika, gdyż podjąłbym inną decyzje co do przywrócenia na stanowisko komendanta.

Skoro sąd nie dał wiary argumentom ratusza, to co mogło być przyczyną pańskiego zwolnienia ze stanowiska?
Nagonka polityczna? Związana może z tym, że kandydował pan do Rady Powiatu ze Wspólnoty Ziemi Szydłowieckiej? To komitet rywalizujący w wyborach samorządowych z ugrupowaniem przyszłego burmistrza.

- Nie należałem i nie należę do żadnej partii politycznej. Mam natomiast prawo działać w stowarzyszeniach i kandydować w wyborach. Burmistrz na pierwszym swym spotkaniu z pracownikami dał odczuć, że kto angażował się w działalność polityczną, może obawiać się o stanowisko. Padłem tego ofiarą, ale jako przełożony nie może karać mnie za to, że korzystałem ze swoich obywatelskich praw! Poczułem się oszukany.

Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie