Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przemysław Mierzwa nie chciał się składać na łapówki dla sędziów i obserwatorów

Dorota KUŁAGA Włodzimierz ŁYŻWA
Przemysław Mierzwa postawił się trenerowi Dariuszowi W. i nie chciał się składać na łapówki dla sędziów i obserwatorów.
Przemysław Mierzwa postawił się trenerowi Dariuszowi W. i nie chciał się składać na łapówki dla sędziów i obserwatorów. Sławomir Stachura
Były bramkarz Kolportera Korony Przemysław Mierzwa, obecnie gracz Motoru Lublin, jest świadkiem w sprawie korupcji w kieleckim klubie.

W następnych odcinkach

W następnych odcinkach

W czwartek przeczytacie Państwo, co miał do powiedzenia w prokuraturze Hermes N.S., który nie przyznał się do winy, jacy piłkarze nie byli przesłuchiwani, ponieważ nie udało się ustalić ich aktualnego miejsca pobytu i o tym, kto jeszcze z naszego regionu zeznawał w charakterze świadka w tej sprawie. W sobotę - o meczach klubów z naszego regionu, które miały być ustawione - mówili o nich w trakcie przesłuchania w prokuraturze byli zawodnicy Kolportera Korony. A w poniedziałek ostatni odcinek - co będzie z osobami, które przyznały się do winy i dobrowolnie poddały karze, a co z tymi, które tego nie zrobiły, a mają postawione zarzuty.

Nie chciał się składać na łapówki dla sędziów. W prokuraturze zeznał, że pieniądze zakładali za niego trenerzy i do dziś jest winien Andrzejowi W. 300 złotych.

Zeznania Przemysława Mierzwy i jego żony Edyty - obydwoje są świadkami w sprawie - znajdują się w piętnastym tomie akt. Przedstawiamy najważniejsze fragmenty ich przesłuchania.

TRZEBA POWIEDZIEĆ PRAWDĘ

- Na wstępie chciałem powiedzieć, że jakiś czas temu skontaktowaliśmy się telefonicznie - ja i moja żona - z prokuratorem prowadzącym śledztwo w sprawie korupcji w piłce nożnej - mówił w prokuraturze Przemysław Mierzwa. -Pierwsze rozmowy podjęła moja żona, to ona podjęła decyzję o kontakcie z prokuraturą i przekonała mnie do tego. Chodziło nam o ujawnienie zdarzeń korupcyjnych związanych z przekazywaniem łapówek sędziom meczów Kolportera Korony Kielce w czasie, gdy ja grałem w tym klubie. Chciałem ujawnić te zdarzenia i powiedzieć całą prawdę z kilku powodów. Chcę skorzystać z tych przepisów, o których zostałem pouczony, które zapewniają mi bezkarność (...). Poza tym korupcja jest czymś złym i nie chcę ukrywać tych zdarzeń. Ponadto ja musiałem przekazywać na łapówki zarobione przez siebie pieniądze, w innym przypadku byłbym odsunięty do rezerw.

- Trener powiedział, że będziemy musieli zrobić zrzutkę dla sędziów i że będziemy też musieli zakupić telefon dla tego człowieka, który miał nam pomagać, dla tego pośrednika - kontynuował Mierzwa. - To miał być jakiś bezpieczny, nierejestrowany telefon. Mnie się ten pomysł nie podobał, zabrałem na tym spotkaniu głos. Spytałem, jak ma wyglądać sposób finansowania. Wiedziałem, że większość zawodników zarabia więcej ode mnie, czułem, że nie będę grał i nie miałem szans na premie, a wszyscy zawodnicy mieli płacić po równo. Wtedy trener Dariusz W. powiedział mi, że to jest inwestycja w przyszłość, inwestycja w siebie jako piłkarzy, i że to nam się zwróci. Z tego co pamiętam, to ta pierwsza kwota wpłaty miała wynosić równo, od każdego piłkarza 600 czy 800 złotych. Ja w tym czasie miałem kontrakt w wysokości 2500 złotych miesięcznie, kwota 600-800 złotych to było sporo.

MÓWILI, ŻE MUSZĘ BYĆ Z DRUŻYNĄ

-Po kolejnej zrzutce nie wytrzymałem (...) i poszedłem sam do pokoju trenerów. Rozmawiałem tam z Dariuszem W. i Andrzejem W. Powiedziałem, że mi się nie podoba to przekazywanie pieniędzy, nie chcę składać się na mecze, w których nie gram, za które nie dostaję premii, a muszę finansować te mecze i sędziów tych spotkań. Dariusz W. i Andrzej W. zgodnie mówili mi, że tak musi być, że muszę być razem z drużyną i z nią się solidaryzować. Oni powiedzieli, że podliczą, kto ile dał na zrzutkę i uwzględnią to na koniec sezonu przy rozliczeniu przy premiach. Doszło wkrótce do takich sytuacji, że Dariusz W. i Andrzej W. zakładali pieniądze za mnie i za Marka G. To wiem na pewno. My im oddawaliśmy te wyłożone pieniądze na sędziów z pensji. Ja do chwili obecnej jestem dłużny Andrzejowi W. 300 złotych z tych wyłożonych przez niego pieniędzy.

- Ja o tych sytuacjach z pieniędzmi i zrzucaniem się na sędziów rozmawiałem jedynie z żoną. Ona patrzyła na to bardzo krytycznie - podkreślał Przemysław Mierzwa.

WZIĘŁAM SPRAWY W SWOJE RĘCE

- Ta rozmowa z Tomkiem N. odbyła się, z tego co pamiętam, w lutym 2005 roku, kiedy mąż z drugą drużyną Korony jechał na obóz - mówiła w prokuraturze Edyta Mierzwa, żona Przemysława. -Ja tej listy osobiście nie widziałam (chodzi o listę zawodników, którzy składali się na łapówki dla sędziów i obserwatorów - przyp. red.). - Tomek N. był w sporze z działaczami Korony i powiedział, że jak trzeba będzie, to ma listę i może się nią posłużyć. Chodziło o wywarcie presji na działaczach Korony. Pamiętam, że w tym czasie działacze Korony naciskali na męża, żeby odszedł z Korony, rozwiązując kontrakt z datą wsteczną, to jest 31 grudnia. Przemek nie chciał się zgodzić i Piotr Burlikowski (były menedżer Kolportera Korony - przyp. red.) powiedział, że nie będzie pełnowartościowym zawodnikiem i będzie dostawał pieniądze tylko za dojazdy.

- Po rozmowie z Tomkiem N. postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i zadzwoniłam do Burlikowskiego (...). Powiedziałam, że mam tę listę i udam się z nią na policję, do prasy, Polskiego Związku Piłki Nożnej i do właściciela klubu Krzysztofa Klickiego. Po kilku dniach mój mąż powiedział mi, że wszystko w klubie ma załatwione i rozwiążą umowę na moich warunkach. Zapytał, co ja nagadałam do Burlikowskiego. W tej rozmowie Burlikowski powiedział mi, że nie mam na to żadnych dowodów, a ja mu powiedziałam, że dowodem jest wygrany mecz Pucharu Polski z Pogonią Staszów, po którym jak nigdy od razu wypłacono premie dla zawodników, które polecono zawodnikom wypłacić i oddać do Tomka N., oczywiście potem do Dariusza W. (...)

- Pamiętam jeszcze taką sytuację, że usłyszałam w telewizji, że pan Dariusz W. jest przewidywany do komisji etyki czy zwalczania korupcji w Polskim Związku Piłki Nożnej. Pamiętając sytuację w Kolporterze Koronie, zdenerwowałam się bardzo. Następnego dnia z samego rana zadzwoniłam do pani radcy prawnej z Polskiego Związku Piłki Nożnej, przedstawiłam się i powiedziałam, że słyszałam, że Dariusz W. ma być takim przedstawicielem. Dodałam, że jeżeli się nie wycofa, to ujawnię, że kupował mecze w Kolporterze Koronie i jest oszustem. Nie wiem, jaki miałam wpływ, ale Dariusz W. nie został wybrany do tej komisji - zeznawała w prokuraturze żona Przemysława Mierzwy.

ZŁAMALI MĘŻOWI KARIERĘ

W trakcie publikowania cyklu o korupcji w Kolporterze Koronie Kielce Edyta Mierzwa skontaktowała się z "Echem Dnia". Podzieliła się z nami kolejnymi spostrzeżeniami na temat sezonu 2003/2004.

- To była taka sytuacja, że każdy musiał się składać, nawet najmłodsi zawodnicy - mówi Edyta Mierzwa. - Nawet jak mój mąż siedział na ławce rezerwowych, to trenerzy i tak zakładali za niego pieniądze. I dziesiątego dnia następnego miesiąca upominali się o nie.

- Mąż był tak załamany, jak wracał z Kielc do domu w Busku-Zdroju, że ciężko było z nim rozmawiać - mówi Edyta Mierzwa. - Psychicznie go wykończyli. On od razu się postawił na pierwszym spotkaniu i powiedział, że składać się nie będzie. Trenerzy wezwali go do kantorka i powiedzieli, że wszyscy się składają i nie będzie wyjątków. Rozmowa była bardzo nieprzyjemna. Wiem, że był też zastraszany. Ci panowie chyba bali się, że ktoś może się wygadać. I trener Dariusz W. podobno powiedział do zawodników: Jak myślicie, komu uwierzą w takiej sytuacji - mnie czy wam?

- Kiedy wyszła afera Kolportera Korony próbowałam się skontaktować z panem Klickim, powiedzieć mu o tych dziwnie wypłacanych premiach i innych sprawach, ale rozmawiałam tylko z sekretarką - mówi Edyta Mierzwa. - Przedstawiłam się, zostawiłam kontakt, ale nie było żadnego odzewu. Nie wiem, dlaczego. Zawsze mówię prawdę, nawet jak jest bolesna. Pewnie nie wszystkim się to podoba.
- Mam pretensje o to, że pewne osoby złamały mężowi karierę - dodaje żona zawodnika. -I przez to działanie w Kolporterze Koronie, stracił wiarę w uczciwy sport i w uczciwość ludzi. Pamiętam, jak na początku był zafascynowany trenerami - Dariuszem W. i Andrzejem W. - to były ikony, piłkarskie autorytety. A później taki szok...

- Andrzej W., który jest dobrym trenerem bramkarzy, nie kwestionuję tego, na początku bardzo Przemka chwalił - kontynujea Edyta Mierzwa. - Mówił, że ma predyspozycje do tego, żeby bronić w ekstraklasie. Narobił mu nadziei, a później odstawił od drużyny, bo mąż nie chciał się składać i był niewygodny.
***

- Dużo zdrowia kosztowała go ta sytuacja, miał problemy z ciśnieniem, po odejściu z Kolportera Korony dwa razy był hospitalizowany - dodała żona Przemysława Mierzwy. - Dużo przeżył jako zawodnik, tych straconych lat już nikt mu nie odda. Ale warto było w pewnym momencie powiedzieć "nie". Dzięki Bogu, mąż się pozbierał i udowodnił, że można iść uczciwą drogą i do czegoś dojść.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie