Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ewa Rojek (wideo)

Beata Alukiewicz
Teraz już wiem, "przerobiłam” to na sobie: cudowne diety nie są wcale cudowne - przyznaje Ewa Rojek.
Teraz już wiem, "przerobiłam” to na sobie: cudowne diety nie są wcale cudowne - przyznaje Ewa Rojek. Ł. Zarzycki
Ma 49 lat, mieszka w Jedlni Letnisku. Pracuje na pół etatu w Ośrodku Medycyny Pracy w Radomiu - obecnie jako rejestratorka, wcześniej jako laborantka.

Mama trzech synów: 25-letniego Łukasza, 17-letniego Piotra i 14-letniego Bernarda. Mąż Andrzej jest listonoszem. Zbędne kilogramy przybywały podczas kolejnych ciąż i po porodzie sylwetka nie wracała do normy.

Cudowne diety nie są wcale cudowne

Próbowała już niemal wszystkiego. Bezskutecznie. Ostro chudła i ostro tyła. Dlatego, gdy przeglądała "Echo Dnia", a czyta je chyba od pierwszego numeru, powiedziała sobie: to może być moja ostatnia szansa.

Od razu wycięła ankietę i wysłała do redakcji. Śledziła uważnie, co będzie dalej. Po pierwszym telefonie nabrała nadziei. Uwierzyła, że szczęście się do niej uśmiechnie. Na wstępnym spotkaniu z doktor Katarzyną Krekorą-Wollny zjawiła się ponad dwie godziny przed wyznaczonym terminem.

- Męża postawiłam przed faktem dokonanym - uśmiecha się. - Ale wiem, że będzie
mnie wspierał. Choć sam żadnej diety, ani tym bardziej ćwiczeń nie potrzebuje - jest listonoszem i na rowerze robi kilkadziesiąt kilometrów dziennie.

Jak u większości pań, tak i u pani Ewy problem nadwagi pojawił się po kolejnych ciążach. Szczególnie po pierwszych dwóch. Nigdy już nie wróciła do poprzedniej wagi.

- Mówię "nigdy", choć tak naprawdę miałam krótkie okresy utraty wagi i to takie po kilkanaście kilogramów. Jak stosowałam różne diety: warzywną, kopenhaską, kapuścianą, piłam ocet jabłkowy. Tyle, że potem przybierałam na wadze drugie tyle. Inne z kolei w ogóle nie skutkowały. Dlatego teraz już wiem, "przerobiłam" to na sobie: cudowne diety nie są wcale cudowne. Ja się na nich dorobiłam 110 kilogramów, a mam zaledwie 164 centymetry wzrostu.

Pani Ewa przyznaje jednak, że chyba największym jej grzechem jest miłość do słodyczy. Bardzo trudno jest się jej powstrzymać przed podjadaniem cukierków, ciasteczek, batonów. W dodatku wszyscy w domu to lubią, więc jak nawet stosowała dietę, a mąż kupił łakocie, to ręka się sama po nie wyciągała. Słodyczy szuka w innych produktach. Na przykład pieczywo zastąpiła sucharami. Ale nie tymi bezcukrowymi, ale słodzonymi. Je wprawdzie chudy twarożek, ale rozrabia go z cukrem i mlekiem. Stara się nie słodzić kawy i nie dodawać do niej śmietanki, ale w zamian dosypuje trzy łyżeczki cappucino.

Nie wyszło też z odchudzaniem poprzez gimnastykę. Jesienią zapisała się na ćwiczenia zorganizowane w szkole w Jedlnii, ale musiała zrezygnować ze względu na godziny kolidujące z pracą.

- Ta akcja to moja ostatnia szansa, mieliście państwo naprawdę wspaniały pomysł - nie ukrywa radości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie