W środę, 23 marca odbyło się zebranie zarządu Związku Zawodowego Kierowców w Polsce przy kieleckim Przedsiębiorstwie Komunikacji Samochodowej. Nie wziął w nim udziału przewodniczący organizacji, Bogusław Moczoń, ponieważ przebywa na zwolnieniu lekarskim. Pod jego nieobecność członkowie zarządu przegłosowali uchwałę o odwołaniu go z funkcji szefa związku.
NIEWYGODNY ZWIĄZKOWIEC
- To był lincz. Pan Wołoch był obecny w trakcie głosowania nad odwołaniem mnie. Kto się sprzeciwi, jak prezes (obecnie likwidator - przyp. red.) jest. Przecież od razu będzie odstrzelony - mówi Bogusław Moczoń. Tłumaczy, dlaczego Markowi Wołochowi zależy na pozbyciu się go. - Jestem z nim w sporze, jestem dla niego niewygodny. Mam za dużo informacji i mogę je ujawnić. Pan Wołoch na śniadanie chce zjeść "Solidarnośc", na obiad nasz związek, a na kolację wykończy Sierpień '80, żeby nikt mu nie przeszkadzał - twierdzi Moczoń.
Przewodniczący i członek rady krajowej Związku Zawodowego Kierowców w Polsce, Czesław Hadrian, podkreśla, że uchwała podjęta przez zarząd związku w kieleckim PKS jest niezgodna ze statutem. Nie ma zatem żadnej mocy. Zdaniem Hadriana cała sytuacja jest kuriozalna. - Wiadomo, jakie były inspiracje tego poczynania. Nie przepuścimy tego. To nienormalne. Odpowiedź do zakładowej rady kierowców będzie konkretna - zapowiada przewodniczący Hadrian.
LIKWIDATOR NIE NACISKAŁ
Inną wersję wydarzeń przedstawia likwidator Marek Wołoch. - Zaproszono mnie na zebranie, by poinformować związek na temat zarzutów, które sprecyzowano w piśmie do pana premiera. Przedstawiłem szczegóły i na tym skończył się mój udział w zebraniu - mówi.
Potwierdzają to dwaj inni członkowie władz zakładowego związku: zastępca przewodniczącego Kazimierz Rębosz i sekretarz Krzysztof Durlej. - Pana Wołocha nie było podczas głosowania - zapewnia Krzysztof Durlej. I przypuszcza atak na Bogusława Moczonia. - On działa przeciwko związkowi podpisując pisma bez porozumienia z zarządem. Załoga chce by odszedł i odpoczął sobie, bo ma uprawnienia i nie walczy o załogę tylko o swój tyłek - twierdzi Durlej.
Ale przewodniczący Moczoń zapowiada, że tak łatwo nie odpuści. Będzie dochodził prawdy. - Mam niezbity dowód na to, że pan prezes był obecny w trakcie głosowania. Złożę doniesienie do prokuratury o możliwości popełnienia przez niego przestępstwa, bo on ten mechanizm przeciwko mnie uruchomił. Miarka się przebrała - mówi Moczoń.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?