Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Aktor sezonu w Kielcach Wojciech Niemczyk i...jego życiowe role

Lidia Cichocka
 Wojciech Niemczyk ma 35 lat. Absolwent Wydziału Aktorskiego krakowskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. Studiował także archeologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Na kieleckiej scenie zadebiutował w spektaklu „Nocą, na pewnym osiedlu” Herberta Bergera w adaptacji i reżyserii Piotra Siekluckiego, w 2008 roku. Rok później zagrał w Samotności pól bawełnianych Koltesa w reżyserii Radosława Rychcika, spektakl zdobył wiele nagród był pokazywany na krajowych i zagranicznych festiwalach.  W 2012 otrzymał Dziką Różę od dziennikarzy, w tym roku wręczono mu Dziką Różę  dla najlepszego aktora. Wystąpił w serialach telewizyjnych: „Barwy szczęścia”, „Pierwsza miłość” „Bodo”. Zagrał główne role w filmach „Z miłości” i „Wyklęty”.
Wojciech Niemczyk ma 35 lat. Absolwent Wydziału Aktorskiego krakowskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. Studiował także archeologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Na kieleckiej scenie zadebiutował w spektaklu „Nocą, na pewnym osiedlu” Herberta Bergera w adaptacji i reżyserii Piotra Siekluckiego, w 2008 roku. Rok później zagrał w Samotności pól bawełnianych Koltesa w reżyserii Radosława Rychcika, spektakl zdobył wiele nagród był pokazywany na krajowych i zagranicznych festiwalach. W 2012 otrzymał Dziką Różę od dziennikarzy, w tym roku wręczono mu Dziką Różę dla najlepszego aktora. Wystąpił w serialach telewizyjnych: „Barwy szczęścia”, „Pierwsza miłość” „Bodo”. Zagrał główne role w filmach „Z miłości” i „Wyklęty”. Dawid Łukasik

Za najlepszego aktora kieleckiego teatru w ostatnim sezonie został uznany Wojciech Niemczyk. Opowiada nam o sezonie jak z amerykańskiego snu a także o roli najważniejszej - ojca.


Otrzymał pan Dziką Różę od publiczności dla najlepszego aktora sezonu, zagrał w dwóch ambitnych spektaklach i filmie „Wyklęty”, w którym wcielił się pan w głównego bohatera - czy to najlepszy okres w pana zawodowym życiu?

Najlepszy? Na pewno urozmaicony. Głośna premiera filmu to dość niecodzienne wydarzenie w moim życiu i to właśnie zadecydowało o inności tego sezonu.

Wystąpił pan w dwóch spektaklach znakomitych polskich reżyserów. Grzegorz Wiśniewski robił w Kielcach „Harper”, w której grał pan dwie postacie. Czy może pan powiedzieć jak doszło do tej współpracy?

To była propozycja Grzegorza. On bardzo sumiennie się przygotowywał. Przychodził na spektakle nas og lądać i jeśli ktoś zapadł mu w pamięć to starał się obejrzeć go we wszystkich, nawet epizodycznych rolach. Tak było także w moim przypadku. We „Wszyscy chcą żyć” grałem epizod, ale usłyszałem od Grzesia wiele ciepłych słów, stwierdził, że ten epizod bardzo dużo mu o mnie powiedział.

Wiśniewski jest bardzo kompletnym reżyserem. I nie chodzi o wiek, ale sposób pracy i podejście do niej. Praca jest pracą, szanujmy to. Godziny mogą być ruchome, bo jeśli pojawia się wymiana dobrej energii, coś się udaje, to może warto zostać godzinę dłużej i popróbować. Podobnie w sytuacjach, kiedy nie idzie. Trzeba się wykazywać dużą czujnością i myślę, że on tę czujność ma w stosunku do aktorów. Bardzo istotne wydaje mi się to, że u Grzegorza aktor jest na pierwszym miejscu. Bywa dzisiaj, że często górę biorą efekty w postaci projekcji, zabiegów techniczno-wizualnych a postać aktora czy wypowiadany tekst schodzą na dalszy plan. Miło było przysiąść, stworzyć postać z krwi i kości.

Podobnie było z Kubą Kowalskim. To zupełnie inny rodzaj wrażliwości, inna tematyka, inne światy, ale też praca czysto aktorska nad postacią. To miło, bo wtedy można pokazać więcej kolorów, barw ze swojego warsztatu.

„Zachodnie wybrzeże” to kolejny tekst Koltesa z pana udziałem. „Samotność pól bawełnianych” przyniosła panu i Tomkowi Nosinskiemu zasłużoną sławę, nagrody na festiwalach. Czy doświadczenia z „Samotności” były pomocne w tworzeniu tej postaci?

Byłem bogatszy, to znaczy ominęło mnie przerażenie, które mogło pojawić się w pierwszym podejściu do Koltesa, bo taki rodzaj przerażenia i lęku miałem początkowo, kiedy się zderzyłem z tekstem „Samotności pól bawełnianych”. Tam była taka ilość tekstu, jego złożoność i ogrom metafor, wszystko napisane bardzo bujnym językiem. Jak to ułożyć w interpretację, logiczny ciąg i jeszcze dodać coś więcej od siebie? To było na początku trudne.

Tutaj miałem świadomość, że teksty Koltesa są ogromnie wieloznaczne, jest w nich kilka głębi i możliwości interpretacyjnych również. Mam wrażenie, że tekst „Zachodniego wybrzeża” był trudniejszy, bo mniej klarowny. Bardzo często postaci opowiadały o finale sceny w pierwszych słowach a później rozpoczynała się walka o te puentę, o rozwiązanie sceny. Miałem wrażenie, że to w ogóle nie jest do zagrania.

Widział pan siebie w roli Karola?

Na początku, nawet będąc w próbach, nie sądziłem, że mam tak dużo do zagrania. Próbowaliśmy wyrywkowo i nie odczuwałem ogromu tego materiału, dopiero później dowiedziałem się, że mam kilkanaście scen. Byłem przerażony, ale dobrze, że nie zdawałem sobie z tego sprawy, bo może by mnie to sparaliżowało, czułbym wielką odpowiedzialność. A przez to, że praca była tak intensywna wchodziło to we mnie, stawało się organiczne i szliśmy dalej.

Jest tam wstrząsająca scena między ojcem granym przez Dawida Żłobińskiego a synem, czyli panem. Czy trudne było zbudowanie tego napięcia?

To była scena, z którą ja miałem największy problem. Próbowaliśmy gryźć ją na wszelki możliwy sposób aż w pewnym momencie postanowiłem skorzystać z tego co czuję - z bezradności. Bo nie wiedziałem jak po tym wszystkim mogę odegrać tę scenę z ojcem. I wtedy właśnie pojawiła się zupełnie inna paleta barw i inny rodzaj relacji. A na tym nam zależało: by relacje z matką, siostrą, przyjaciółmi były zupełnie inne. Walczyliśmy o to, ale drogi do tego, co możemy zobaczyć na scenie były przeróżne W tym przypadku było to stwierdzenie, że nie wiem jak to zrobić. Napięcie samo się wytworzyło, dzięki temu, że sobie najnormalniej w świecie odpuściliśmy. Stworzyliśmy zwykłą prozaiczną sytuację. Pomimo tego, że świat jest dziwny, postacie apokaliptycznie wykrzywione, to bohaterowie zaczynają rozmawiać w potoczny sposób jak ojciec z synem.

Jak pracowało się z reżyserem Kubą Kowalskim?

Bardzo dobrze wspominam tę współprace. Kuba czerpie dużo z aktora i stara się za nim podążać. Początkowo sekwencje były problematyczne, brnęliśmy w złym kierunku, ale kiedy rzuciliśmy się na głęboką wodę to Kuba w bardzo sprawny i profesjonalny sposób wychwytywał rzeczy, które były bardzo korzystne dla tego tekstu. I to zaczynało się klarować. Pomocna była też scenografia narzucająca wyobrażenie tego świata.

W tym sezonie oglądaliśmy pana także w spektaklu muzycznym „Zaucha. Welcome to the PRL.” Był pan jednym z Zauchów. Jak podobała się panu ta konwencja?

Tam niewiele miałem do zrobienia. Ten spektakl bazuje na obrazie, dźwięku. Jeśli mam być szczery to nie do końca byłem przekonany co do konwencji, ale cieszę się z każdej swojej pracy, bo zawsze jest to kolejne doświadczenie.

Ten rok był szczególny nie tylko ze względu na pracę w teatrze, ale także film. W marcu odbyła się premiera „Wyklętego”, filmu nad którym pracował pan ostatnie 3 lata. Przyjął ja pan z radością a może i z ulgą, że się udało dokończyć ten projekt?

Szczerze mówiąc z niedowierzaniem. Siedzieliśmy z reżyserem Konradem Łęckim w sali kinowej, obok prezydent, wokoło borowcy, ministrowie, masa polityków. Spytałem Konrada czy wyobrażał sobie coś takiego, kiedy rok temu siedzieliśmy gdzieś w lesie zastanawiając się czy w ogóle ukończymy ten film, a on powiedział, że nie. To było jak w amerykańskim śnie: rzecz, która mogła w ogóle nie powstać a powstawała z potrzeby serca, nagle stała się tak ważna i uroczysta.

Ale dla nas było to intensywne i męczące. Błysk fleszy, wywiady, zamieszanie. Trzeba to lubić a ja do takich osób nie należę. Wolę siedzieć na planie, pracować.

Konrad Łęcki powiedział, że tylko pana widział w roli głównego bohatera, żołnierza wyklętego, Lola. Czy i pan miał takie przekonanie, że to dla pana stworzone?

Łatwo było mi się z Lolem utożsamić, bo mam dużo wspólnego z moim bohaterem. Choćby rodzaj melancholii czy refleksyjności. Moje wyciszenie, było jak najbardziej pomocne w tworzeniu tej postaci. Dowiedziałem się, że Konrad pisał scenariusz z myślą o mnie. To było zaskoczenie i to miłe, bo przecież ja się z Konradem w tamtym czasie nie znałem.

Co było najtrudniejsze w tworzeniu tej postaci?

Tak naprawdę trudne było to, że nigdy nie wiedzieliśmy, co i kiedy będziemy kręcić. Siłą rzeczy nie mieliśmy ciągu scen, nie mogliśmy ułożyć ich w głowie. Zdjęcia kręciliśmy dwa lata i bywało, że zaczynaliśmy jakąś scenę a kolejna sekwencja powstawała po roku. A jeśli chodzi o warunki atmosferyczne czy fizyczne to do wszystkiego można się było przyzwyczaić. Człowiek nabierał wewnętrznej siły do znoszenia tych przeciwności. Ale czasami stawaliśmy w obliczu niepewności czy w ogóle zdołamy skończyć ten film. Nagle nie było żadnych wpłat a nam, im dalej byliśmy z pracą tym bardziej było szkoda, że coś może przepaść.

W czasie kręcenia „Wyklętego” został pan ojcem. Czy miało to wpływ na pana myślenie o tej postaci?

Na pewno, bo moja postać także staje się ojcem w trakcie walki i ukrywania się. Nie musiałem sobie wyobrażać jak to jest być ojcem, ale mogłem wyobrazić sobie, co by to znaczyło dla mnie jako ojca, gdybym nie mógł spotkać się z własnym dzieckiem, być oddzielonym od rodziny.

Nie żałuje pan tych trzech lat pracy w wyjątkowo trudnych warunkach, kosztem innych zajęć a także rodziny?

Nie żałuję, bo w filmie widać naszą pracę, wspólną energię. To był ważny film także dla mnie. Przyniósł wiele refleksji, poznałem dzięki niemu wielu dobrych ludzi. Fakt, że bywało ciężko, bo kiedy miałem wolne w teatrze to zamiast spędzać czas z moimi dziewczynami pędziłem na plan, ale one to rozumiały.

Zadowolony jest pan z przyjęcia filmu przez widzów?

Byłem zaskoczony. Nie liczyliśmy na wielki hałas i zamieszanie wokół filmu, to bardzo miłe kiedy za pośrednictwem mediów społecznościowych ludzie z całego świata piszą, że dziękują za film, jeden pan nawet za tę „świetną i ważną rolę” jak stwierdził, obiecał mi miód do końca życia, dosłownie to słodkie a w przenośni bardzo miłe i przyjemne.

W ostatniej scenie filmu jest pan z różańcem, także na codzień nosi pan różaniec a więc to nie przypadek. Czy ma dla pana szczególne znaczenie?

Tak, staram się mieć go zawszę przy sobie.

Proszę powiedzieć jak radzi pan sobie z emocjami, którymi ożywia pan grane postaci. Co rola taka jak Karola czy Lola zostawia w aktorze?

Ja jestem taką tykającą bombą, jeśli chodzi o emocje. Mam ich bardzo dużo. I dlatego wykonuję ten zawód, to taki rodzaj terapii. Dzięki temu wychodząc na scenę mogę te buzujące we mnie emocje ulokować.

A do domu wraca pan jako Karol czy Wojtek? Jak długo trwa zrzucenie stresu związanego z występem?

To raczej chwila. Mam zdolność przełączania stanów emocjonalnych: przełączam się na tryb Wojtek i jadę do domu.

A przed premierą? Zamienia się pan w tyrana, przed którym trzeba zmykać?

O to byłoby najlepiej zapytać moją żonę albo kolegów i koleżanki z pracy (śmiech). Ale myślę, że nie jest chyba ze mną aż tak źle (śmiech).

Dziecko pomaga rozładować stres?

O tak, kiedy się pobiega za taką trzylatką to działa odświeżająco.

Na dobre osiadł pan w Kielcach?

Wiele osób mnie o to pyta. Tutaj mam rodzinę, tutaj urodziła się moja córka, tutaj mam pracę którą lubię. Jest mi tu dobrze a poza tym lubię to miasto.

Jak słyszałam dzieckiem zajmujecie się po partnersku.

Nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej, pomagamy sobie we wszystkim, wspieramy się.

A czy znajduje pan czas na sport? Kiedyś był pan fanem piłki, hokeja.

W dalszym ciągu gram w hokeja, drużyna nazywa się Samson Samsonów a mecze rozgrywamy w Skarżysku-Kamiennej. W miarę możliwości staram się grać w piłkę, wspinać ale ostatnio króluje u mnie plac zabaw (śmiech).

Ostatnie pytanie dotyczy pana planów tych prywatnych wakacyjnych i zawodowych.
Jeszcze jedna próba i wyjazd do Koszalina na Festiwal Debiutów, bo tam będzie pokaz „Wyklętego”. Wakacje spędzimy w jakimś spokojnym miejscu, może jakieś konie. A po wakacjach „Rasputin” Rubina, gram także u Remigiusza Brzyka, więc do listopada mam co robić.

CoolTour - 40 lat Kombi, Apocalyptica w Szczecinie oraz koncert w obronie Puszczy Białowieskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie