MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Magdą Gessler, znaną restauratorka bez tajemnic: - Gotujący mężczyzna jest…bardzo sexy

Iwona ROJEK [email protected]
Magda Gessler mówi, że nie czuje się celebrytką, chce tylko ratować upadające restauracje.
Magda Gessler mówi, że nie czuje się celebrytką, chce tylko ratować upadające restauracje.
Życie nauczyło mnie tego, że niczego nie planuję, bo nigdy nie wiadomo co się nagle wydarzy. Dlatego staram się cieszyć każdym dniem bez robienia planów. Rozmowa z Magdą Gessler, znaną restauratorką, malarką i celebrytką. Rozmawialiśmy w hotelu Odyssey w Dąbrowie koło Kielc, gdzie odbywał się konkurs kulinarny w którym była jurorem.

Magda Gessler

Magda Gessler

Ma 60 lat. Malarka, restauratorka, prowadzi w TVN program "Kuchenne Rewolucje", w którym pomaga upadającym restauracjom, jest też jurorką polskiej edycji "Master Chef". Właścicielka i współwłaścicielka kilkunastu restauracji, autorką książek kucharskich i felietonów kulinarnych. Ma dwoje dzieci, Tadeusza i Larę. Często podróżuje między Polską i Kanadą, gdzie mieszka jej narzeczony Waldemar Kozerawski. Jest siostrą znanego polityka, obecnie obrońcy biednych ludzi Piotra Ikonowicza.

W młodości przewidziała Pani to, że zwiąże swoje zawodowe życie ze sztuką kulinarną, prowadzeniem restauracji, gotowaniem?

Przyznam, że brałam to pod uwagę, zważywszy na to, że pierwsze swoje danie przyrządziłam, gdy byłam trzylatką. Dzieciństwo spędziłam w Sofii - stolicy Bułgarii, potem mieszkałam w Hawanie - stolicy Kuby i Madrycie - stolicy Hiszpanii. Pochodzę z inteligenckiej, bardzo ciekawej, głośnej i emocjonalnej rodziny, która uwielbiała gotować. Odziedziczyłam po bliskich tę emocjonalność, zawsze lubię mówić prawdę w oczy, co niektórzy mają mi za złe. Jestem w pewnym sensie mieszanką kultury Wschodu i Zachodu, bo jedna babcia była z Wołynia, druga z Włoch, a moja mama wychowywała mnie z kolei w duchu religii prawosławnej. Sporo podróżowaliśmy, od dziecka podpatrywałem swoich najbliższych, a oni mnóstwo czasu przebywali w kuchni. Mój dom tworzył smaki, zapachy i dania, które ja pokochałam i chcę je ciągle odtwarzać na nowo w moich restauracjach. Rodzice, babcie ciągle gotowały, eksperymentowały, więc i ja zaczęłam zachowywać się podobnie. Gotowałam w szkole podstawowej, średniej i na studiach. Ale oprócz tego interesowały mnie też inne dziedziny życia. W Madrycie na Akademii Sztuk Pięknych skończyłam malarstwo.

Ale zaraz po studiach artystycznych zajęła się Pani urządzaniem i prowadzeniem restauracji, wynika z tego, że w tę stronę ciągnęło Panią bardziej?

Tak rzeczywiście się stało, ku wielkiej rozpaczy mojego ojca, korespondenta Polskiej Agencji Prasowej, który nie bardzo mógł mi tego mojego posunięcia wybaczyć. Nie chciałam sprawiać mu zawodu, tym bardziej, że był niezwykłą postacią. To on nauczył mnie ciężkiej pracy, pasji i radości życia. Jestem mu za to bardzo wdzięczna. Ale ja wtedy uważałam, że obie dziedziny są sztuką i obiecałam mu, że nie zrezygnuje z malarstwa. Do tej pory zresztą cały czas maluję i tu też lubię eksperymentować, niekonwencjonalnie łączyć tematy i kolory. Bo ja zawsze staram się wymyślać coś nowego, nie lubię powielać rzeczy, które stworzyli już inni.

Co Pani najchętniej maluje?

Kobiety. Uważam, że w Polsce kobiety są wyjątkowe, mają urodę, wielką kobiecą siłę, wytrzymałość, odporność na różne ciosy. I ja je wspieram poprzez malowanie. Wystawiałam swoje obrazy w Madrycie, w warszawskim Pałacu Kultury, są u prywatnych kolekcjonerów w świecie.

Oprócz kulinariów i malarstwa interesuje Panią coś jeszcze ?

Tak kolejną moją pasją jest taniec. W młodości chodziłam do szkoły baletowej i na pewno zajmowałabym się nim dłużej, gdyby nie dwie przeszkody to, że mam płaskostopie i niezbyt subtelną figurę. Na baletnicę raczej bym się nie nadawała, dlatego wybrałam to, w czym czułam się najlepiej. Ale był w moim życiu czas, kiedy tańczyłam zawodowo na Kubie, bo należę do bardzo odważnych kobiet. Mam południowy temperament, działam szybko i zdecydowanie.

Uważa Pani, że w dziedzinie gotowania wie już wszystko, jest niekwestionowanym ekspertem?

Może zabrzmi to nieskromnie, ale tak właśnie o sobie myślę. Gdybym nie była o tym przekonana, nie zdecydowałabym się na prowadzenie programu "Kuchenne rewolucje", w którym mam tylko cztery dni na dokonanie gruntownych zmian, zarówno jeśli chodzi o wystrój lokalu, do czego przydaje się mój zmysł plastyczny jak i serwowanych potraw. Zmiana menu, sposobu przyrządzania dań, podejścia do klientów, to wszystko jest przeprowadzane błyskawicznie, więc ja muszę być pewna tego co robię.

Niektórzy zarzucają, że bywa Pani zbyt krytyczna, mówi przykre rzeczy bez ogródek, dobrze się Pani z tym czuje?

Nie lubię krytykować, ale muszę to robić, gdy tego wymaga sytuacja, żeby osiągnąć pożądane efekty. Ludzie muszą we mnie wierzyć i ze mną współpracować. Bywam twarda, bo tylko tak można zmobilizować pracowników do wyjścia z marazmu, gdy sobie nie radzą. Osobiście wolę chwalić, coś budować, tworzyć nową, lepszą jakość i myślę, że w dużej mierze mi się to udaje. Mam nadzieję, że otworzyłam moich rodaków na nowe smaki, na ciekawe potrawy, na to, że jedzenie może być dobre i zdrowe. Także na to, że nie można nikogo oszukiwać oferując nieświeże dania, bo taka polityka ma bardzo krótkie nogi. Niestety nadal wiele osób nie rozumie czym w gastronomii są kreatywność, obsługa gości, odpowiedzialność, uczciwość i wyjątkowy smak.

A co Pani sądzi o kuchni Polaków?

Uważam, że gotują oni stanowczo za dużo, czym wykańczają samych siebie i tych, którym te potrawy serwują. Jestem przeciwniczką tego, żeby na obiad podawać zupę, drugie danie, trzy sałatki i jeszcze dwa desery. Wystarczy kawałek z mięsa z sałatką, albo szparagi z masełkiem i bułeczką. A na deser może być gruszka albo pomarańcza. Nie ma co przesadzać. Jestem zwolenniczką prostoty i umiaru.

Pani dzieci Lara i Tadeusz poszły w Pani ślady, to dobrze?

Nie zabiegałam o to, ale tak się stało, wybrali ten zawód bez żadnych sugestii z mojej strony. Są moimi najlepszymi przyjaciółmi. Lara jest skromna i mądra, nie lubi być w centrum zainteresowania, pracuje w londyńskiej trzygwiazdkowej restauracji. Chce być najlepszą w Polsce specjalistką od ciast. Tadeusz prowadzi już dwie restauracje w Warszawie. Mamy ze sobą bardzo dobry kontakt. Nigdy nie żaliłam się na nic do koleżanek, chociaż nieraz bywało mi ciężko, bo uważam, że nie wskazane byłoby jakby stały się moimi psychoterapeutkami, ale przed dziećmi nie mam żadnych tajemnic. Tak obydwoje dbają o mnie, że nieraz się czuję jakbym to ja była ich dzieckiem, a nie oni moimi.

A rozumie Pani kobiety, które nie lubią gotować ?

Nie bardzo. Wydaje mi się, że same sobie odbierają pewne ważne atuty. Mężczyźni lubią dobrze zjeść i panie nie powinny pozbawiać siebie takiej broni. Każda jest w stanie nauczyć się gotować choć parę dań, aby zyskać sympatię swojego partnera. Bo, żeby być wybitnym w tej dziedzinie trzeba mieć talent.

A lubi Pani gotujących mężczyzn?

Oczywiście. Są mega sexi. Gotowanie w niczym nie pozbawia ich męskości. Mężczyźni są rewelacyjnymi kucharzami. Chętnie jem potrawy przez nich przygotowane, uczymy się od siebie nawzajem.

Co uważa Pani za swój największy sukces?

Mam ich nas swoim koncie sporo. Sukcesem na pewno jest to, że kocham to co robię, dzięki czemu jestem tak zajęta, że nie czuje lęku, bo nie mam czasu na myślenie o przemijaniu czy zmarszczkach. Wiele kobiet w moim wieku popada w depresję, bo tracą to co stanowiło o ich wartości, urodę. A mnie moja pasja pozwala zachować uśmiech i młodość. Dziś jestem w jednym miejscu, jutro przemieszczam się gdzie indziej. Na bycie celebrytką nie mam zwyczajnie czasu, bardzo rzadko spotykam się ze znajomymi, nie bywam na przyjęciach czy bankietach. Ciągle pracuje, a odpoczywam najczęściej w Toronto. Jeżdżę tam zwykle raz w miesiącu do mojego ukochanego Waldemara Kozerawskiego. Bywa tak, że gdy Waldek, który jest lekarzem pracuje, ja buszuję po sklepach. Kupuję ubrania dla całej rodziny, wszystkie rozmiary znam na pamięć, są zadowoleni z moich wyborów.

Co dla Pani jest najważniejsze miłość, pasja, dzieci?

Oczywiście, że miłość, nie wyobrażam sobie życia bez miłości. Sama muszę kochać i muszę też być kochana. Miłość do mężczyzny i do dzieci stanowi o sensie życia. A pasja pozwala mi się czuć wartościową, zrealizowaną kobietą. Jestem zwyczajnie szczęśliwa. Program też mnie wiele nauczył. Przede wszystkim skromności, pokory, zobaczyłam, że ludzie mają podobne problemy do moich. Wielu potrzebuje pomocy i ja staram się podać im pomocną dłoń.

Jutro mamy wyjątkowy Dzień - Wszystkich Świętych, skłania Panią do refleksji, zdarza się Pani czegoś żałować?

Żałuję, że nie żyje mój pierwszy mąż, że często mam za mało czasu dla moich dzieci, że robiąc to, co teraz robię nie mam za wiele czasu również dla siebie. A refleksje? Życie nauczyło mnie tego, że niczego nie planuję, bo nigdy nie wiadomo co się nagle wydarzy. Dlatego staram się cieszyć każdym dniem bez robienia planów.

Dziękuję za rozmowę

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie