Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ścięli zabytkowe drzewo w Wólce Kłuckiej. Zapłacą gigantyczne odszkodowanie?

Bartłomiej Bitner
Tak wygląda wiąz po bardzo dużym przycięciu, którego dokonano w kwietniu 2015 roku.
Tak wygląda wiąz po bardzo dużym przycięciu, którego dokonano w kwietniu 2015 roku. Krzysztof Krogulec
Nawet milion 151 tysięcy złotych kary może zapłacić gmina Mniów za to, że zdecydowała się ściąć około 150-letni wiąz w Wólce Kłuckiej. Dlatego, że drzewo ma znajdować się na terenie działki, która wraz zabudowaniami jest pod ochroną konserwatora zabytków – tak twierdzą jej właściciele. Ale władze gminy są przekonane, iż okaz stoi w pasie drogowym.

Piszemy, że stoi, a więc w czasie teraźniejszym, bo drzewa nie wycięto w pień. – Ogłowiono je – precyzuje Maciej Lubecki, wicewójt Mniowa, który zajmuje się sprawą ze strony gminy. Ale to oznacza, że przycięto je bardzo mocno. Gdy przyjechaliśmy zobaczyć wiąz, naszym oczom ukazał się około 6-metrowy kikut. Ma liście, bo nie wycięto zupełnie gałęzi na wysokości 3-5 metrów. Jednak tak naprawdę to już tylko pozostałość po drzewie.

- Wycięli je w kwietniu 2015 roku. Ponieważ nasz budynek w Wólce Kłuckiej stanowi dla nas domek letniskowy, to mieszkamy w nim od czerwca do sierpnia i dlatego o wycince dowiedzieliśmy się po fakcie – mówią Agnieszka i Krzysztof Kurpińscy, właściciele działki, na której stoi wiąz.

I tu właśnie meritum sprawy. O drzewo może się oprzeć każdy. Nie dlatego, że właściciele pozwolą, ale z tego względu, że każdy ma do niego dostęp. Wiąz stoi tuż przy drodze dojazdowej do pól i nie jest ogrodzony. – Kiedyś jeden ze słupków bramy znajdował się bliżej drogi. Zdemontowałem go, a bramę cofnąłem w głąb posesji. Dlatego drzewo jest za płotem, ale znajduje się na terenie mojej i żony działki – wyjaśnia pan Krzysztof.

W czasie burzy spadały konary

Z tym nie zgadzają się władze gminy. Zdecydowały się na przycięcie wiązu, bo prosili o to sąsiedzi państwa Kurpińskich. Chodziło o zagrożenie, jakie zwłaszcza w czasie wichur stwarzały konary wysokiego niegdyś na kilkanaście metrów i bardzo rozłożystego drzewa.

- Jak była burza, to na moje podwórko i dom spadały fragmenty grubych gałęzi. Bałam się, że w końcu urwie się taki konar, który przebije i uszkodzi dach. Dlatego domagałam się od gminy ścięcia drzewa – mówi Barbara Grabowska, której posesja jest po drugiej stronie tej bardzo wąskiej drogi dojazdowej do pól.

Kobieta jest teraz zadowolona, państwo Kurpińscy przeciwnie. Także dlatego, że ich działka wraz z zabudowaniami podlega pod Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków w Kielcach. Bo to nie jest taka zwykła działka. W głębi, nieco schowane za drzewami, znajdują się na niej ruiny pałacu. Jak twierdzą państwo Kurpińscy, obiekt jest z 1830 roku i na początku należał do Eustachego Kołłątaja. – Dlatego za wszystko na naszej posesji odpowiada konserwator zabytków. Nie mogę robić nic bez jego zgody. A tymczasem gmina wynajęła zwyżkę i pilarza i wycięła drzewo nie informując o tym konserwatora – mówi pan Krzysztof.

Wycinka wiązu tak zdenerwowała państwa Kurpińskich, że weszli z gminą Mniów na drogę sądową. Domagają się odszkodowania. Wynajęli dendrologa, by nie tylko oszacował wiek drzewa, ale i karę, jaką gmina powinna zapłacić za to – ich zdaniem – nielegalne przycięcie. Ponieważ wiąz ma około 150 lat i znajduje się na terenie „zabytkowym”, wyszło, iż gmina Mniów może zapłacić nawet 1 milion 151 tysięcy złotych kary. – Ale my domagamy się tylko symbolicznej kwoty w wysokości 50 tysięcy złotych – dodaje pan Krzysztof.

Wiąz to mercedes wśród drzew

Władze Mniowa nie obawiają się jednak, że gmina dostanie karę. – Bo bazujemy na odpowiednich dokumentach. Takim, stanowiącym podstawę do tego, żebyśmy mogli ubiegać się o pozwolenie na wycięcie, jest mapa z wyrokiem Sądu Okręgowego w Końskich z 1975, na mocy którego utworzono służebność drogi koniecznej. Chodziło o poszerzenie tej drogi tak, by umożliwić przejazd samochodom – mówi wicewójt Maciej Lubecki.

Dlatego gmina uznała, iż drzewo stoi w pasie drogowym i uzyskała pozwolenie na wycinkę. – Ponieważ sami nie mogliśmy sobie go wydać, zwróciliśmy się w tej sprawie do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. Wskazało, że pozwolenie może wydać wójt gminy Radoszyce i od niego otrzymaliśmy zielone światło – dodaje wicewójt.

Sprawą obecnie zajmuje się Sąd Rejonowy w Końskich. We wtorek, 20 czerwca, odbyła się rozprawa, ale wyrok nie zapadł – została odroczona.

- Bo już poprosiliśmy geodetę, by w najbliższym czasie unormował sprawę, czyli dokonał rozgraniczenia działek w oparciu o dokumenty z 1975 roku i jasno wykazał, że wiąz jest w pasie drogowym – mówi Maciej Lubecki.

Państwo Kurpińscy zapowiadają, że nie odpuszczą. – Po pierwsze, cała działka w związku z wycięciem drzewa sporo straciła na wartości. Po drugie, wiązy to bardzo rzadkie drzewa, których nie wycina się ot tak. Wiązy to mercedesy wśród drzew, w dodatku dziś coraz rzadziej spotykane. Wciąż będziemy się domagali zadośćuczynienia za wycinkę – podkreślają.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie