Sąsiedzki konflikt o pszczoły w Dolinie Marczakowej w gminie Masłów. Sprawa w sądzie i nakaz usunięcia pasieki
Z redakcją „Echa Dnia” skontaktował się pan Zdzisław Mochocki. Mężczyzna czuje się pokrzywdzony decyzją sądu, który nakazał mu wyrokiem usunięcie pasieki. - Sąsiadowi przeszkadza moja pasieka w każdym aspekcie. Twierdzi, że nie może korzystać ze swojej działki, spotykać się z bliskimi i rodziną, ponieważ pszczoły są bardzo uciążliwe. Taki zarzut przedstawił w sądzie jednocześnie wzywając mnie do usunięcia pasieki – mówi pan Zdzisław. Dodaje, że ta pasieka, większa bądź mniejsza na przestrzeni czasu, działa już od około 50 lat. - Kiedyś tu było nawet 50 uli, teraz jest znacznie mniej. Sąsiad wybudował dom na działce obok jakoś cztery lata temu. Wiedział, że pasieka w mojej rodzinie jest od tylu lat. W trakcie budowy domu również nie było żadnych incydentów z pszczołami. Ja nawet chciałem powołać jako świadków w sądzie osoby, które wykonywały usługi przy budowie domu. Żeby powiedzieli czy rzeczywiście te pszczoły im przeszkadzały w czymkolwiek. Sąd jednak nie przychylił się do mojej prośby – tłumaczy pan Zdzisław.
Sprawa w sądzie zakończyła się wygraną sąsiada i zgodnie z wyrokiem pan Zdzisław musi usunąć pasiekę. - Nie uważam, żeby to był sprawiedliwy wyrok. Pszczoły krążą wokół uli i mają trasę w kierunku łąk i lasu. Od sąsiada jestem odgrodzony wysokimi i gęstymi krzewami, przez które pszczoły nie przelatują. Zresztą wystarczy się przejść ścieżką przy ogrodzeniu, żeby zobaczyć, że tam pszczół już nie ma. Gdy w trakcie sprawy odbywały się oględziny w towarzystwie sędziny, to na działce sąsiada nie było żadnych latających pszczół. Pokazywał jedynie kilka martwych owadów w wiadrze z wodą. To jest ta uciążliwość. Że pszczoły przylatują do wody i się topią – mówi pan Zdzisław i dodaje, że dla niego to zwykła sąsiedzka złośliwość.
Spotkaliśmy się również z sąsiadami, którzy założyli sprawę w sądzie. Pani Elżbieta i pan Tomasz Kozubkowie przedstawili swoje argumenty. Twierdzą, że sprawa ma swój początek już w 2008 roku. - Wtedy uli było więcej, bo około 30. Chcieliśmy wypracować jakiś kompromis i zaproponowaliśmy, żeby sąsiedzi pasiekę przenieśli nieco dalej. Nie było współpracy, więc sprawa zakończyła się w sądzie, a wyrok już wtedy był na naszą korzyść. Sąsiedzi jednak postanowili go „obejść” i działka została przepisana na wnuczka, a pasieka na syna. W ten sposób wszystko zaczęło się od nowa. Po latach postanowiliśmy założyć kolejną sprawę i znów wygraliśmy. Tym razem wyrok mówi, że pasieka ma zniknąć z konkretnej działki, więc mamy nadzieję, że zostanie on wykonany przez sąsiada. Z życzliwości daliśmy mu na to kilka tygodni czasu – mówią państwo Kozubek.
Dodają, że na uciążliwości związane z pszczołami skarży się wielu sąsiadów. - Jednym owady wleciały do komina, komuś innemu do domu. Naprawdę większość wsi jest za nami. My po prostu odważyliśmy się pójść do sądu. Mieszkamy najbliżej i w niektóre dni tutaj nie da się żyć. Pszczoły krążą nad głowami, nie raz atakują. Mamy małe wnuki i nie możemy sobie pozwolić na taki stan. Niektórzy nasi znajomi boją się pszczół, więc jak nas odwiedzają to musimy zamykać się w domu. Podczas procesu swoją opinię wyrażali biegli i wyraźnie wskazywali, że pasieka jest usytuowana w sposób zakłócający korzystanie z nieruchomości sąsiednich. Zwłaszcza, że sąsiedzi nie mieszkają obok. Przyjeżdżają tu tylko i doglądają pszczół hobbystycznie. W wiele dni jesteśmy tu tylko my i owady. Chcemy po prostu normalnie żyć i w spokoju korzystać z własnej działki – wyjaśniają państwo Kozubek.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?