To ich pierwsza porażka w Kielcach w tym sezonie.
Korona jak już przegrywa w tym sezonie to wysoko. W sobotę uległa Zagłębiu Lubin w Kielcach 1:4. Nie dość, że po raz pierwszy w tym sezonie doznała porażki na własnym stadionie w ekstraklasie, to jeszcze w rozmachach, w jakich na stadionie w Kielcach w tej klasie rozgrywek nie przegrała.
Zagłębie to zespół, który Koronie wybitnie nie leży. Do tej pory zespoły zetknęły się w ekstraklasie czterokrotnie i kielczanom ani razu nie udało się zwyciężyć. W pierwszym sezonie gry Korony w najwyższej lidze były dwa remisy, w minionym dwie porażki. Kibice mieli nadzieję, że może tym razem się uda.
Niestety. Kielczanie przegrali wysoko i choć nie stracili drugiego miejsca w tabeli na koniec pierwszej rundy, to goniące ją Legia i Lech bardzo się zbliżyły. W sobotę w meczu z mistrzem Polski Koronie nie można odmówić woli walki, determinacji, ale popełniła zbyt dużo błędów w defensywie, przy kiepskiej skuteczności. No i sędzia Hubert Siejewicz.
CZEMU ZNÓW TEN SĘDZIA?
To dziwne, że arbiter, który prowadził niedawno mecz Korony z Groclinem, popełnił w nim dwa błędy, których konsekwencją były gole dla rywala (rzut karny z kapelusza i gol ze spalonego), znów prowadził mecz z udziałem kieleckiej drużyny. I znów się pomylił, bo podyktował rzut wolny, którego nie było, a kielczanie stracili po nim bramkę, najważniejszą w tym meczu, dającą prowadzenie Zagłębiu 2:1.
Ale też przyznać trzeba, że Korona w sobotę grała dobrze tylko przez pół godziny. Czy to mogło wystarczyć? O dziwo mogło, pod warunkiem, że gospodarze wykorzystaliby doskonałe okazje, które wtedy stworzyli. Mieli ich tyle, że wystarczyłoby przynajmniej na trzy gole. Strzelili tylko jednego i to się srogo zemściło.
EDI W TRZYNASTEJ
A przecież zaczęło się tak pięknie w…13 minucie. Wtedy to po dośrodkowaniu Pawła Sasina przed bramką Ptaka znalazł się Edi Andradina i mimo że miał przed sobą trzech obrońców, zdołał pięknym uderzeniem posłać piłkę do siatki. Ten gol był konsekwencją olbrzymiej przewagi, jaką mieli w tym czasie podopieczni trenera Jacka Zielińskiego. Minutę wcześniej z 5 metrów po rzucie rożnym główkował prosto w bramkarza Marcin Kuś, a wcześniej po ładnej kontrze i dośrodkowaniu tego zawodnika nikt w polu karnym nie sięgnął piłki.
Po zdobyciu prowadzenia kielczanie z jeszcze większą siłą natarli na rywala, okazje mieli Hernani (nie sięgnął piłki po rzucie rożnym), Edi Andradina (strzelił nad bramką), Marcin Robak i Paweł Sasin (nie trafili z bliska). Kibice aż łapali się za głowę, że żadna z tych okazji nie zakończyła się golem, ale przewaga kielczan była w tym okresie tak wielka, że kolejne trafienia wydawały się kwestią czasu.
Ale Zagłębie przetrwało ten napór. Pierwszą świetną kontrę goście wyprowadzili w 22 minucie, ale wtedy równie piękną paradą popisał się Maciej Mielcarz broniąc w sytuacji sam na sam z Szymonem Pawłowskim. W 34 minucie Pawłowski już okazję wykorzystał, wchodząc tym razem w pole karne z prawej strony boiska i zrobiło się 1:1.
ZDENERWOWANY ZIELIŃSKI
Decydująca dla losów meczu była chyba 47 minuta. Marcin Drzymont ubiegł Rui Miguela wybijając mu piłkę spod nóg, ale sędzia uznał, że kielecki obrońca faulował i podyktował rzut wolny tuż przed polem karnym.
- Wiedzieliśmy, że Zagłębie ma świetnych wykonawców rzutów wolnych, dlatego nie faulowaliśmy przed polem karnym. Ale to nie wystarczyło, bo sędzia dał prezent Zagłębiu, a Iwański zamienił go na gola - mówił po meczu zdenerwowany Jacek Zieliński. Szkoleniowiec kielczan nie zwykł oceniać i narzekać na sędziów, ale arbiter z Białegostoku rzeczywiście popełnił w sobotę kilka błędów.
Ale też przyznać trzeba, że Korona w trudnej sytuacji nie potrafi się pozbierać. W sobotę, w drugiej połowie choć się starała, to niewiele już z tego wynikało. W dodatku nadziała się na dwie kontry, które prawie w identyczny sposób wykorzystał wprowadzony na boisko Plizga. Przy ostatniej miał ułatwione zadanie, gdyż kielczanie grali już w "dziesiątkę".
Z BEŁCHATOWEM BEZ ŚRODKOWYCH
Sędzia choć pokazał 11 kartek (jedna rezerwowemu graczowi Zagłębia - Alunderisowi), nie potrafił zapanować nad emocjami zawodników. W konsekwencji, po starciu Hermesa z Rui Miguelem, po którym doszło do przepychanki między piłkarzami obu zespołów, z boiska wyleciał za drugą żółtą kartkę Hermes. To były jego trzecia i czwarta żółta kartka, więc nie zagra w meczu z Bełchatowem. Nie zagra też Mariusz Zganiacz, który też otrzymał czwartą. To oznacza, że w sobotę w Kielcach z wicemistrzem Polski Korona zagra bez dwóch podstawowych środkowych pomocników.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?