Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polski hit eksportowy

Dorota KOSIERKIEWICZ<br />Współpraca Dominik Majsterek

W naszym regionie są cztery psy, które aktualnie należą do najlepszych psów na świecie w swojej rasie. W Kielcach są to Banialuka - polski owczarek nizinny i Cha-Cha - szpic klasyczny. W Sędziszowie mamy jamnika długowłosego o imieniu Rimini. Radom może pochwalić psem nazywanym U-Sato. Jest to przedstawiciel rzadkiej w Polsce rasy japońskich psów bojowych tosa inu.

Wielu ludzi zastanawia się, po co psom międzynarodowe certyfikaty i wystawy. Wychodzą z prostego założenia, że pies to pies i byle dobrze pilnował domu. Tymczasem każda rasa jest inna, są psy obronne, pasterskie, stróżujące, myśliwskie i do towarzystwa. Każdy ma inne przeznaczenie i stosowny do tego charakter. Od kilkunastu lat, kiedy nie ma kłopotów z wyjazdami za granicę, w Polsce pojawiło się bardzo wiele nieznanych do tej pory u nas ras. Mamy psy zaganiające lwy w Afryce - rhodesian ridgeback, psy bojowe z Japonii - tosa inu. Z Zachodu przyszła do nas moda na szpice, modne już w okresie międzywojennym, a zapomniane po II wojnie światowej, ulubione pieski polskich arystokratek.

- Nikogo nie dziwi, że hodowcy koni arabskich jeżdżą po całym świecie w poszukiwaniu doskonałego materiału genetycznego, tak samo jest w kynologii. Pies nie tylko ma być ładny, ale przede wszystkim powinien mieć dobry charakter. W poszukiwaniu "dobrej krwi" warto zjeździć cały świat. Jedna z pań z Kielc wybrała się do Stanów Zjednoczonych, bo tam był odpowiedni partner dla jej bernardynki - opowiada Agata Semik, prezes Związku Kynologicznego, oddział w Kielcach. - Hodując psy z rodowodem po pierwsze traktujemy kynologię jak naukę, która pozwala na wyhodowanie takiego psa, jakiego właśnie potrzebujemy. Po drugie daje nam to pewność, że nie kupujemy kota w worku, a nasze zwierzę, jeżeli nawet nie zostanie championem, to będzie miłym towarzyszem naszej codzienności. I po trzecie kynologia to ogromna pasja wypływająca z miłości do psów, które kochają ludzi bezwarunkowo i są z nami od zarania dziejów. Warto więc traktować je poważnie. Wyhodowanie interchampiona wymaga od właściciela i zwierzęcia wytrwałej pracy, wielu wyjazdów na zagraniczne i krajowe wystawy. Sukces nigdy nie przychodzi łatwo. A my mamy na swojej liście trzy interchampiony z certyfikatami i kilka wspaniałych psów, które są o krok od zdobycia tego prestiżowego tytułu - podaje Semik. Dodajmy, że w naszym regionie hodowany jest czwarty pies - aktualny interchampion - w Radomiu.

Cha-Cha i jej pan

Czarny piesek wita mnie szczekaniem. Ma błyszczącą długą sierść i zabawną mordkę. - Cha-Cha nieładnie tak obszczekiwać gości - strofuje ją pan. Ale piesek nie słucha, dalej zawzięcie na mnie szczeka trzymając stosowny dystans. - To poważny pies stróżujący - tłumaczy ulubienicę pan Grzegorz, a Anna podaje mi na kolana spłoszone zwierzątko. Jest wielkości perskiego kota. Cha-Cha Mumuru czyli czteroletni szpic klasyczny, własność Grzegorza i Anny Świerczów z Kielc, jest również interchampionem.

- Szpice należą do ras pierwotnych, są najstarszymi psami domowymi i występują na całym świecie. Różnią się tylko wielkością i umaszczeniem. Przed wiekami były ulubionymi stróżami wozaków, dopiero w XIX wieku trafiły na salony i z czasem stały się ulubionymi pieskami nie tylko polskiej arystokracji. Szpic jest zawsze niezawodnym psem stróżującym, tak jak nasza Cha-Cha - podkreśla pan. - W stosunku do obcych nieufny, ale bardzo oddany swojemu panu. Silny, łatwo się przystosowujący i wytrwały. Jest dostatecznie duży, by odbywać długie wędrówki i dostatecznie mały, by wszędzie towarzyszyć swojemu panu. Razem z Cha-Chą chodzimy w góry. Kiedy ja wędruję osiem kilometrów ona przebiega ze dwanaście, kręcąc się w kółko, wszystkiego ciekawa.

- Cha-Cha jest prawdziwą internacjonalistką, ojciec z Czech, matka z Niemiec, a mieszka w Polsce - dodaje Anna. - Kupiliśmy psa tylko dla siebie, bo lubimy zwierzaki. Ale przypadek sprawił, że jechaliśmy do Lublina jak raz w tym samym czasie, kiedy tam odbywała się wystawa psów rasowych. W Związku Kynologicznym mówiono nam, że Cha-Cha jest bardzo udanym psem. Postanowiliśmy zaryzykować. I została młodzieżową championką Polski, gdy dorosła zdobyła championat Polski. No to pojechaliśmy do Czech, znowu wygrała, do Słowacji i Węgier. Wracała z laurami nasza mała interchampionka - głaszczą pupilkę. - Chcemy, żeby Cha-Cha miała szczeniaki - planują.

Z wiejskiego podwórka na światowe ringi

W ostatnich latach na światowych wystawach podziwiane są i bardzo cenione polskie owczarki nizinne. Takie kudłate psy znane były w Polsce od zawsze - przez co najmniej cztery stulecia biegały po wiejskich podwórkach w Polsce. Dzisiaj mamy na Kielecczyźnie interchampiona w tej rasie - Banialukę z Wielgowa. Piękną kudłatą suczkę Gabrieli Obary, która wyhodowała już kilka polskich owczarków nizinnych.

- Pierwsze próby ustalenia rasy polskiego owczarka nizinnego i próby hodowlane podjęto dopiero po I wojnie światowej. Pewien udział miało tu wojsko, które próbowało przysposobić je dla służb ochrony pogranicza. Ale pierwsze dwa rasowe pieski pojawiły się na wystawie w Warszawie w 1924 roku. Były to psy z hodowli Marii Czetwertyńskiej-Grocholskiej, z jej majątku w Plancie koło Radzynia Podlaskiego - opowiada właścicielka owczarków.

- W czasie II wojny owczarki zostały zarekwirowane przez Niemców i wysłane do Norwegii. Tylko dwa psy z tej hodowli przeżyły wojnę, a jednego z nich - Tuśkę - pani Żółtowska zabrała z sobą do Krakowa - dodaje Gabriela Obara.

Pierwsza hodowla tych psów po wojnie powstała w Bydgoszczy. W 1950 roku w prasie ukazał się komunikat wydany przez Związek Kynologiczny w Polsce. Proszono o pomoc w odtworzeniu tej rasy, podano wzorzec oraz zamieszczono zdjęcie Tuśki. W 1953 roku na wystawie w Bydgoszczy przedstawiono już trzy polskie owczarki nizinne. Pies tej rasy pojawił się w popularnej audycji radiowej "Matysiakowie". Dopiero jednak w 1965 roku wzorzec tej rasy został przyjęty przez Międzynarodową Federację Kynologiczną, co znaczy, że polski owczarek nizinny został uznany za rasowego.

Z czasem polskie owczarki zaczęły wyjeżdżać za granicę stając się niekwestionowanym "hitem eksportowym" Polski. Dzisiaj psy tej rasy są hodowane na całym świecie.

Interchampiom kozim pastuszkiem

U Gabrieli Obary witają nas dwa kudłacze, interchampionka Banialuka zwana Luką i jej córka Ryska. Mają miękką, długą szarą sierść, która zasłania im oczy, wyglądają jak wielkie pluszowe zabawki. Gabrysia rzuca Banialuce piłeczkę, a ta biegnie za nią i w zębach przynosi swojej pani. - Uwielbiają się bawić i gonić po łąkach. Luka to nasz stróż domowy i podwórkowy, lubi wszystko mieć "na oku" i jak przystało na owczarka rusza do akcji dopiero jak uzna, że coś wymaga sprawdzenia. Pilnuje kóz na wsi u mojej mamy, żadna nie może wyjść poza wyznaczony teren. Luka siedzi na górce i sprawdza. Jak któraś odejdzie za daleko doprowadza ją do porządku. Wszędzie jest pierwsza, ale uwielbia również pieszczoty i wylegiwanie się na kanapach. Ogromną przyjemność sprawia nam wystawianie naszej championki. Po przodkach odziedziczyła urodę i zawsze zajmuje czołowe lokaty, o czym świadczą jej liczne tytuły i osiągnięcia. Ma na swoim koncie dziewięć międzynarodowych certyfikatów.

- Mam do tych psów słabość od 1988 roku, kiedy to razem z mamą i siostrą kupiłyśmy mieszkającym na wsi dziadkom Jarysa. Jarys pilnował kur i nikogo obcego nie wpuścił na podwórko. Był piękny i mądry. Od tamtej pory zakochałam się w tych kudłaczach - śmieje się Gabrysia i głaszcze Lukę oraz Ryskę. - To chluba polskiej kynologii. Piękny, średniego wzrostu pies o długiej, gęstej, kosmatej szacie i bardzo miłym charakterze. Bardzo lubi pływać, aportować z ziemi i wody. We wszystkich sportach należy go wręcz powstrzymywać, gdyż czasami wykazuje nadmierną odwagę, a przez to nieostrożność - mówi Gabrysia.

Rimini - pogromca lisów

Rimini, długowłosy jamnik Małgorzaty Mysiary z Sędziszowa, ma piękną rudą jedwabistą sierść. Rozłożył się wygodnie na kanapie w stosownej odległości ode mnie i nie spuszcza oka z obcego w domu. Bardziej przyjaźnie zachowuje się Scherryll, jego żona, jak ją nazywa Małgorzata, i najmłodszy Santorini. - To cała moja hodowla - tłumaczy właścicielka jamników. - Zakochałam się w tej rasie w 1988 roku, kiedy kupiliśmy w Krakowie pierwszego jamnika. Jamniki są bardzo przemyślne, w swoje gierki potrafią wmanipulować człowieka. Przechytrzyć je to wielka sztuka. Bardzo łatwo się przywiązują i kochają bezgranicznie - dodaje.

Psy podróżują ze swoją panią i chodzą nawet do sklepu. Na uwagi sprzedawców, że psom nie wolno wchodzić z uśmiechem odpowiada, że to nie pies, tylko jamnik. Na wystawy zaczęła jeździć również przez przypadek. - Nigdy nie ma się wątpliwości, że kupując Rimini, to był strzał w dziesiątkę. Nie tylko zachwycają się nim na wystawach, ale jako jedyny jamnik długowłosy potrafi wytropić i zagonić lisa. Jak pojechaliśmy na zawody to myśliwi się z niego śmiali, ale tylko do momentu, gdy pokazał co potrafi - głaszcze swojego psa, który wdrapuje się pani na kolana. Rimini zdobył pięć tytułów championa międzynarodowego.

Urodzony zwycięzca

U-Sato z Radomia jest masywnym psem z rzadko spotykanej w Polsce rasy japońskiej tosa inu. Jak do tej pory zdobył dziewięć tytułów championa międzynarodowego. To dużo jak na trzy i pół roku życia. - Od urodzenia był skazany na sukces, bo rodowód ma imponujący - mówi jego właściciel Dariusz Skorek.

Małgorzata i Dariusz Skorkowie najlepiej w Polsce znają rasę tosa inu, bo to oni sprowadzili ją do naszego kraju. Pierwszy pies tej rasy zakupiony został przez nich w Holandii pod koniec lat osiemdziesiątych. I to z tej linii pochodzi cała utytułowana rodzinka.

Tosa inu wywodzi się z japońskiej prowincji Kohchi. Gdy w roku 1854 Japonia otworzyła swoje granice, wraz z przybyszami z Anglii przybyły ich psy bojowe. W wyniku krzyżowania rodzimych japońskich psów do walk z nowo przybyłymi rasami, takimi jak bernardyny, mastiffy, dogi, buldogi i pointery powstał współczesny tosa inu. Odpowiednio ułożone tosy są wspaniałymi psami stróżującymi i obronnymi, są bowiem delikatne i cierpliwe w stosunku do dzieci, inteligentne i opanowane.

Jak widać każdy pies jest inny, a kynologia to nie tylko zabawa, ale i bardzo poważna nauka.

Grzegorz Świercz z Kielc, właściciel Cha-Cha szpica klasycznego

- Szpice należą do ras pierwotnych, są najstarszymi psami domowymi i występują na całym świecie. Różnią się tylko wielkością i umaszczeniem. Przed wiekami były ulubionymi stróżami wozaków, dopiero w XIX wieku trafiły na salony i z czasem stały się ulubionymi pieskami nie tylko polskiej arystokracji. Szpic jest zawsze niezawodnym psem stróżującym, tak jak nasza Cha-Cha.

Gabriela Obara z Kielc, właścicielka Banialuki z Wielgowa - polskiego owczarka nizinnego

- To chluba polskiej kynologii. Piękny, średniego wzrostu pies o długiej, gęstej, kosmatej szacie i bardzo miłym charakterze. Bardzo lubi pływać, aportować z ziemi i wody. We wszystkich sportach należy go wręcz powstrzymywać, gdyż czasami wykazuje nadmierną odwagę, a przez to nieostrożność.

Małgorzata Mysiara z Sędziszowa, właścicielka Rimini, długowłosego jamnika

- Zakochałam się w tej rasie w 1988 roku, kiedy kupiliśmy w Krakowie pierwszego jamnika. Jamniki są bardzo przemyślne, w swoje gierki potrafią wmanipulować człowieka. Przechytrzyć je to wielka sztuka. Bardzo łatwo się przywiązują i kochają bezgranicznie.

Małgorzata i Dariusz Skorkowie z Radomia, właściciele U-Sato, psa rasy tosa inu.

- To oni sprowadzili tą japońską rasę do naszego kraju. Pierwszy pies tej rasy zakupiony został przez nich w Holandii pod koniec lat osiemdziesiątych. I to z tej linii pochodzi cała utytułowana rodzinka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie