Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bombowa pasja Lucyny

Lidia Cichocka
Można powiedzieć, że Lucyna Gozdek dostała firmę w prezencie od męża Dariusza. Dzisiaj jest głównym projektantem choinkowych ozdób.
Można powiedzieć, że Lucyna Gozdek dostała firmę w prezencie od męża Dariusza. Dzisiaj jest głównym projektantem choinkowych ozdób. Ł. Zarzycki
Niezwykła jest historia powstania fabryki ozdób świątecznych w Staszowie. Dziś jej bombki zdobyły uznanie na całym świecie.

Bombek w Staszowie nie byłoby, gdyby nie pasja Lucyny Gozdek i miłość jej męża Darka, zasługa to także syndyka, który upadającą spółdzielnię inwalidów starał się uratować.

Dzisiaj na międzynarodowych targach ozdób świątecznych we Frankfurcie mała firma ze Staszowa może czuć się jak Kopciuszek. Bo chociaż niewielka zawsze zdobywa uznanie i zamówienia z całego świata.

MOJE MALOWANIE
Najważniejsza w tej historii jest jednak Lucyna. To ona od zawsze chciała tworzyć, rysować, malować. To ona postawiła na swoim i zdała do kieleckiego "plastyka", chociaż rodzice wymarzyli dla niej inny zawód - chcieli, żeby była lekarzem. - Mama jeszcze przez pół pierwszej klasy miała nadzieję, że zmienię zdanie. Odpuściła, kiedy zobaczyła, jaka jestem szczęśliwa, że robię to, co lubię.

Lucyna była bardzo dobrą uczennicą, wybrała klasę tkactwa, ale chociaż marzyła o studiach nie poszła na nie. - W domu było nas czworo i nie mogliśmy wszyscy razem studiować - wyjaśnia. Wróciła do rodzinnej Ossali i zaczęła pracować. Najpierw w domu kultury w Staszowie jako instruktor plastyki, w Środowiskowym Domu Samopomocy została terapeutą osób dorosłych, a potem zaczęła pracować z dziećmi niepełnosprawnymi. I ta praca dawała jej mnóstwo satysfakcji. - Niektóre dzieci nie mówiły, nie chodziły, ale wspaniale malowały - do dziś ze wzruszeniem wspomina swoich podopiecznych.

Z malowania nie zrezygnowała, za bardzo to lubiła. Malowała także bombki, dla siebie, a potem dla znajomych. - Bo gdy zobaczyli te moje, prosili, by i dla nich coś namalować, zgłaszały się firmy, które chciały oryginalną bombką uczcić jakieś wydarzenie.

Kolejny autorski pomysł Lucyny Gozdek - szklane kwiaty.
(fot. Ł. Zarzycki )

MIŁOŚĆ
Mąż, bo w międzyczasie Lucyna wyszła za Dariusza Gozdka, współwłaściciela firmy budowlanej, także podziwiał prace żony. A jego firma GMC wynajmowała pomieszczenia w upadającej spółdzielni inwalidów w Staszowie. To tam między innymi produkowano bombki. Syndyk w głowę zachodził jak uratować chociaż część zakładów. Proponował GMC kupno i pan Dariusz skojarzył pasję żony z firmą. Można więc powiedzieć, że Lucyna dostał firmę w prezencie, chociaż nie był to prezent okazały.

- Zakład był w fatalnym stanie, trzeba było pogodzić się z tym, że przez kilka lat będziemy do niego dokładać - wyjaśnia Dariusz Gozdek. - Poza tym to zupełnie innym profil produkcji, inny rynek, ale warto było.

Lucyna została głównym projektantem swojej firmy. Początkowo pracowała na dwóch etatach - z niepełnosprawnymi dziećmi i przy bombkach, ale szybko okazało się, że nie da rady dłużej tak ciągnąć.
- Musiałam pożegnać się z dziećmi, płakałam przy tym - przyznaje. Kontakt z ośrodkiem utrzymuje jednak stale, przekazuje im bombki z nowych kolekcji.
STRACH I SUKCES
Jej zadaniem jest coroczne przygotowanie nowej linii. - To potężny stres, przecież od tego czy moje pomysły się spodobają zależy los zakładu, to czy ludzie będą mieli pracę. Lucyna przyznaje, że przed każdymi targami chudnie z nerwów. Chyba niepotrzebnie, bo na swoim koncie ma wiele hitów. To ona zaproponowała, by nie obcinać nóżek od szklanych kulek i zamiast bombek wiszących robić ozdoby ustawiane jak bukiety w wazonach. Takie "bombki" zrobiły furorę. A szklane kule wewnątrz których jest także szklany kwiat?

Wykonanie tego cudeńka jest tajemnicą, ale Lucyna przyznaje, że kiedy opracowała wzór, jej ludzie, w końcu specjaliści od szklanej roboty, z niedowierzaniem kręcili głowami nie bardzo przekonani, że da się to zrobić. Bo rzeczywiście wygląda to nieprawdopodobnie: jak do szklanej bańki włożyć duży szklany kwiat? Klientom spodobały się szklane ptaszki zdobione prawdziwymi piórkami, kolejny odkrywczy pomysł Lucyny.

- Nasze prace pokazujemy dwa razy do roku, w listopadzie i w styczniu na targach we Frankfurcie - mówi Lucyna. - To największe imprezy na świecie.
Na Trendach Staszów co roku dostaje nagrody, także w tym jury zachwyciło się cytrynowymi bombkami z kryształkami. - Bo ja nie boję się kolorów, czasami wybieram dosyć ryzykowne połączenia, na przykład zieleń z różem, z bielą i złotem. Lubię gdy jest radośnie - wyjaśnia Lucyna.
We Frankfurcie też ich znają. - Nasz pierwszy pobyt na targach w 2002 roku, to był rekonesans - przyznaje Dariusz Gozdek. - Powoli zdobywaliśmy uznanie i zaufanie, ale trudno nam równać się z niemieckimi wystawcami. Nie w sensie jakości wyrobów, ale samej prezentacji.

Niemieccy rzemieślnicy mają komfortową sytuację, bo bardzo często zarządy landów wynajmują stoiska i lokalni rzemieślnicy mogą wystawiać się za darmo. Ich stoiska mają po 400 metrów, często to połowa hali targowej, GMC stać na 40-50 metrów. - Odnosimy takie przykre wrażenie, że los eksporterów jest naszym władzom obojętny, a wielka szkoda, bo przecież udowodniliśmy, że robimy dobre rzeczy i bombka polska to marka znana w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, na zachodzie Europy. Mamy stałych odbiorców, kolekcjonerów, którzy co roku kupują komplety nowych ozdób.

W tym roku GMC stara się o pieniądze z Unii na rozwój i modernizację. - Chcemy rozbudować zakład, powiększyć sklep, bo budynki dawnej spółdzielni są naprawdę w złym stanie - przyznaje Gozdek. - Wcześniej występowaliśmy o pieniądze na kształcenie pracowników, ale nie spotkało się to z uznaniem. A wykształcenie nowego pracownika trwa od trzech miesięcy do roku.

Przy produkcji bombek pracuje około 30 osób. Ważni są ci, którzy wydmuchują misterne kształty i panie, które tworzą na nich ozdoby. - Do tej pracy potrzebne są cierpliwość, pewna ręka i talent - ocenia Lucyna Gozdek. - Powielanie wzorów to mrówcza praca wymagająca skupienia. A bywa, że pomalowana już bombka pęka. Żal, ale cóż można zrobić, to przecież szkło.

Pracując przy bombkach Lucyna nie zrezygnowała z malowania, a dwa lata temu skończyła studia na edukacji plastycznej Akademii Świętokrzyskiej. - Zapisałam się od razu, kiedy utworzono taki kierunek - mówi. - Spełniłam swoje marzenie.
Była najlepszą studentką na roku i zadziwiła wszystkich, kiedy poszła się poprawiać z oceny 4,5. - Wiedziałam, że umiem na więcej, a profesor zaczął się śmiać, gdy zorientował się, że ja nie poprawiam się z dwói.

Piątkę dostała. Po godzinach zostawała w pracowniach rzeźbiarskiej, malarskiej, aż mąż się niepokoił co się z nią dzieje. - Miałam jednak chwile zwątpienia, wydawało mi się, że nie dam rady uczyć się i pracować, wtedy Darek dodawał mi otuchy i dwa lata temu dyplom obroniłam.

Pierwszą indywidualną wystawę obrazów miała w tym roku w Krakowie. Obrazy zdobią też ściany firmy. Zawsze przekazuje też swoją pracę na aukcję organizowaną przez Staszowską Izbę Gospodarczą zbierającą na stypendia dla zdolnych dzieci. - I mam stałego odbiorcę - nadleśniczego - śmieje się Lucyna Gozdek. - Z leśniczymi żyjemy zresztą bardzo dobrze, a w tym roku przygotowaliśmy specjalnie dla nich bombki w kształcie liści dębu z żołędziami. Mamy też wiele innych nowości, ale pokażemy je dopiero na targach we Frankfurcie. I proszę nie myśleć, że bombki są ozdobami tylko świątecznymi. Można się nimi zachwycać cały rok.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie