Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Małgorzata Wojtczak Lekarzem Roku (video, zdjęcia)

Redakcja
Małgorzata Wojtczak została w plebiscycie "Echa Dnia" wybrana Lekarzem Roku 2007 województwa świętokrzyskiego.
Małgorzata Wojtczak została w plebiscycie "Echa Dnia" wybrana Lekarzem Roku 2007 województwa świętokrzyskiego. D. Łukasik
Małgorzata Wojtczak została przez pacjentów wybrana na Lekarza Roku 2007.

W czwartek na uroczystej gali w Kielcach ogłosiliśmy wyniki plebiscytu z udziałem wiceministra zdrowia Krzysztofa Grzegorka, ogłosiliśmy wyniki plebiscytu Lekarz Roku 2007. Poznaliśmy "złotą dziesiątkę" najpopularniejszych w województwie oraz trójki najpopularniejszych w powiatach.

Ten plebiscyt pokazał, że w dzisiejszej, bardzo trudnej sytuacji, w jakiej znalazła się służba zdrowia i ludzie w niej pracujący, jest bardzo duża grupa lekarzy, którzy zasługują na sympatię, są doceniani i lubiani przez pacjentów - powiedział minister. - Bardzo mnie to cieszy, a redakcji gratuluję pomysłu i mam nadzieję, że "Lekarz Roku" będzie organizowany jeszcze przez wiele, wiele lat i ciągle będzie się rozwijał.

Marszałek województwa, Adam Jakubas, podkreślił, że cenne jest przede wszystkim to, że nagrody w plebiscycie przyznają pacjenci.

- To chory człowiek jest tą osoba, która najlepiej potrafi ocenić, czy jego doktor wybrał zawód z powołania - stwierdził marszałek. - I bardzo się cieszę, że mamy tak wielu wspaniałych specjalistów, nie tylko dobrych lekarzy, ale dobrych ludzi, wrażliwych na cierpienie. Chory człowiek potrzebuje bowiem nie tylko wiedzy medycznej lekarza, ale także jego ciepła, podejścia z sercem - dodał.

W imieniu wszystkich nagrodzonych podziękowała właścicielka złotej statuetki "Lekarz Roku 2007" Małgorzata Wojtczak.

- Jestem bardzo wzruszona. Chciałabym serdecznie podziękować wszystkim, którzy oddawali na mnie głosy, a także tym, dzięki którym mogłam tak pracować, by zasłużyć na ten tytuł: mojemu tolerancyjnemu mężowi i dzieciom, którzy rzadko widują matkę i żonę, kolegom i koleżankom z pracy, dyrekcji szpitala. A przede wszystkim nie żyjącym już rodzicom, których ciężka choroba pozwoliła mi lepiej zrozumieć, co to jest cierpienie i pozwoliła stać się lepszym człowiekiem i lepszym lekarzem.

MAM SZCZĘŚCIE DO DOBRYCH LUDZI

Beata Alukiewicz: * Na spotkanie umówiłam się z lekarką uznaną przez małych pacjentów i ich rodziców za najbardziej lubianą w regionie. Ale niewiele brakowało, a rozmawiałabym z aktorką…

Małgorzata Wojtczak: - To prawda, w moim przypadku aktorstwo to nie było tylko marzenie małej dziewczynki. Jeszcze w klasie maturalnej, chociaż kończyłam profil biologiczno-chemiczny, a nie humanistyczny, bardzo się zastanawiałam: akademia medyczna czy szkoła teatralna. Przyznam, że bardzo mnie pociągały światła jupiterów. I do końca nie wiem, co bym wybrała, gdyby nie rodzice, dla których zawód lekarza był najbardziej szanowanym, odpowiedzialnym, prestiżowym.

* I nigdy nie żałowała pani tej decyzji?

- Nigdy. W medycynie zakochałam się od pierwszego wykładu, choć przecież studia nie były lekkie. A kiedy na czwartym roku rozpoczęły się zajęcia z pediatrii, wiedziałam już na pewno, że to jest to, co chcę robić do końca życia. Dlatego po dyplomie szybko wróciłam do Kielc i zaczęłam się starać o staż w Szpitalu Dziecięcym. Przyznam, że nie poszło łatwo. Brakowało etatów. Ale ówczesny dyrektor szpitala, doktor Andrzej Szczurowicz i dyrektor do spraw klinicznych, profesor Maria Zawartkowa po przejrzeniu mojego indeksu jakoś ten etat wygrzebali. Trafiłam pod skrzydła cudownej lekarki i cudownej kobiety, doktor Krystyny Iwańskiej. To była moja mentorka, nauczycielka, druga matka. Dzięki niej błyskawicznie kończyłam kolejne specjalizacje, w tym nefrologię. I jeżeli dziś moi pacjenci, a właściwie ich rodzice, wybrali mnie na Lekarza Roku, to - nie licząc rodziny - właśnie tym osobom to zawdzięczam. A tak w ogóle to ja przez całe swoje życie, tak zawodowe, jak i prywatne, spotykałam na swojej drodze tylko dobrych ludzi.

"Złota dziesiątka" plebiscytu Lekarz Roku 2007

"Złota dziesiątka" plebiscytu Lekarz Roku 2007

1. Małgorzata Wojtczak, pediatra i nefrolog z Oddziału Patologii i Intensywnej Opieki Noworodka Szpitala Dziecięcego w Kielcach - 10.021 głosów. Ukończyła Akademię Medyczną w Warszawie, do której dostała się za pierwszym podejściem. Wybrała jednak Kielce i tu w rekordowym czasie zrobiła kolejne specjalizacje.

2. Małgorzata Krysa-Kowal, internista z Przychodni Rodzina w Ostrowcu Świętokrzyskim - 4273 głosy. W roku ubiegłym w plebiscycie zajęła piąte miejsce. Jest lekarzem pierwszego kontaktu. Opiekuje też się pacjentami z Domu Pomocy Społecznej. Działa jako radna.

3. Doktor Teresa Tymińska-Tkacz, ordynator Oddziału Odwykowego ze Świętokrzyskiego Centrum Psychiatrii w Morawicy - 3931 głosów. Jest także biegłą sądową, wojewódzkim konsultantem w dziedzinie psychiatrii. W "złotej dziesiątce" po raz drugi, w roku ubiegłym zajęła drugie miejsce.

4. Władysław Sędek, szpital powiatowy w Jędrzejowie - 3726 głosów. Od 36 lat jest związany z jędrzejowskim szpitalem, a od 26 jest ordynatorem oddziału chirurgii. Jest także urologiem. Medycyna to tradycja rodzinna, lekarzem był ojciec laureata.

5. Doktor Leszek Siuda, ortopeda z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Kielcach - 3596 głosów. Ma II stopień specjalizacji, był wieloletnim ordynatorem oddziału ortopedii szpitala wojewódzkiego. Pacjenci podkreślają jego fachowość i… poczucie humoru.

6. Maria Szymańska, kardiolog z Wojewódzkiej Poradni Kardiologicznej szpitala wojewódzkiego w Kielcach - 2380 głosów. Laureatka plebiscytu już po raz drugi. W 2006 roku była na czwartym miejscu. Choć jest lekarką pracującą w Kielcach, to przychodziły na nią głosy niemal z każdego powiatu.

7. Teresa Kościelska-Galas, internistka z Powiatowego Centrum Usług Medycznych w Kielcach - 2354 głosy. W "złotej dziesiątce" znalazła się już w 2005 roku. Kiedyś chciała być radiologiem, ale doszła do wniosku, że radiologia nie daje takiego bliskiego kontaktu z pacjentami jak interna.

8. Ewa Wróbel, internista z przychodni przy ulicy Zagórskiej w Kielcach - 2310 głosów. Akademię Medyczną ukończyła w Łodzi, specjalizację zrobiła w szpitalu wojewódzkim, ale pracę wybrała w przychodni przy ulicy Zagórskiej, gdzie przyjmuje już od 16 lat.

9. Remigiusz Czernecki z Wojewódzkiego Zespołu Opieki Neuropsychiatrycznej w Kielcach - 1716 głosów. Najmłodszy z laureatów. Pracuje na Oddziale Neurologii Wojewódzkiego Zespołu Opieki Neuropsychiatrycznej w Kielcach. Jest w trakcie robienia specjalizacji z neurologii.

10. Mieczysław Orłowski, lekarz rodzinny z Ośrodka Zdrowia w Bodzentynie - 1675 głosów. Codziennie dojeżdża do pracy. Miał być pediatrą w Kielcach. Uznał jednak, że jako lekarz jest najbardziej potrzebny w terenie. W 2005 roku w naszym plebiscycie był siódmy.

* Może to wynika z pani pogody ducha i otwartości. Czy właśnie te cechy charakteru pomagają przetrwać trudne chwile, kiedy umiera dziecko, kiedy trzeba powiedzieć matce, ojcu, że stan malucha jest bardzo ciężki?

- Być może. Wie pani, mnie się ciągle mój oddział śni po nocach. A czasami wracam z dyżuru tak zmęczona psychicznie i fizycznie, że nie jestem w stanie wsiąść do samochodu i go poprowadzić. W ogóle pediatrzy, neonatologowie pracujący na oddziałach intensywnej terapii wypalają się najszybciej. Ale to nie jest w stanie przesłonić faktu, że praca z dziećmi jest bardzo wdzięczna i że nie ma wdzięczniejszego pacjenta od dziecka. Kiedy na przykład słyszę od czterolatka słowa "Kocham cię" albo dostaję laurkę, to łzy mam w oczach. Oczywiście łzy szczęścia. Jaki inny zawód mógłby mi to dać?

* To widać, że jest pani zakochana - i to z wzajemnością - w swojej pracy. Ale co robi Małgorzata Wojtczak, kiedy akurat nie ratuje czyjegoś życia i ma kilka dni wolnego?

- Pytanie powinno raczej brzmieć: "co chciałaby robić", gdyż ciągle brakuje mi czasu. A jestem osobą dość aktywną, co zawdzięczam mojemu mężowi, który nauczył mnie pływać, jeździć na nartach, na rowerze i…hondzie. Szczególnie to ostatnie przypadło mi do gustu, choć jako kobieta robię za "plecak".

* Przyznam, że nie rozumiem…

- Honda varadero to taka duża maszyna, którą może opanować i utrzymać jedynie wysoki i silny mężczyzna. Natomiast z tyłu ma siodełko, które ja nazywam bardzo wygodną kanapką. Na niej, dosłownie na plecach kierowcy, siedzi pasażer, najczęściej kobieta. Stąd nazwa "plecak".

* I taka jazda to faktycznie frajda?

- Ogromna. Dwa lata temu zwiedziliśmy w ten sposób z mężem pół Europy, jadąc do Normandii, na miejsca bitew drugiej wojny światowej - historia to konik mojego męża. Podnieca szybkość, ale przede wszystkim zupełnie inna jakość zwiedzania. Proszę sobie wyobrazić, że otaczający świat odbiera się wszystkimi zmysłami, nie tylko wzrokiem, choć i barwy są inne bez samochodowej szyby. Ale na przykład węch. Kiedy jedzie się przez lawendowe pola - czuć lawendę, słonecznikowe - słonecznik, a oliwkowe - oliwę. Odurza nawet zapach zaoranej ziemi. Albo słuch - co to za jazda wzdłuż wybrzeża, jeżeli nie słyszy się szumu fal, albo przez las, gdy nie słyszy się szumu drzew. Powiem więcej, na hondzie ważny jest też smak, bo czuje się na przykład słoność oceanu. Nie mówiąc, że ludzie i to zupełnie obcy są niesamowicie życzliwi wobec takich turystów - pozdrawiają na drodze, zapraszają na kempingi. I świat stoi otworem. W roku ubiegłym tak zwiedziliśmy Węgry, a w tym planujemy Rumunię - Karpaty i słynnego Drakulę.

* Nie da się ukryć, że to jednak sport czy rekreacja letnia. A co zimą?

- Oczywiście narty. W tym roku byliśmy na przykład w Dolomitach, ale ja nie jestem wybredna, uważam, że kieleckie stoki są też bardzo dobre. Narciarstwo stało się naszym sportem rodzinnym - jeździmy mąż, syn, córka i ja. Bierzemy udział w turniejach i odnosimy sukcesy, każde w swojej kategorii wiekowej. Cała rodzina ostatnio przerzuciła się na snowboard, a ja ze względu na starą kontuzję zostałam przy nartach.

* Słyszałam też, że lubi się pani zajmować kuchnią…

- Bardzo, pod warunkiem, że nie muszę piec ciast. Już wszyscy moi znajomi wiedzą, że mam do tego dwie lewe ręce i tylko tracę czas i marnuję produkty. Dlatego albo sami przynoszą wypieki, albo je po prostu kupuję. Tymczasem gotowanie to zupełnie co innego. Uwielbiamy kuchnię śródziemnomorską, zwłaszcza włoską. Wszystko, co da się zrobić z pomidorów, ze spaghetti na czele. Ale - może tu będę trochę zarozumiała - najbardziej jestem dumna ze swojskich, polskich gołąbków. To najlepsze danie na świecie.

* Z całej tej rozmowy, ale też z opinii kolegów i przełożonych wynika, że jest pani osobą pozytywnie zakręconą. I to nie tylko w stosunku do ludzi, także do przyrody, zwierząt. Proszę mi jeszcze tylko na koniec zdradzić tajemnicę - dlaczego swoje dwa psy nazwała pani… Bimber i Tekila?

- To cała historia. Zawsze musiałam mieć przy sobie jakieś zwierzę i kiedy zdechł mój ukochany pies, minęła żałoba, zamarzyłam o wilczurze, czyli owczarku staroniemieckim, takim jak Szarik z "Czterech pancernych". Wyciągnęłam męża na wystawę i oczywiście, jak zobaczyłam Kuleczkę, to musiałam ją kupić. Nie wiedziałam, że Czarek, chcąc mi zrobić niespodziankę, już wcześniej zamówił u hodowcy doga kanaryjskiego, dokładnie suczkę, którą trzeba było odebrać tego samego dnia, kiedy trwała wystawa. Tym sposobem do domu wróciliśmy z dwoma zwierzakami. Wilczur miał się nazywać Krok, mój syn zrozumiał, że Brook i się oburzył: jak to, pies będzie się wabił jak piwo? To już lepiej nazwijcie go Bimber. I tak zostało. Na zasadzie analogii suczce dobraliśmy imię Tekila. Przylgnęło i dziś już nikogo to nie dziwi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie