Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

9 lat po śmierci Karola - kibica Korony. W tym przypadku czas nie leczy ran...

Elżbieta Zemsta
Karol Piróg miałby dziś 31 lat.
Karol Piróg miałby dziś 31 lat.
Piotr nie liczy na wybaczenie ze strony rodziców Karola Piróga. Chce tylko, żeby go wysłuchali - mówi brat podejrzanego o zabójstwo kieleckiego kibica. - Nie jestem gotowa. Karola bardzo mi brak. Chodzę po pracy na grób syna, siadam sobie na ławeczce, długo z nim rozmawiam. Tyle mi zostało - mówi matka. Uwaga! Obszerny reportaż, w którym przypominamy wydarzenia sprzed dziewięciu lat i szczegółowo piszemy o tym, co dzieje się teraz w życiu rodziny Karola Piróga oraz o losach Piotra K., również w piątkowym "Echu Dnia".

Emocji w tej sprawie nigdy nie brakowało, zarówno tuż po śmierci Karola, jak i ucieczce podejrzanego o jego zabójstwo. Znowu sięgnęły zenitu, gdy tydzień temu na skutek błędu kieleckiej prokuratury i sądu podejrzany wyszedł na wolność.

Gdyby żył Karol, miałby dziś 31 lat. Wtedy, dziewięć lat temu studiował politologię. Koronie kibicował od momentu, gdy skończył 17 lat. Znajomi mówili, że był zaangażowany w kibicowanie, ale nie był szalikowcem. Tamtego tragicznego dnia wyszedł z domu wcześniej, po wygranym meczu trafił do baru, gdzie kolega był barmanem. Tam dowiedział się o fanach Wisły krążących po kieleckim osiedlu Bocianek. Niedługo później jego droga na chwilę skrzyżowała się z młodszym o dwa lata 20- letnim Piotrem K. W konsekwencji tego spotkania Karol stracił życie, a Piotr znikł...

Chcieliśmy się z nimi zmierzyć…
21 września 2007 roku wypadał w piątek. Ówczesny Kolporter Korona Kielce podejmował na swym boisku Legię Warszawa. O godzinie 22 całe sportowe Kielce świętowały. Korona wygrała 1:0! Radość na ulicach, radość w pubach.

Tego samego popołudnia z Krakowa do Kielc trzema samochodami wyjechała grupa sympatyków Wisły. Jeden z uczestników wyjazdu opowiadał potem w sądzie, że w aucie zobaczył “sprzęt”: trzonki od siekier i nóż sprężynowy. “Sprzęt” służyć miał do “krojenia” szalików. Na parkingu przed marketem w Kielcach krakowianie spotkali się ze swym znajomym: 32-latkiem, który mieszkał kiedyś w Krakowie i sympatyzował z Wisłą, a potem przeprowadził się do Kielc. Z jego pomocą mieli ustalić właściciela ogromnej flagi, która była na celowniku “wiślaków”, chcieli ją ukraść kibicom z Kielc.

W tym czasie grupa kieleckich kibiców świętowała zwycięstwo w jednym z klubów w mieście. Przyszła wiadomość, że po osiedlu Bocianek kręcą się kibice Wisły. W pięć osób wsiedli do samochodu i pojechali w kierunku Bocianka. Jeden z mężczyzn, którzy ruszyli wtedy na poszukiwania wiślaków, pytany przez sąd, po co jechali, mówił: Chcieliśmy się z nimi zmierzyć. Wiadomo, że nie porozmawiać.

Tragiczny sms ze szpitala
Policjanci, którzy brali udział w śledztwie, opowiadali, że kielczanie, którzy wyjechali z pubu, nie mieli pewnie świadomości, co ich czeka. Spodziewali się raczej bójki na pięści. Tymczasem - jak twierdziła policja - natknęli się na przeciwników uzbrojonych w noże, maczetę, styliska od siekier. Wszystko rozegrało się w okolicach skrzyżowania alei Solidarności i ulicy Świętokrzyskiej. - Krakusów było kilkunastu, przyjechali trzema-czterema samochodami. Kielczan zjechało się ostatecznie na Bocianek o wiele więcej - opowiadali policjanci. - To była jedna wielka rozróba. Pościg, gonitwa, “kosy” poszły w ruch. W tym ogólnym zamieszaniu padły ciosy.

Ofiarą tej bijatyki został 22-letni Karol Piróg z Kielc, który został ranny, gdy siedział w oplu astrze. Przebieg zdarzeń tak ustalił sąd: - Jadący oplem kielczanie zatrzymali się, widząc renaulta twingo na krakowskich numerach. Wysiedli. Z obu stron padały różne okrzyki. Gdy kielczanie zauważyli, że przeciwnicy są uzbrojeni w kije, a jeden ma nóż, zdecydowali się na odwrót i zaczęli uciekać do auta. Oskarżeni stwierdzili, że nie zdążą ich dogonić i zrezygnowali. Tylko jedna osoba, Piotr K. kontynuował atak. Trzymając nóż, podbiegł do opla. Potem, gdy opel z rannym Karolem odjechał, pojawił się drugi samochód z kielczanami. Krakowianie rozpoczęli kolejny atak. Właśnie wtedy poważnie ranny został kolejny młody kielczanin. Na szczęście lekarze zdołali go uratować.
Karol dostał tego wieczoru trzy ciosy. Około północy jego 19-letni brat odebrał smsa z informacją, że Karol jest w szpitalu i najprawdopodobniej nie żyje. Ta wiadomość się potwierdziła.

List gończy w dniu pogrzebu
Ustalenie nazwisk i adresów, pod którymi trzeba szukać podejrzanych, zajęło “kryminalnym” z kieleckiej komendy miejskiej i wojewódzkiej niewiele czasu. Korzystali z bilingów telefonicznych, z nagrań kamer monitoringu. Wiedzieli ponoć, że na ubraniach poszukiwanych ludzi były emblematy Wisły Kraków. Już w poniedziałek nad ranem weszli do wytypowanych mieszkań w Krakowie i pod Oświęcimiem. Na początek zatrzymali siedem osób. Dzień później w Krakowie - kolejne dwie osoby. Jeszcze młodsze, właściwie dzieci - chłopcy, którzy mieli 16 i 17 lat. Aresztowano dwie z zatrzymanych osób - 21- i 32-latka.
W dzień pogrzebu Karola wystawiony został list gończy za człowiekiem podejrzanym o jego zamordowanie: 20-letnim Piotrem K. z Krakowa.

O Małpie wciąż pamiętają
W czerwcu 2008 roku przed Sądem Okręgowym w Kielcach zaczął się proces 11 mężczyzn w wieku od 18 do 33 lat oskarżonych o udział w zajściach, których finałem była śmierć kibica z Kielc. Ojciec Karola był oskarżycielem posiłkowym.

Osoby, które zdaniem sądu brały udział w bójce, zostały skazane na kary bezwzględnego więzienia. W uzasadnieniu sąd wskazywał, że nie mogą odpowiadać za śmierć Karola, bo tej - w ocenie sądu - winna była tylko jedna osoba - nieobecny Piotr K.

Mijały lata. Skazani za udział w bójce odsiedzieli swe wyroki, pewnie chcą zapomnieć. O “Małpie” - taki pseudonim nosił Karol Piróg - nie zapomnieli kibice Korony Kielce. W sektorze kibiców tak zwanym młynie do tej pory na każdym meczu wywieszana jest flaga z podobizną Karola. Kibice okrzykami przypominają też o nim niemal na każdym meczu.

Pewność, że on to on
Piotr skutecznie ukrywał się przez ponad osiem lat, chociaż jego nazwisko widniało na policyjnych top listach najbardziej poszukiwanych. Co jakiś czas ktoś twierdzi, że widział go we Włoszech, dla kogoś innego oczywiste jest, że należy szukać go w Holandii. Jeden z kolegów mężczyzny podczas procesu mówił, że wyjechał on najprawdopodobniej do Wielkiej Brytanii. W lipcu 2015 roku jak grom z jasnego nieba gruchnęła informacja, która zelektryzowała wszystkich: - Piotr K. został ujęty w Wielkiej Brytanii. Szybko jednak wieść zweryfikowano, okazało się bowiem, że brytyjski służby ujęły nie tego Piotra K. Nie zgadzały się imiona rodziców, miejsce urodzenia. Małopolska policja, która zajmowała się wówczas sprawą tłumaczyła, że policjanci ze Scotland Yardu w Wielkiej Brytanii przesłali wiadomość o zatrzymaniu poszukiwanego Piotra K. bez ujawnienia jego szczegółowych danych personalnych, co było błędem.

W styczniu tego roku policjanci byli już ostrożniejsi. Nieśmiało informowali, że być może udało się zatrzymać Piotra K. Ale aby mieć pewność, oczekiwali na zdjęcie mężczyzny. Wówczas potwierdzono, że on, to on. Krakowianin został zatrzymany przez angielską policję w miejscowości Devizes w hrabstwie Wiltshire. Posługiwał się fikcyjnym nazwiskiem, podawał się za 35-latka. Od lat pracował w barze z kanapkami, do którego na lunch wpadają policjanci z pobliskiej komendy. Podobno ucinał sobie nawet z nim i pogawędki. W kwietniu angielski sąd zdecydował o ekstradycji mężczyzny, mimo że ten się na to nie zgadzał, powołując się – jak donosiła brytyjska prasa – na zapis w Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, mówiący o prawie do poszanowania życia prywatnego i rodzinnego. Argumentował, że w Wielkiej Brytanii jest od ośmiu lat i ma narzeczoną, która notabene znała go jako 35-latka o imieniu Łukasz.

Przyznał tylko, że tam był
Przez kolejne tygodnie trwała procedura ekstradycji podejrzanego do Polski. W połowie maja tego roku do Warszawy przyleciał specjalny samolot – na pokładzie wojskowej Casy znalazł się Piotr K. oraz 21 innych poszukiwanych. Kilka dni później mężczyzna został doprowadzony do kieleckie Prokuratury Kielce - Zachód, która zajmowała się sprawą wydarzeń z 2007 roku. Tam usłyszał zarzuty. - Nie przyznawał się do zabójstwa i usiłowania zabójstwa i odmówił składania wyjaśnień. Przyznał jedynie, że brał udział w tamtych wydarzeniach, ale nie chciał nikogo pozbawić życia - tłumaczył wówczas Daniel Prokopowicz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Kielcach.

Prokuratura już wtedy mówiła, że akt oskarżenia jest praktycznie gotowy, że wystarczy tylko kilka tygodni potrzebnych na obserwację psychiatryczną podejrzanego, a wniosek o przedłużenie aresztu jest jedynie formalnością. Zapowiadany wniosek o zastosowanie areszt u tymczasowego na potrzebę zabezpieczenia dalszego postępowania Prokuratura Rejonowa Kielce Zachód złożyła do Sądu Okręgowego w Kielcach, bo - jak tłumaczyli śledczy - to tam miał przecież trafić wkrótce akt oskarżenia. Sąd wniosek rozpatrzył i zastosował rzeczony areszt. Obrońcy podejrzanego odwołali się od decyzji sądu i według procedur zażalenie trafiło do Sądu Apelacyjnego w Krakowie.

Szok. Poszukiwany od lat wyszedł wolny
W piątek, tydzień temu rozpatrywał je skład sędziowski pod przewodnictwem sędziego, który wywodzi się z kieleckiego sądu zresztą. W południe Sąd Apelacyjny ustami swego rzecznika poinformował, że zażalenie obrońców Piotra K. musiało zostać uwzględnione, a wobec podejrzanego został cofnięty środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania. Rozpętała się burza.
Szybko wyszło na jaw, że decyzja sądu jest spowodowana błędami, jakie popełnił zarówno kielecka prokuratura jak i kielecki sąd. “Przeoczenia” polegały na tym, że już od blisko roku, czyli od 1 lipca 2015 roku obowiązują nowe przepisy w kwestii postępowania wobec osób zatrzymanych Europejskim Nakazem Aresztowania. Sprawę szybko skomentował i wyjaśnił Marcin Chałoński, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Kielcach: - Sąd Okręgowy popełnił błąd i możemy tylko bić się w piersi - mówił sędzia Marcin Chałoński, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Kielcach. - Po pierwsze Sąd Okręgowy, wydając decyzję o przedłużeniu aresztu poszukiwanego Piotra K., nie był sądem właściwym do podejmowania tej decyzji. Sprawę powinien rozpoznawać Sąd Rejonowy w Kielcach. Po drugie zaś podejrzany nie został doprowadzony na posiedzenie, na którym decydowano o tym, by areszt został przedłużony. Według obowiązujących od 1 lipca 2015 roku przepisów Piotr K. powinien stawić się na tej rozprawie. Oddając sprawę do ponownego rozpoznania Sąd Apelacyjny w Krakowie naprawił niejako błąd Sądu Okręgowego w Kielcach. Mężczyzna musiał zostać zwolniony z aresztu.

Kielecka prokuratura, która błędnie skierowała wniosek, tłumaczyła w piątek “Echu Dnia”: - Od lipca zeszłego roku obowiązuje przepis, który nakazuje w przypadku zatrzymania poszukiwanego listem gończym niezwłoczne doprowadzenie go do sądu, który stosował areszt, celem przesłuchania. Ma to gwarantować podejrzanemu wypowiedzenie się przed sądem. To nowy przepis, którego praktyka stosowania dopiero się kształtuje. Po zatrzymaniu Piotra K. prokurator, występując o przedłużenie aresztu na trzy miesiące uznał, że właściwym będzie Sąd Okręgowy w Kielcach, do którego później trafiłby akt oskarżenia. Przyjął, że czynność wysłuchania może być przeprowadzona przed sądem wyższego rzędu niż rejonowy, który stosował 14-dniowy areszt - wyjaśniał Daniel Prokopowicz z kieleckiej prokuratury.

Całą rodziną na lody
Piotr K. został zwolniony z sądu, bo - jak mówili karniści - nie było wtedy możliwości, aby go zatrzymać. Obrońca Piotra K. od początku deklarował, że jego klient nie zamierza uchylać się przed odpowiedzialnością i nie planuje ucieczki lub ukrywania się. - Pozostajemy w stałym kontakcie z prokuratorem i policją. Nie ma mowy o ucieczce, czy ukrywaniu się. Wszyscy starają się zrobić wszystko, by naprawić błąd, a moja rola i tym razem polega na kontroli, czy postępowanie toczy się w zgodzie z przepisami - tłumaczył krakowski mecenas Maciej Burda, jeden z obrońców Piotra K.

Brat podejrzanego - Krzysztof - wypowiadał się w podobnym tonie. Zaznaczał, że brat zdawał sobie sprawę z chwilowej wolności. W jego ocenie chciał ten czas jak najlepiej wykorzystać: - Pierwsze co zrobiliśmy w piątek, gdy brat wyszedł z sądu, to poszliśmy całą rodziną na lody. Po tylu latach wreszcie mieliśmy szansę porozmawiać. Piotrek mówił o uczuciach, które targały nim przez te 9 lat. Był w stresie. Nie wychodziliśmy poza osiedle, baliśmy się, bo środowisko krakowskich „kibiców” jest specyficzne. Niedługo po wydarzeniach w Kielcach otrzymywaliśmy sygnały od tamtego środowiska. Sygnały niepokojące, ktoś na przykład całkowicie zdewastował nasz samochód. Sprawców nie znaleziono. Wtedy naprawdę baliśmy się o nasze życie i zdrowie. W piątek spotkaliśmy się tylko z najbliższą rodziną. Piotr miał wielkie plany na niedzielę. Powiedział mi, że chciał przyjść do taty świętej pamięci Karola Piróga i z nim porozmawiać. Poradziłem mu, żeby lepiej napisał list, bo w emocjach może być ciężko słuchać. Chcieliśmy też razem iść do miejsca, gdzie doszło do tej tragedii. Piotr chciał zapalić tam znicz. Często proszę znajomych z Kielc, żeby podjechali tam i zapalili znicz przy tamtym przystanku... - mówił w rozmowie z “Echem Dnia”.

Niespodziewane sobotnie zatrzymanie
Piotr K. nie zdołał jednak zrealizować swych planów. W sobotę po godzinie 19.30 został zatrzymany: - W sobotę jeszcze przed bezprawnym zatrzymaniem Piotr poszedł kupić sobie garnitur, bo chciał pójść w nim do sądu. Był też na grobie babci, która zmarła w ostatnich dniach. Wieczorem wybrał się z mamą na grilla do jej znajomego. Pojechali kolejką w okolice Krakowa. Tam został zatrzymany przez policję. Nie próbował uciekać, czy uchylać się od obowiązku stawienia się w sądzie. Tym bardziej, że będąc wypuszczonym na wolność zaproponował dobrowolne pojawienie się w poniedziałek w prokuraturze, celem złożenia pełnych wyjaśnień. Ciekawym jest to, że wniosek o jego zatrzymanie wydał ten sam prokurator, który przystał na propozycję brata odnośnie poniedziałkowego składania wyjaśnień - tłumaczył jego brat.

Inaczej widziała to prokuratura i policjanci. Nie było dla nikogo zagadką, że każdy ruch Piotra K. był uważnie obserwowany przez śledczych. - Istniała uzasadniona obawa, że mężczyzna chce uciec. Jechał najpierw kolejką, później przesiadł się w inny środek lokomocji, w końcu w samochód w okolicach Bochni - mówili w nieoficjalnej rozmowie.

Policjanci, którzy go zatrzymali, działali na zlecenie Prokuratury Rejonowej Kielce - Zachód. Obrońcy mężczyzny protestowali gorąco przeciwko jego zatrzymaniu. Mówili o bezprawnym działaniu prokuratury i o jej histerycznych ruchach. - W mojej ocenie doszło do kolejnego, skandalicznego naruszenia prawa w tej sprawie, bo nie pojawiły się żadne nowe okoliczności wskazujące na możliwość utrudnienia postępowania, co pozwalałoby na zatrzymanie - twierdził mecenas Burda. - Urząd prokuratorski, który łamie przepisy prawa krajowego i umowy międzynarodowe, który nie dotrzymuje porozumień w zakresie terminu przeprowadzenia czynności procesowych i bezpodstawnie stosuje instytucję zatrzymania, przestaje być dla obrońców instytucją zdolną do prowadzenia tak poważnej sprawy.

Nocna decyzja: znów za kraty
Obrońcy nie szczędzili ostrych słów pod adresem prokuratury. Rodzina Piotra K. mówiła, że liczą na sprawiedliwy proces, ale stracili zaufanie do kieleckiej prokuratury. Pojawił się nawet wniosek o wyłączenie prokuratorów i całej jednostki ze spawy. W poniedziałek Piotr K. trafił do sądu, gdzie czekał kolejny wniosek o areszt. Rozpatrywanie go trwało 12 godzin! Sąd wydał postanowienie o dwumiesięcznym areszcie dopiero o godzinie 2 w nocy z poniedziałku na wtorek. - Sąd połączył w jeden wnioski, które rozpatrywane były podczas posiedzenia. Co do wniosku o zasadność aresztu z 2008 roku na 14 dni sąd uznał, że decyzja była zasadna. Utrzymał w mocy też decyzję dwóch miesięcy aresztu - tłumaczył sędzia Marcin Chałoński.

Teraz jest czas dla śledczych, aby zakończyć prace nad aktem oskarżenia. Mają też być wyciągnięte wnioski ze skandalicznej - zdaniem wielu - pomyłki obu instytucji. Sąd Okręgowy w Kielcach wszczął już postępowanie wyjaśniające wobec sędziego, który na starcie nie oddalił błędnego wniosku prokuratury. Zaś Prokuratura Regionalna w Krakowie bada, kto w kieleckiej prokuraturze popełnił błąd i czy należy kogoś za to ukarać.

Ból wciąż jest taki sam
Mówi Krzysztof, brat K.: - Piotr jako kibic zaczynał w Wiśle w “Ultrasach” (Ultra Wisła - odłam kibiców klubu Wisły Kraków odpowiedzialny za tworzenie opraw na meczach przyp. red.)- przygotowywał oprawy - tłumaczył Krzysztof. - Był zaangażowany na rzecz klubu, podobnie zresztą jak Świętej Pamięci Karol w Kielcach. Piotr przyznał się, że tamtego wieczora cała grupą jechali z zamiarem zabrania flagi kieleckiego klubu, nie udało im się to. I... gdyby kibice obu drużyn się wtedy nie spotkali... Wszystko mogłoby potoczyć się inaczej - mówił brat K. i dodaje: - Piotrek dawno porzucił kibicowanie. Po tylu latach zależy mu na tym, aby zakończyć tamten rozdział swego życia, chce sprawiedliwego procesu. Brat powiedział mi, że nie oczekuje wybaczenia od pokrzywdzonych rodziców, pragnie jedynie być wysłuchanym przez rodzinę zmarłego Karola. On wie, że musi naprawić swój błąd, odbyć karę.

Rodzina Karola ciężko przeżyła ostatnie dni. Teresa Piróg, mama Karola, do tej pory nie może się otrząsnąć po śmierci syna. - Ból jest taki sam, jak w 2007 roku, gdy doszło do tej tragedii. Mówi się, że czas leczy rany, ale w tym przypadku wcale tak nie jest. Bardzo brakuje nam syna, do tej pory nie możemy się pogodzić z jego stratą - mówiła nam Teresa Piróg.

I dodaje, że ona i jej mąż nie są gotowi na spotkanie z Piotrem K., czy jego rodzicami, jeśli nawet chcieliby przeprosić za to, co się wydarzyło. -Absolutnie nie ma mowy o takim spotkaniu. Na pewno nie zgodzimy się na żadną rozmowę. Mama Piotra K. jest bardziej szczęśliwa, jest w dużo lepszej sytuacji niż ja. Bo jeśli trafi on do więzienia, to będzie mogła go iść odwiedzić, przytulić, pocałować. A ja? Mogę jedynie iść na cmentarz, przytulić się do pomnika i wypłakać. I tak robię. Chodzę po pracy na grób syna, siadam sobie na ławeczce, długo z nim rozmawiam. Tyle mi zostało - dodała łamiącym się głosem mama Karola Piróga.

Karol Piróg - pożegnanie
26 września 2007 roku w uroczystym pogrzebie Karola Piróga w kościele Świętego Wojciecha i na cmentarzu w Cedzynie udział wzięło ponad półtora tysiąca osób. Mszy przewodniczył ksiądz Krzysztof Banasik - kapelan Korony Kielce. Mówił “Proszę Cię Panie, upomnij się o mordercę. Niech spotka go zasłużona, surowa kara”. Uczestnikami uroczystości byli bliscy i przyjaciele, piłkarze, trenerzy i działacze klubu. Przyjechali także przedstawiciele fanklubów innych futbolowych drużyn. Byli reprezentanci kibiców KSZO Ostrowiec Świętokrzyski a także Cracovii Kraków, Stali Mielec, Polonii Warszawa, Sandecji Nowy Sącz, Motoru Lublin oraz delegacja kibiców z Kędzierzyna Koźla. List do uczestników uroczystości skierował kielecki biskup Marian Florczyk, delegat Episkopatu Polski do spraw sportu. Apelował o zaniechanie zemsty: “O siłę, by rozluźniły się pięści, by serce uwolniło się z nienawiści, by myśli nie podążały za drugim człowiekiem tylko po to, by go zniszczyć, by zadać mu cios.” Na trumnie Karola złożono okrytą kirem flagę w barwach Korony. Podczas składania ciała do grobu, kibice odpalili czerwone race.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie