Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pogrom Żydów był sprowokowany?

Redakcja
Zdjęcie z pogrzebu ofiar pogromu. Trumnę niesie kielczanin Herszel Kotlicki (w cywilnym ubraniu).
Zdjęcie z pogrzebu ofiar pogromu. Trumnę niesie kielczanin Herszel Kotlicki (w cywilnym ubraniu). M. Maciągowski
Przełom w dyskusji o winnych. Odkryte właśnie przez historyków dokumenty jasno mówią, że za mordowaniem Żydów w Kielcach stał Urząd Bezpieczeństwa.

4 lipca 1946 roku doszło w Kielcach do pogromu Żydów. Choć minęło 62 lata spór o jego przyczyny nie słabnie. Nowe dokumenty rzucają nowe światło na sprawę pogromu. Dziś nie można mówić tylko o spontanicznym zachowaniu antysemicko nastawionego prymitywnego tłumu.

Pełne emocji dyskusje i polemiki o pogrom są echem złej przeszłości. O zbrodni w Kielcach mówiono tylko krótko w 1946 roku. Początkowo komunistyczna władza chciała oskarżyć o pogrom podziemie niepodległościowe. Gdy to się nie udało powstała wersja o rozjuszonym tłumie kielczan mordujących Żydów na Plantach. Potem na długo zapadła złowroga cisza.

Kielczanie zostali obciążeni odpowiedzialnością za mord. Władza nigdy nie rozliczyła samej siebie. Przez czterdzieści lat nie zostało przeprowadzone ani na uczciwe śledztwo, ani społeczna dyskusja o moralnych skutkach pogromu. Komunistyczna władza starała się, by prawda o pogromie nie ujrzała światła dziennego. Cenzura kazała milczeć, dokumenty ukryto i zabroniono do nich dostępu, a znaczną część zniszczono. To wszystko rodziło spekulacje, domysły i manipulacje. Kielczanie zaraz po pogromie przypuszczali, że ci, którzy byli na Plantach mogli zostać sprowokowani, a władza pozwoliła im na mordercze zachowania, których żaden uczciwy człowiek nie usprawiedliwia. Ale o tym nie wolno było mówić.

GDZIE BYŁA WŁADZA?

Już w 1946 roku pojawiło się kilka wersji wydarzeń. W propagandową tezę komunistów, że pogrom zorganizowało polskie podziemie nikt nie uwierzył, a prasa opozycyjna otwarcie pytała o udział w zajściach milicji, wojska i funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa. Pisano jednak również o polskim antysemityzmie i odpowiedzialności moralnej uczestników pogromu - tych, którzy uwierzyli w pogłoski i poszli na Planty. Od razu pojawiła się też teza o prowokacji "bezpieki" i władz. Kłamstwa władzy, pokazowe procesy, plotki, pogłoski, domysły podziemia i emigracji, a wreszcie zamknięcie przez władze jakiejkolwiek dyskusji na temat pogromu sprawiły, że pojawiła się wokół niego aura tajemnicy.

Pogrom wciąż pozostawał bolesną jątrzącą raną. Dopiero w 1981 roku profesor Krystyna Kersten przerwała milczenie o pogromie. Wówczas oficjalnie padło też pytanie o rolę w pogromie przedstawicieli służb mundurowych i zachowanie aparatu bezpieczeństwa.

Dziś stało się oczywiste, że niedopuszczalnym uproszczeniem jest widzenie wydarzeń w Kielcach 4 lipca 1946 roku tylko w kontekście antysemityzmu.

DOCHODZENIE DO PRAWDY

Dziś w dyskusji o pogromie emocje powoli ustępują argumentom. Istnieje wiele publikacji, w których autorzy przyjmują za jedynie słuszne swoje twierdzenia i udowadniają je dobierając tylko wygodne dla siebie fakty. Jednak osobno stawiane tezy albo o prowokacji albo o antysemityzmie stwarzają tylko półprawdy i nie rozwiewają żadnych wątpliwości. Doktor Bożena Szaynok z Uniwersytetu Wrocławskiego, autorka wielu prac poświęconych pogromowi, uważa, że o przebiegu pogromu w Kielcach decydowały dwa czynniki - antysemityzm i prowokacja. Według dostępnych źródeł, ich obecność jest niepodważalna, niezależnie od istniejących znaków zapytania i wątpliwości. Historycy wciąż odnajdują dokumenty, które rzucają nowe światło na przyczyny pogromu. Niektóre zostały ostatnio opublikowane przez Instytut Pamięci Narodowej w drugim tomie zbiorowej pracy historyków "Wokół pogromu kieleckiego".

ŚLADY PROWOKACJI

Czy nowe dokumenty dają odpowiedź na pytanie o przyczyny pogromu? W artykule "Tłum na ulicy Planty - wokół niewyjaśnionych okoliczności genezy i przebiegu pogromu Żydów w Kielcach 4 lipca 1946 roku" doktor Ryszard Śmietanka-Kruszelnicki przytacza zeznanie młodej Żydówki Hanki Alpert, która w tamtym tragicznym dniu była w domu na Plantach. Mówi ona o funkcjonariuszowi Urzędu Bezpieczeństwa, o grupie żołnierzy, którzy zdjęli mundury i z drugiego piętra kamienicy strzelali do ludzi zgromadzonych na ulicy, co wywołało panikę i przekonanie, że to Żydzi strzelają. To bardzo ważny dokument, który cudem zachował się w aktach Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa. Takich dokumentów jest więcej i mogą one zdaniem autora otworzyć poważną dyskusję o przyczyny pogromu.

Doktor Śmietanka-Kruszelnicki stwierdza, że według niego pogrom był prowokacją, na co wskazują zeznania Hanki Alpert, ale także inne udokumentowane sytuacje, które wskazują, że władza wytworzyła w mieście nasyconym posterunkami służb mundurowych "strefę niczyją", a służby mundurowe swoim zachowaniem lub bierną postawą prowokowały wrogie zachowania ludzi zgromadzonych na Plantach. Żeby jednak mieć pewność na potwierdzenie tezy o prowokacji trzeba znaleźć dokumenty mówiące o tym, że przed pogromem niektóre osoby wiedziały, iż nastąpią takie wydarzenia.

Autor wyboru dokumentów sędzia Andrzej Jankowski, od lat zajmujący się wyjaśnianiem przyczyn pogromu, także osobiście nie ma wątpliwości, że pogrom był prowokacją. Wskazuje na to zachowanie władzy, która dla zachowania pozorów ukarała kilka przypadkowych osób z tłumu, kilku żołnierzy i milicjantów. Nie został ukarany nikt spośród robotników, którzy przyszli i mordowali ludzi w drugiej fazie pogromu, a szef Urzędu Bezpieczeństwa Sobczyński został później awansowany. Sędzia Jankowski wskazuje na podobne mechanizmy prowokacji w Krakowie i Częstochowie, gdzie do pogromów szczęśliwie nie doszło, bardzo dwuznaczne zachowanie Sobczyńskiego, który nie pozwolił interweniować czekającym w pobliżu funkcjonariuszom szkoły Urzędu Bezpieczeństwa. Takich zachowań służb mundurowych można wskazać o wiele więcej. Ważne są też dokumenty sekcji zwłok pomordowanych. 11 ofiar miało rany postrzałowe, a 11 - od bagnetów. Również ranni mieli rany postrzałowe.

KTO WINIEN?

Historycy podkreślają, że prowokacja nie jest usprawiedliwieniem tych, którzy na Plantach mordowali. Ci, którzy rzucali do ludzi kamieniami z bruku i miażdżyli im czaszki trzeba nazywać mordercami. Ksiądz profesor Jan Śledzianowski, autor "Pytań nad pogromem kieleckim", zdecydowanie przeciwstawia się tym, którzy twierdzą, że pogrom w Kielcach był żydowską mistyfikacją, bo ofiary były i należy im się szacunek i pamięć.

Na wiele pytań o pogrom nie ma odpowiedzi i te pytania wciąż trzeba stawiać. Z pewnością po wojnie, także w Kielcach istniał antysemityzm i była atmosfera przyzwolenia na prowokację. Ale z pewnością kielecki pogrom nie był jedynie spontanicznym wybuchem nienawiści antysemicko nastawionych kielczan.

Wokół pogromu narosło tyle mitów i stereotypów, że niezależnie od jednoznacznej moralnej oceny samego czynu, trzeba uznać rację tych, którzy dążą do ostatecznego wyjaśnienia sprawy. Kielczanie nie godzą się na przyprawianie miastu antysemickiej łaty i polemizują z tymi, którzy chcieliby do dziś widzieć w mieszkańcach miasta tylko antysemicki tłum.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie