Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kielczanin autorem niezwykłej "powstańczej strony internetowej". Weszło na nią miliony użytkowników!

Piotr BURDA [email protected]
Jerzy Kowalczyk przed klasztorem na Karczówce. Przebywający tam ojcowie bernardyni pomagali powstańcom.
Jerzy Kowalczyk przed klasztorem na Karczówce. Przebywający tam ojcowie bernardyni pomagali powstańcom. Aleksander Piekarski
W każdym zakątku świętokrzyskiego mamy pamiątki po powstaniu styczniowym. Jerzy Kowalczyk je tropi, dokumentuje. Czasem poległym powstańcom od nowa nadaje imiona.

Budki z tureckim kebabem stoją obok sklepu "Bartek" i budynku dawnego kina Romantica, przy ulicy Czarnowskiej w Kielcach. Kiedyś biegła tamtędy droga z Kielc do wsi Czarnów.

JEDNA Z WIELU HISTORII

4 kwietnia 1861 roku ksiądz Józef Zajdler, wikariusz kieleckiej kolegiaty, jechał nią do chorej z Najświętszym Sakramentem na piersi. Ludzie klękali, widząc duchownego. Na drodze pojawiło się dwóch rosyjskich żołnierzy. Jeden z nich rzucił butelką w kierunku księdza, po czym zaczął okładać pięściami woźnicę. Pobożni kielczanie byli przerażeni. Trudno było pojąć, jak można podnieść rękę na kapłana wiozącego Pana Jezusa. W mieście zawrzało. Miesiąc później w tym miejscu kielczanin Mikołaj Tomasz Żelichowski postawił krzyż na pamiątkę zbezczeszczenia Najświętszego Sakramentu. Pod krzyż zaczęli przychodzić kielczanie. Modlili się o przebaczenie dla czynu krewkiego Moskala, śpiewali patriotyczne pieśni. Robiło się gorąco.

Rosjanie to zauważyli, wsadzili Żelichowskiego na rok do więzienia. Potem przyszło powstanie styczniowe. Po jego upadku Rosjanie usuwają wszystkie symbole patriotyczne, także krzyż przy ulicy Czarnowskiej. Nie chcą robić tego sami, w obawie przed reakcją kielczan. Wysyłają chłopów. Wtedy przed krzyżem pojawia się Mikołaj Tomasz Żelichowski i grozi chłopom sądem Bożym. Ci przestraszeni odchodzą. Rosjanie znów wsadzają Żelichowskiego do więzienia. Wywożą go na Syberię, z nakazem przymusowego osiedlenia, stąd nie ma powrotu. Dzięki amnestii cara Żelichowski wraca do Kielc, po siedmiu latach spędzonych na zesłaniu. Dożył 1893 roku, krzyż z ulicy Czarnowskiej trafił na cmentarz w Piaskach. Trzy lata temu został odnowiony, uroczyście odsłonięty i poświęcony.

To jedna z wielu historii i jedno z 511 miejsc, które opisał na swojej stronie internetowej Jerzy Kowalczyk. Jej adres to www.powstanie1863.muzeumhistoriikielc.pl.

INŻYNIER HISTORII

Jerzy Kowalczyk pochodzi ze Skarżyska Kamiennej, z wykształcenia jest inżynierem elektrykiem. Pracował w Zakładach Azotowych w Tarnowie, potem w kieleckim Elektromontażu. W końcu został dyrektorem Zespołu Szkół Informatycznych imienia generała Józefa Hauke - Bosaka. To dzisiejsza nazwa szkoły, wcześniej była Zespołem Szkół Zawodowych "Elektromontaż".

- Przyzakładowe szkoły zaczęły upadać. Ja zrobiłem z tej szkoły liceum zawodowe - mówi Jerzy Kowalczyk. Kiedy komputery opanowały naszą rzeczywistość, szkoła zyskała profil informatyczny. Dziś jest tam technikum i gimnazjum. Postać patrona szkoły - generała Hauke - Bosaka - powstańca styczniowego, to również zasługa Jerzego Kowalczyka. Od dziesięciu lat jest na emeryturze. Dzięki temu ma więcej czasu na swoje pasje. Największą z nich jest historia.

ZERO POLITYKI, NAJWAŻNIEJSZE POWSTANIE STYCZNIOWE

- Z wykształcenia jestem inżynierem elektrykiem. Człowiek w działalności czysto technicznej musi mieć odtrutkę. Dlatego od samego początku miałem ciągoty historyczno - krajoznawcze, byłem przewodnikiem beskidzkim, przodownikiem Górskiej Odznaki Turystycznej. To mnie fascynuje - mówi Jerzy Kowalczyk. Fascynują go miejsca związane z historią: z legionami Piłsudskiego, wojnami światowymi, powstaniem warszawskim, Armią Krajową. Najważniejsze jest jednak powstanie styczniowe. Dlaczego odległy 1863 rok, a nie bliższe nam losy żołnierzy Armii Krajowej?

- Jest tak dużo kontrowersji, tak dużo przeciwstawnych ocen wokół współczesnych tematów. Ja szukam spokoju, bez tych emocji. Bez powtarzania, że "ja byłem w Armii Krajowej, ja byłem w Narodowych Siłach Zbrojnych, a ja w Batalionach Chłopskich". Dlatego cofnąłem się w czas powstania styczniowego. Tam jest już dystans, choć do tej pory trwają dyskusje na ten temat. Ale nie są takie zaciekłe jak wobec wydarzeń XX wieku. Mnie odrzuca łączenie polityki z historią naszego kraju, choć mam swoje poglądy polityczne - mówi Jerzy Kowalczyk. Dlatego nie komentuje sporów wokół powstania styczniowego, które pojawiły się w ostatnich dniach. Dyskusji nad tym, czy warto było podnosić rękę na potężnego cara. Nad politycznym sensem tego powstania. - Bardziej mnie interesuje odnowiona mogiła powstańców w Daleszycach. Bardziej interesują fakty z życia Mikołaja Tomasza Żelichowskiego - mówi.

MILIONY ODSŁON

Pasjonatów historii podobnych do Jerzego Kowalczyka jest wielu. Pewnie i wśród inżynierów elektryków. Pan Jerzy jest jednak wyjątkowy. Nie wydaje książek, nie pisze długich opracowań na temat powstania styczniowego. Cały swój materiał publikuje w Internecie, jak na byłego dyrektora "Informatyka" przystało. Początkowo jego strona poświęcona powstaniu styczniowemu znajdowała się na serwerze Zespołu Szkół Informatycznych, obecnie jest na serwerze Muzeum Historii Kielc. Sam prowadzi stronę, jest jej redaktorem, edytorem, wydawcą.

- Obróbka zdjęć, zapis tekstu w formacie HTML nie sprawiają mi problemów - mówi. Doskonale zdaje sobie sprawę z wymagań Internetu. Wie, że nie można zamieszczać w nim długich tekstów, bo to szybko zniechęca czytelnika. Zwłaszcza tego młodego, wychowanego na You Tube i Facebooku. Wpisy Jerzego Kowalczyka są zwięzłe, przeplatane fotografiami, ciekawostkami. Dobrze się je czyta. Na "powstańczą stronę" weszło już 2,5 miliona użytkowników! To dane dla strony działającej na serwerze Zespołu Szkół Informatycznych. Do tego trzeba dodać użytkowników, którzy weszli na "powstańczą" stronę przez ostatnie trzy lata, od czasu kiedy znajduje się na serwerze Muzeum Historii Kielc. Pod tym adresem nie ma licznika, więc nie wiadomo, jak często jest odwiedzany. - Pamiętam, jak się kiedyś cieszyłem, patrząc na licznik strony i widząc pięć tysięcy wejść, potem dwanaście tysięcy, siedemnaście, dwadzieścia osiem. Potem przyszło dwa i pół miliona. Aż w końcu przestałem liczyć. Internet jest miejscem, dzięki któremu łatwo docieram do ludzi - mówi. Jego zdaniem, strona o powstaniu styczniowym ma już co najmniej pięć milionów odsłon.

POWSTAŃCZY NEWSLETTER

Na stronę zaglądają ludzie z całego świata.

- Piszą do mnie z Kanady, USA, głębokiej Rosji - mówi Jerzy Kowalczyk. Piszą, bo zobaczyli swoje nazwisko na zdjęciu cmentarnej mogiły powstańczej, pośród blisko pięciu tysięcy zdjęć zamieszczonych przez autora strony. Dopytują się, szukają rodzinnych korzeni, przekazują informacje. W swojej poczcie internetowej Jerzy Kowalczyk ma sto adresów osób, którym regularnie wysyła informacje o swoich najnowszych odkryciach. Jednym z nich jest potomek Józefa Kamińskiego. - Napisał, że jego przodek przed wojną dostawał rentę państwową (w niepodległej Polsce przyznano je uczestnikom powstania - red.) i musiał być powstańcem. Ustaliłem, że po 1918 roku Józef Kamiński został zweryfikowany jako powstaniec styczniowy, otrzymał honorowy tytuł "podporucznik weteran" na mocy dziennika personalnego numer 10 w 1921 roku. Ustaliłem też, że urodził się w Holendrach koło Gnojna, kto był jego ojcem, matką - mówi Jerzy Kowalczyk. Praca Jerzego Kowalczyka przypomina pracę dziennikarza.

- Mam sporo znajomych. Dostaję od nich informację o ważnym wydarzeniu, jadę na miejsce, robię zdjęcia, potem publikuję - mówi. Czasem pomaga w tym żona Helena, która robi zdjęcia. Toleruje pasję swojego męża. - Do tej pory scysji nie było. Łączymy swoje zainteresowania i pasje.

MAJOR SZAMEIT

Jerzy Kowalczyk ma cechę, której często brakuje zawodowym historykom. Być może to wpływ inżynierskiego wykształcenia. Na jego stronie internetowej panuje absolutny porządek. Umieścił na niej 4,5 tysiąca zdjęć zrobionych w 838 miejscach związanych z powstaniem styczniowym. Znajdujących się w 306 miejscowościach. Ich nazwy są ułożone w alfabetycznej kolejności. Losowo zaglądamy pod literę J. Trafiamy na wieś Jeziorko, leżącą u podnóża Świętego Krzyża. Mamy obszerną relację z obchodów 145 rocznicy bitwy powstańczej pod Jeziorkiem ilustrowaną wieloma zdjęciami. Każde ze szczegółowym opisem postaci znajdujących się na zdjęciu. Kolejna informacja dotyczy krzyża powstańczego stojącego w Jeziorku. Znajduje się w miejscu, gdzie powstańcy stoczyli krwawą potyczkę z Rosjanami.

"Możliwe, że tutaj poległ major Szameit" - czytamy wpis Jerzego Kowalczyka. I tuż obok zamieszcza sylwetkę majora Mieczysława Szameita oraz jego portret. Dowiadujemy się, że był dowódcą szwadronu generała Hauke - Bosaka, wcześniej walczył w powstaniu węgierskim, był wcielony do armii austriackiej, walczył we Włoszech. Pod Tarnowem zorganizował stuosobowy oddział jazdy konnej i ruszył za Wisłę pomóc rodakom walczącym w powstaniu. Historia Szameita jest równie ciekawa jak historia Juraja Janosika, bohatera legend i filmów. Trzydziestoletni Szameit zginął pod Świętym Krzyżem, upamiętniony przez lata bezimiennym krzyżem. Dla mieszkańców Jeziorka praca pana Jerzego to nieoceniony skarb. Tak jak dla 305 pozostałych miejscowości. O krewnych majora Szameita nie wspominając.

NADAĆ IMIONA POLEGŁYM

Takich jak major Szameit było wielu. - Każdy krzyż powstańczy, każda mogiła kryje za sobą tajemnicę, kryje za sobą ludzi. Pod Ociesękami jest napis "Poległym za Ojczyznę", a przecież wiemy, że w powstańczej bitwie poległy tam 22 osoby. Napiszmy to inaczej, uhonorujmy tych, którzy oddali tam życie. Jeżeli można podać nazwiska tylko dwóch, spośród dwudziestu dwóch to trzeba je podać. Jeśli wiem, że jednym spośród wielu poległych pod Kamedułami jest Antoni Sokalski, to muszę o nim napisać - mówi Jerzy Kowalczyk. I tak z każdą bezimienną mogiłą, czy krzyżem poświęconym powstańcom. - Zastanawiam się, jak znaleźć jakieś informacje o tych ludziach. Szukam w archiwum, szukam w muzeach. Czasami znajduję.

NA NAJWIĘKSZEGO ZŁODZIEJA CZASU NIE NARZEKA

Jerzy Kowalczyk to też nauczyciel. Zdaje sobie sprawę, że jest trudny czas dla historyków. Promowane są nauki ścisłe, języki obce, a historia znalazła się w tle. Do zrobienia kariery wiedza historyczna nie jest dziś niezbędna.

- Zasób informacji, które człowiek wchłania jest ograniczony. Jestem człowiekiem "przedwojennej" daty, dla którego rano była szkoła, wieczorem książka i opowieści rodzinne. Potem pojawiło się radio, następnie telewizor. Najpierw z jednym programem, potem dwoma. Dziś mamy zalew informacji, a ludzkie możliwości przyswajania są ograniczone. Dlatego odsuwa się niektóre rzeczy, w tym historię - mówi. Na Internet, nazywany "największym złodziejem czasu", nie narzeka. - Książki i encyklopedie, które wcześniej wertowałem i przekładałem leżą na półce. Rzadziej do nich sięgam. Włączam wikipedię i znajduję potrzebne informacje - mówi.

TEGO NIE WIEM

Na internetowej stronie Jerzego Kowalczyka można teraz codziennie spodziewać się nowych informacji. Trwają obchody 150 rocznicy wybuchu powstania styczniowego. Zaplanowano wiele uroczystości, odsłaniane są pomniki, odnawiane mogiły. Za kilka tygodni mniej będzie się mówić o powstaniu styczniowym. Jerzy Kowalczyk z pewnością dalej będzie odkrywał tajemnice powstańczych krzyży i bezimiennych mogił. Mimo 75 lat energii mu nie brakuje. Kiedyś jednak jego internetową stronę ktoś będzie musiał przejąć.

- Czasami się nad tym zastanawiam. Piekarz musi znaleźć następcę, bo chleb trzeba robić dalej. Ale szewc już nie musi kształcić ucznia, bo to zawód wymierający. Czym jest to, co ja robię? Nie wiem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie