Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kat czy ofiara?

Agnieszka WYKROTA-PRZYSIWEK, /saba/
- Ta rodzina mieszkała tu od początku, jak tylko bloki postawili. Ten zamordowany to w moim wieku był, szkoda chłopa - pokazuje mieszkanie, w którym doszło do tragedii Stanisław Szląszkiewicz, mieszkaniec osiedla Ogrody.
- Ta rodzina mieszkała tu od początku, jak tylko bloki postawili. Ten zamordowany to w moim wieku był, szkoda chłopa - pokazuje mieszkanie, w którym doszło do tragedii Stanisław Szląszkiewicz, mieszkaniec osiedla Ogrody. A. WYKROTA-PRZYSIWEK
- Ojciec nie pracował, o rentę się starał, leczył się. Wszyscy wiedzieli, że do kieliszka lubił zajrzeć, potem się awanturował. Pewnie sprowokował syna,
- Ojciec nie pracował, o rentę się starał, leczył się. Wszyscy wiedzieli, że do kieliszka lubił zajrzeć, potem się awanturował. Pewnie sprowokował syna, a teraz szkoda obydwu - powtarzają sąsiedzi rodziny, w której rozegrał się dramat. A. WYKROTA-PRZYSIWEK

- Ojciec nie pracował, o rentę się starał, leczył się. Wszyscy wiedzieli, że do kieliszka lubił zajrzeć, potem się awanturował. Pewnie sprowokował syna, a teraz szkoda obydwu - powtarzają sąsiedzi rodziny, w której rozegrał się dramat.
(fot. A. WYKROTA-PRZYSIWEK)

Kto jest temu winien, że w Ostrowcu zginął 54-letni mężczyzna, a o zabójstwo podejrzany jest jego syn

20-latek przyszedł do komendy w czwartkowy wieczór. Miał zabandażowaną rękę. Mówił, że chyba zabił ojca...

Zdumieni mundurowi pojechali na miejsce. Znaleźli 54-letniego człowieka z ranami od noża. Ratunku już nie było. Nie żył. A potem okazało się, że dramat, jeden z wielu w czterech ścianach tego domu, rozegrał się nocą z wtorku na środę, a chłopak przez kilkadziesiąt godzin był w domu ze zwłokami ojca. Sąsiedzi są wstrząśnięci. Współczują i bronią, ale nie ofiary, tylko... syna.

- Spokojny, nienotowany - tak o 20-latku z ostrowieckiego osiedla Ogrody mówią policjanci.

- Rodzina patologiczna, ani ojciec, ani syn nie stronili od alkoholu - tłumaczy prokurator Waldemar Pionka, szef tutejszej prokuratury. - Ojciec doprowadził do rozpadu tej rodziny, matka ułożyła sobie życie, córki mieszkają gdzie indziej. Syn został w mieszkaniu z ojcem.

- Konflikty między nimi narastały od wielu miesięcy. Aż do dramatu - mówią mundurowi.

Kłótnia z tragicznym finałem

W czwartkowy wieczór 20-latek przyszedł do komendy. Był trzeźwy. Miał zabandażowaną rękę. Mówił, że chyba zabił ojca. Do mieszkania na czwartym piętrze na Ogrodach pojechały wszystkie służby. Ale załoga karetki już nie miała tutaj co robić - lekarz stwierdził zgon 54-letniego mężczyzny.

Policjanci zaczęli odpytywać 20-latka o to, co tu się stało. On mówił, że doszło do kolejnej sprzeczki, a potem ojciec rzucał się do bicia. W ręce wpadł mu scyzoryk. I to nim - wedle relacji młodego człowieka - zranił 20-latka w rękę.

- Chłopak opowiadał, że wtedy, żeby się bronić, wyrwał mu ten nóż i to on zadał ciosy - okazały się śmiertelne - dodają śledczy.

Początkowo wszyscy sądzili, że do nieszczęścia doszło tego dnia, kiedy chłopak przyszedł do komendy. Dziwiło tylko, że zdążył opatrzyć ranę, a bandaż był suchy. Dopiero później, już podczas wieczornego przesłuchania, na jaw wyszły inne, makabryczne fakty - kłótnia z tragicznym finałem rozegrała się wiele godzin wcześniej, nocą z wtorku na środę. Co chłopak robił od tamtego czasu? Czemu od razu nie przyszedł na policję?

- Możliwe, że w chwili dramatu był pod wpływem alkoholu, nie wykluczamy, iż noc spędził w mieszkaniu, w którym zginął ojciec. Może dopiero gdy wytrzeźwiał, dotarło do niego, co się stało - wyjaśnia prokurator Pionka.

Złamane życie

Ludzie, którzy znali 20-latka i jego rodzinę, są wstrząśnięci. Pełni współczucia nie dla jego ojca, tylko dla chłopaka. - To dramatyczna historia, role się odwróciły, bo ofiara stała się katem, a kat ofiarą - powtarzają kolejno mieszkańcy bloku w ostrowieckim osiedlu Ogrody, gdzie w ubiegłym tygodniu doszło do tragedii.

- To jest bardzo grzeczny, kulturalny chłopiec. Nigdy nie przejdzie, żeby "dzień dobry" nie powiedzieć, nie ukłonić się. Od maleńkości go znamy, w tym bloku się urodził, wychował, razem z naszymi dziećmi, wnukami - mówią o 20-letnim człowieku. A o zamordowanym, ojcu 20-latka: - O zmarłych nie ma co źle mówić, nie nam go sądzić teraz, ale tu wszyscy wiedzą, że to kawał szubrawca był, taka jest prawda. Przez niego cała rodzina miała życie zmarnowane, a ten chłopiec najbardziej - opowiadają z brutalną szczerością. - Wszyscy wiedzieli, że wcześniej czy później dojdzie tu do tragedii. Ale wszyscy myśleli, że to ojciec coś "wywinie", bo był do tego zdolny. A tu taki szok... A teraz ojca nie ma, a syn ma życie złamane już na zawsze. Nie warto było - oceniają mieszkańcy klatki, gdzie w mieszkaniu na czwartym piętrze rozegrał się dramat.

Dramaty były na co dzień

- Mieszkam w tym bloku od początku, jak tylko go postawili. Razem z sąsiadami z czwartego piętra jesteśmy jednymi z najstarszych lokatorów. I dobrze pamiętam, że w tej rodzinie zawsze były konflikty, nawet w czasach, kiedy sąsiad jeszcze miał pracę - wyjaśnia Zdzisława Banasik, mieszkająca na parterze. - A wszystko przez wódkę. On od początku pił, przez alkohol pracę stracił na hucie, na walcowni, lata temu to było. A po alkoholu był bardzo agresywny, brutalny. Jakie tam się dramaty rozgrywały, strach myśleć, ile oni wycierpieli, tylko oni wiedzą! - dodaje wyraźnie poruszona kobieta. - Nie raz rękę podnosił na żonę i na dzieci, które jeszcze wtedy były malutkie. Sąsiadka z maluchami uciekała, u sąsiadów się chroniła, po obcych ludziach całymi godzinami przesiadywała. A i sąsiedzi swoje z tym człowiekiem przeszli. Raz mieszkanie podpalił, mało brakowało wszystko by z dymem poszło. Ze dwa razy usnął z papierosem, innym razem podpalił wycieraczkę sąsiadowi, po drzwiach kopał. To był zupełnie nieprzewidywalny człowiek, wszystkiego się można było spodziewać - przyznaje pan Ryszard, mieszkaniec sąsiedniej klatki.

Bił dzieci młotkiem po głowach

- Mnie to tylko szkoda chłopca, bo to on jest w tym wszystkim ofiarą. Znam go od dziecka, podobnie jak jego dwie starsze siostry, z których starsza, dzisiaj 30-letnia jest pielęgniarką, za granicą pracuje, a druga 27-letnia mieszka z mężem koło Gdańska. Ich matka całe życie ciężko pracowała, do pracy szła zawsze na popołudnie, sprzątała w szkole. Jedna z dziewczynek była rówieśnicą mojej córki, to te dzieci po szkole u mnie dużo czasu spędzały, prawie się wychowywały. Było tak, że u mnie nie tylko jadły, ale i spały, bo do domu bały się chodzić, jak ojciec był - wraca wspomnieniami do zdarzeń sprzed lat Zdzisława Banasik. - A najmłodszy chłopiec to mogę powiedzieć, że do 12 roku życia to się u mnie wychował. Mój wnuczek chociaż od niego o 6 lat młodszy, był jego najlepszym kolegą. To dziecko nie miało nikogo, siostry jak tylko dorosły z domu wyszły, matka pracowała - dodaje kobieta. - Tam zawsze był strach. I tragedie. Zdarzało się na przykład, że sąsiad bił dzieci młotkiem po głowach. Innym razem tak synem o ścianę rzucił, że chłopcu krew uszami poszła, zresztą potem zaczął na uszy chorować, kto wie czy nie po tym. A ile razy było tak, że jak ojciec był w domu, to dzieci potrafiły godzinami za zasłonką stać, bez jednego ruchu, żeby tylko nie zauważył, że są w mieszkaniu - opowiada ze łzami w oczach mrożące krew w żyłach historie sąsiadka rodziny, w której doszło do tragedii.

Próbowali walczyć

Kilka lat temu małżeństwo rozwiodło się, wcześniej ojcu zostały ograniczone prawa rodzicielskie. Nie zakończyło to jednak koszmarów, mężczyzna zajął bowiem duży pokój w dotychczasowym mieszkaniu, do mniejszego przeniosła się była żona z synem. Jednak było coraz gorzej, jakiś czas temu kobieta zdecydowała się wyprowadzić, zatrzymała się w Ośrodku Interwencji Kryzysowej. Syn pozostał w domu, zdaniem sąsiadów po prostu nie miał gdzie iść. - Sąsiadka przez cały czas starała się walczyć z tą patologią. Ile razy od nas dzwoniła na policję, straż miejską, zgłaszała do administracji spółdzielni, do Urzędu Miasta. Nic nie pomagało. Jak się awanturował, to go na izbie wytrzeźwień przetrzymali i następnego dnia wrócił, od nowa był gehenna. Pewnie nie miała już sił, po 30 latach walki, wyprowadziła się, ale codziennie tu przychodziła. Zakupy robiła, przebierała się, z synem rozmawiała - wyjaśnia Henryka Kujawa, kobieta w starszym wieku. Stojąca obok kobieta dodaje: - Ten sąsiad to nawet kilka razy był na przymusowym leczeniu, ale niewiele do dało. Odtruli przez 30 dni i wypuścili, bo sam zostać nie chciał. Ostatnio sąsiadka wspominała, że na 2007 rok miał wyznaczone kolejne skierowanie do Morawicy, ale nie doczekał - dodaje.

Bronią na policji i w telewizji

Wszyscy, z którymi rozmawiamy powtarzają, że w tym wszystkim to najbardziej żałują chłopaka. - On miał dzieciństwo zmarnowane przez ojca, a teraz i młodość przez ojca zmarnował. Pewnie ojciec go sprowokował, chłopiec został zraniony nożem, musiał ojcu oddać i tak się zaczęło. Przecież to zawsze był taki grzeczny chłopiec, niemożliwe żeby sam z siebie podniósł rękę na ojca. Tym bardziej że to prawie dziecko jeszcze, na dodatek z chorobą walczy. 8 maja wyszedł ze szpitala, na wrzesień ma wyznaczoną operację, jest chory i to poważnie, onkologicznie - mówi starsza kobieta. Stojący obok młodzi ludzie dodają, że będą bronić kolegi, bo ich zdaniem to on przez lata był ofiarą. - Ta zbrodnia to z pewnością obrona konieczna, nie może być inaczej. Nie zgadzamy się z tym, że w naszym kraju nie chroni się rodzin, a alkoholików, awanturników, nie może tak być. My będziemy bronić kolegi, byliśmy już na policji, zgłosiliśmy się do programu "Pod Napięciem" w telewizji TVN. Chcemy, żeby przyjechali do nas, pokazali w całym kraju, jakim dramatem kończą się takie historie - powtarzają zgodnie młodzi ludzie. - A przede wszystkim chcemy, żeby uniewinnili naszego kolegę, żeby mu życia nie łamać, bo on i tak wystarczająco wiele złego przeszedł - wyjaśniają koledzy tego, który zamordował.

Nawet dożywocie

Jak ta sprawa się skończy, za wcześnie wyrokować. Póki co prokuratura uznała, że 20-latek dopuścił się zbrodni.

- Przedstawiliśmy mu zarzut zabójstwo ojca - wyjaśnia szef prokuratury Rejonowej w Ostrowcu Świętokrzyskim. - Grozi mu za to od ośmiu lat więzienia nawet do dożywocia.

Oczywiście w toku śledztwa będzie rozważana również hipoteza, czy 20-latek nie działał w ramach obrony koniecznej. Jeśli tak - postępowanie może zostać umorzone. Na razie do tego jeszcze daleko. W niedzielę, decyzją ostrowieckiego sądu młody człowiek został aresztowany na trzy miesiące.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie