Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmiercią zapłacił za gościnę

Sylwia Bławat
Ostrowiec Świętokrzyski niemal równo rok temu. Tu doszło do tragedii. Pracownicy firmy pogrzebowej wynoszą ciało zamordowanej kobiety.
Ostrowiec Świętokrzyski niemal równo rok temu. Tu doszło do tragedii. Pracownicy firmy pogrzebowej wynoszą ciało zamordowanej kobiety. A. Nowak
Młodemu mieszkańcowi Ostrowca Świętokrzyskiego, oskarżonemu o zabójstwo i usiłowanie drugiego, grozi nawet dożywocie.

Makabryczny pomysł w toalecie, wybór noża, najpierw cztery ciosy, potem myśl, że trzeba usunąć jedynego świadka. I kolejne ciosy, zadawane na oślep - takie sceny rozegrały się w mieszkaniu w Ostrowcu Świętokrzyskim. Nie mogłyby posłużyć za scenariusz do kryminału. Są zbyt brutalne.

Piotr dziś ma 24 lata, ale już kiedy był dzieckiem życie go okaleczyło. Jest jednym z pięciorga rodzeństwa, ale całą piątkę - trzech braci i dwie siostry - wychowywali dziadkowie. Dzieciństwo naznaczyła bowiem podwójna tragedia.

Jacek jest o rok starszy od Piotra. Jemu życie ułożyło łatwiejsze ścieżki, choćby dlatego, że mama to osoba bardzo zaradna. Umie zarobić na rodzinę, miła, szanowana przez znajomych, opiekuńcza. Taka mama to w życiu oparcie, więc Jackowi było łatwiej.

A gdy los zetknął tych dwóch mężczyzn znających się od piaskownicy, zginęła mama Jacka. Z rąk człowieka przed którym otworzyła serce, któremu opowiedziała o tym, co ją najbardziej smuci i... poprosiła go o pomoc. A jego to zirytowało. I znudziło.

NIE BYŁO LEKKO

Piotr i czworo jego rodzeństwa szybko zostali sierotami. Mama umarła niebawem po porodzie najmłodszego z dzieci. Wdały się komplikacje, śmierć była lepsza niż lekarze. Ojciec nie wytrzymał tego psychicznie. Rok później popełnił samobójstwo.
Piotr miał wtedy pięć, może sześć lat. Na dziadków spadł obowiązek opieki nad rodzeństwem - tacy dziadkowie to skarb, ani chwili się nie zastanawiali, nie oddali dzieci do sierocińców, stworzyli rodzinę zastępczą. Starali się jak mogli. O ile w przypadku dziewczynek wychowanie nie było bardzo trudne, tak chłopcy sprawiali kłopoty. Ot, choćby Piotr. Już wszedł w konflikt z prawem, był karany za kradzież, a gdy doszło do dramatu, toczyła się przeciw niemu sprawa o przywłaszczenie telefonu.

- Drobne przestępstwa, w hierarchii półświatka najniższy poziom. Jeszcze mógł wyjść na prostą - mówili o Piotrze policjanci. Tylko że pojawił się problem z alkoholem. Piotr pił coraz częściej. Dwa lata temu się ożenił, wkrótce na świecie pojawiło się dziecko. A on dalej pił.

Żona postawiła ultimatum - ona albo alkohol. Wniosła pozew o rozwód. Piotr chciał ratować małżeństwo, próbował się leczyć, "zaszył" się nawet. Nie pomogło. Żona go zostawiła, choć trzeba to przyznać, nie utrudniała kontaktów z dzieckiem.
Piotr zamieszkał z babcią (dziadek umarł) i trójką rodzeństwa - dwoma braćmi i siostrą, ale - jak mówią dziś śledczy - to on w tym domu rządził.

MAMA SIĘ UCIESZY...

Jacek pierwszy dzień Bożego Narodzenia ubiegłego roku spędzał z rodziną - do mieszkania jego i mamy przyjechała siostra Jacka z mężem i córeczką. Coś wypili, więc, gdy tamci zbierali się do domu, Jacek zamówił taksówkę, a potem poszedł ich odprowadzić. Nie wziął kurtki, niestety. Może gdyby wziął, jego mama żyłaby do dziś.
Kiedy siostra, szwagier i ich dziecko odjechali, Jacek wracał do domu. Przed klatką schodową spotkał Piotra. Znali się od zawsze, wychowani na tym samym podwórku, bawili się między tymi samymi blokami, dopiero później, gdy dorastali, ich drogi się rozeszły.

Piotr pierwszy dzień świąt spędzał z rodziną w domu babci. Przyjechała też żoną z córcią. A gdy pojechały, poszedł do znajomego. Coś tam wypili, potem Piotr wyszedł. Miał ze sobą półlitrówkę, do połowy wypełnioną wódką.

Przed klatką schodową spotkał kolegę od zawsze - rok starszego Jacka. Zaproponował, żeby może razem skończyli flaszkę. Ale Jackowi było zimno, wyszedł przecież tylko w podkoszulku.

- Zapraszam do domu. Mama się ucieszy - zaproponował Jacek.

ZNUDZONY, ZIRYTOWANY

I mama rzeczywiście się ucieszyła. Przecież znała Piotra jeszcze, gdy był dzieckiem. Znała też jego rodzinę. Przy butelce opowiadał jak każdemu z rodzeństwa się wiedzie, wspominali stare czasy. Było miło, sympatycznie, rodzinnie. Zastawiony stół pełen wszelkich świątecznych dóbr. I mili ludzie.

Kiedy wódka się skończyła, Piotr zaproponował, że pójdzie po następną - szkoda było już kończyć tak miły wieczór. Domownicy się zgodzili, więc skoczył do pobliskiej meliny. Kupił jakiś "chrzczony" wodą trunek. Ale gdy wrócił do mieszkania, jego kolega już spał.

- Upojony alkoholem nie chciał wstać także wtedy, kiedy kolega próbował go budzić - opowiada prokurator. Więc resztę tego wieczoru Piotr miał spędzić z matką kolegi. Pili alkohol, rozmawiali.

- Kobieta skarżyła mu się na syna - na to, że chłopak, choć już dorosły wciąż się nie ustatkował, nie usamodzielnił. Prosiła gościa, żeby może on jakoś wpłynął na jej syna, żeby pomógł mu wreszcie osiągnąć stabilizację - relacjonuje śledczy. - Kobieta się rozpłakała, a to jej gościa - jak potem mówił podczas przesłuchania - znudziło i zirytowało.

Piotr wyszedł do toalety, mama Jacka została w pokoju. Siedziała na kanapie, oglądała telewizję. A Piotr mówił potem w śledztwie, że tam, w łazience, wpadł na pewien pomysł. Ciągle nie miał pieniędzy, tracił pracę za pracą, a wszystko przez alkohol, więc czemu nie miałby zarobić? Mieszkanie wyglądało bardzo porządnie, wyremontowane, matka Jacka pracowała za granicą. Piotr spodziewał się pieniędzy.
- Wtedy wymyślił, żeby zabić kobietę i obrabować - mówi prokurator.

JEDYNY ŚWIADEK...

Piotr z toalety wyszedł do kuchni. Odsunął szufladę, wyciągnął noże. - Wybrał taki, który wydawał mu się najbardziej poręczny. Poszedł prosto do pokoju. 51-letniej kobiecie zadał wtedy pierwszy cios. Osunęła się na podłogę, zaczęła wzywać pomocy. Wołała syna, ale on, zmożony alkoholem, nie słyszał. Wtedy napastnik kucnął i zadał kolejne trzy ciosy. Ten, który trafił w kark, okazał się śmiertelny - opowiada oskarżyciel. Mówi też, co potem sobie myślał Piotr:

- Choć początkowo nie miał zamiaru zabijać swojego kolegi, to teraz zmienił zdanie. Wykoncypował sobie, że nikt go ze zbrodnią nie powiąże, bo nikt nie widział, jak wchodzi do tego mieszkania. Jedynym świadkiem był kolega, który go zaprosił. Wtedy zdecydował, że jego też zabije. Poszedł do pokoju, w którym tamten spał. Spróbował mu poderżnąć gardło, ale nóż okazał się zbyt tępy, a w dodatku tamten się obudził. Więc napastnik zaczął bić ostrzem na oślep, raz za razem, aż do chwili, gdy mu się wydawało, że chłopak nie żyje.

Dopiero po tym Piotr - tak przynajmniej wynika z ustaleń śledztwa - splądrował mieszkanie. Kobiecie z palca ściągnął pierścionek, zabrał też portfel z niewielką kwotą. I telefon komórkowy, który w mieszkaniu teściowej przypadkowo zostawił zięć. Wszystko razem warte - jak potem oszacowano - 222 złote.

Piotr już miał wychodzić, gdy w drzwiach stanął... Jacek. Zakrwawiony od stóp do głów, ale wyglądający tak, jakby nic mu się nie stało, jakby po prostu się ubrudził.
Jacek nie wiedział, co zaszło. Instynkt mu tylko chyba kazał powiedzieć do Piotra jedno słowo.
- Wypier...

Piotr wyszedł. Przed blokiem ze skradzionego portfela wyjął pieniądze, portmonetkę wyrzucił. Potem wrócił do mieszkania babci. Kazał, żeby go spakowała, bo nazajutrz wyjeżdża. Wypił jeszcze z bratem wódkę i położył się spać.

OBUDZIŁA GO POLICJA

Prokurator mówi, że po wyjściu Piotra Jacek prawdopodobnie wrócił do łóżka, wciąż nie wiedząc, co się stało. Dopiero po jakimś czasie się obudził. Wszedł do pokoju matki. Nie wiedział, że ona nie żyje, tyle tylko - że jest zakrwawiona i nieprzytomna. Wezwał pogotowie, zadzwonił do siostry.

Lekarze z karetki stwierdzili zgon 51-letniej matki Jacka. On był mocno poharatany, zabrali go do szpitala, trafił na stół operacyjny. A policjanci na samym początku w ogóle nie wiedzieli, co o tym myśleć - zamordowana kobieta, jej syn pokrwawiony, mocno poraniony... Może sprzeczka rodzinna? Dopóki Jacek nie odzyskał świadomości, stali przy jego szpitalnym łóżku.

Ale kiedy doszedł do siebie, opowiedział tyle, ile pamiętał. O Piotrze.
Wczesnym porankiem policjanci już stali przed domem Piotra. Czekali do godziny 6, wtedy weszli do jego mieszkania. Piotr spał. Obudzili go. Mówili, że na ich widok zmoczył pościel... Babcia tak przeżyła poranną wizytę policji, że aż zemdlała. Trzeba było wzywać karetkę.

W mieszkaniu policjanci znaleźli nie tylko pokrwawione ubrania Piotra. Także pierścionek zamordowanej kobiety. I telefon komórkowy jej zięcia...

DO WSZYSTKIEGO SIĘ PRZYZNAŁ

- Mężczyzna przyznał się do zabójstwa kobiety w związku z rozbojem, rozboju oraz próby zabicia jej syna - mówi prokurator. - Opowiedział przebieg tragicznych zdarzeń, w żaden sposób nie umniejszał swojej roli.

Biegli, którzy badali Piotra, stwierdzili, że w tamtej chwili był w pełni poczytalny. O jego osobowości mówili: nieprawidłowa, wskazywali na niedojrzałość. I na uzależnienie od alkoholu...

Śledztwo trwało blisko rok, większość tego czasu z powodu czekania na ekspertyzy. W środę do Sądu Okręgowego w Kielcach trafił akt oskarżenia Piotra. Najniższa kara, jaka mu grozi, to 25 lat więzienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie