Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Odszedł Wielki Sandomierzanin

Małgorzata Płaca [email protected]
W składzie aptecznym pan Kazimierz pracował do 90 roku życia. Było to niezwykłe miejsce.
W składzie aptecznym pan Kazimierz pracował do 90 roku życia. Było to niezwykłe miejsce. archiwum prywatne
Pożegnaliśmy Kazimierza Targowskiego, człowieka, którego od pokoleń znali wszyscy mieszkańcy. Miał 93 lata...

Farmaceuta, społecznik, człowiek niezwykłej kultury, pogodny, towarzyski, życzliwy ludziom. - Wraz z odejściem pana Kazimierza skończyła się pewna epoka. Takich ludzi już nie ma... - mówią z żalem sandomierzanie.

W ostatniej drodze Kazimierzowi Targowskiemu towarzyszyli przyjaciele, przedstawiciele lokalnych władz oraz wielu mieszkańców miasta.

MIAŁ 93 LATA...
Kazimierz Targowski urodził się w 1914 roku w Sandomierzu. Przeszedł na świat w kamienicy przy Rynku, od 1802 roku należącej do francuskiej rodziny Dutreppich. Z rodziny tej wywodziła się jego matka. Ojciec pana Kazimierza był farmaceutą. To on, w 1910 roku, założył słynny skład apteczny.

Pan Kazimierz również ukończył farmację, na Uniwersytecie Jagiellońskim (dyplom w 1938 roku), a potem Podchorążówkę Sanitarną w Warszawie. Brał udział w kampanii wrześniowej, potem współpracował z Armią Krajową. Został za to aresztowany i przez dwa miesiące więziony na zamku sandomierskim.
Późniejsze, powojenne lata Kazimierza Targowskiego to okres pracy w składzie aptecznym, działalność społeczna i aktywne uczestnictwo w życiu kulturalnym miasta.

SKŁAD NA ROGU
- Nie pamiętam, kiedy poznałem pana Kazimierza. Wydaje mi się, że zawsze był obecny w moim życiu, najpierw jako farmaceuta, właściciel składu aptecznego - zaczyna swoją opowieść Jerzy Krzemiński, kustosz Muzeum Okręgowego, przyjaciel Kazimierza Targowskiego. - W dawnych, "PRL-owskich" latach skład apteczny był jedynym miejscem w okolicy, gdzie można było kupić niezbędne do życia drobiazgi. Pamiętam jak - jako chłopak - ustawiałem się w kolejce, która zwykle tworzyła się jeszcze przed otwarciem sklepu.

- Potem, gdy rozpocząłem pracę w muzeum, trudno było nie znaleźć się w kręgu pana Kazimierza. Był to bowiem człowiek, który chętnie uczestniczył w imprezach kulturalnych, bywał w oddziale literatury przy Katedralnej, w kamienicy Oleśnickich. Brał udział we wszystkim, co było interesujące, a co miało charakter kulturalny.
To była jedna z istotnych cech Kazimierza Targowskiego: nie był obojętny. Nie potrafił być obojętny na to, co się dzieje w mieście. - Szczególnie interesowała go przestrzeń starego Sandomierza. Nic dziwnego: tu się urodził, tu mieszkał, tu żył - dodaje Jerzy Krzemiński.

Muzeum w domu pana Kazimierza

W ostatniej drodze Kazimierzowi Targowskiemu towarzyszyło wielu sandomierzan. Żegnali go przedstawiciele władz, przyjaciele, znajomi. Pan Kazimierz został pochowany w rodzinnym grobowcu na Cmentarzu Katedralnym.
(fot. archiwum prywatne)

Muzeum w domu pana Kazimierza

Sandomierskie Forum Mieszkańców wystąpiło z inicjatywą utworzenia, na bazie mieszkania Kazimierza Targowskiego, Muzeum Mieszczaństwa Sandomierskiego. "Dom magistra farmacji Kazimierza Targowskiego, właściciela najdłużej funkcjonującego w mieście składu aptecznego, był swoistą oazą życia kulturalnego i towarzyskiego niemal przez całe stulecie. Dzieje kamienicy, w której żył i pracował pan Kazimierz, sięgają XVII wieku. Wnętrze kamienicy, dostępne od frontu przez sień jest jednym z najlepiej zachowanych pomieszczeń kamienic na sandomierskiej Starówce. Ma ono charakter handlowo - mieszkalny i jest zapisany w rejestrze zabytków" - piszą członkowie forum apelu, adresowanym do władz miasta i powiatu oraz do wszystkich przyjaciół i miłośników Sandomierza.
Zalążkiem nowego muzeum winny stać się drogeria, przyległy do niej kantorek i mieszkanie (salon).

ZAKOCHANY W SWOIM MIEŚCIE
Zainteresowanie sprawami miasta przejawiało się nie tylko uczestnictwem w życiu kulturalnym i pilną obserwacją tego, co dzieje się w Sandomierzu. Pan Kazimierz był społecznikiem. Należał do Polskiego Towarzystwa Turystyczno - Krajoznawczego i Klubu Inteligencji Katolickiej, wiele lat był radnym miejskim.

- Jako radny, nie bawił się w politykę. Chciał pracować dla miasta. Był autorem wielu ciekawych inicjatyw. To jemu zawdzięczamy na przykład zegar na ratuszu - mówi dr Robert Kotowski, prezes sandomierskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Historycznego, pracownik Urzędu Miejskiego.

- To był człowiek, który miał rys wyraźnie obywatelski. Uważał, że gdy dzieje się coś złego, należy interweniować - dodaje pracownik Muzeum Okręgowego.
Jerzy Krzemiński przywołuje znaną z opowieści pana Kazimierza historię figury Matki Bożej, stojącej po wschodniej stronie ratusza.

- Figura niszczała, a ówczesne władze nie zgadzały się na remont. Pan Kazimierz wszelkimi sposobami starał się uzyskać zgodę. Sprawa oparła się nawet o Jarosława Iwaszkiewicza. Interwencja przyniosła pozytywny efekt. Podobnych sytuacji było na pewno więcej.

Robert Kotowski podkreśla, że Kazimierz Targowski był zakochany w swoim mieście. Sandomierz był dla niego wielką wartością.
- Bolało go, jeśli gdzieś źle mówiło się o Sandomierzu. Cieszył się natomiast, gdy słyszał w mediach o sukcesach ludzi związanych z miastem, na przykład o profesorze Jerzym Stępniu czy redaktorze Krzysztofie Burku. Żył sprawami Sandomierza, także w ostatnich miesiącach życia, kiedy nie wychodził z domu.
Robert Kotowski poznał pana Kazimierza, kiedy rozpoczynał zbieranie materiałów do swojej pracy doktorskiej na temat Sandomierza w dwudziestoleciu międzywojennym.

- Kazimierz Targowski był dla mnie skarbnicą wiedzy o przedwojennym Sandomierzu, szczególnie o ludziach. Znał wiele osób, zwyczaje, czuł atmosferę przedwojennego miasta. Rozmowy z panem Kazimierzem przenosiły mnie w tamten czas - wspomina historyk.

ELEGANCKI, ŻYCZLIWY...
- Pan Kazimierz był człowiekiem uformowanym nie przez XX, ale jeszcze XIX wiek. Jego sposób bycia, stosunki z ludźmi, towarzyskość... - wszystko to było rodem z XIX stulecia - stwierdza Jerzy Krzemiński.

Zawsze kulturalny, wręcz szarmancki. Elegancki w zapomnianym już nieco stylu.
- Reprezentował typ elegancji nieco archaicznej, nieobecnej już między ludźmi. Mogła się ona wydawać niektórym nieco śmieszna, ale - trzeba podkreślić - była to elegancja zawsze oddająca szacunek drugiemu człowiekowi - zaznacza Jerzy Krzemiński.

To - wskazuje nasz rozmówca - kolejny piękny rys pana Kazimierza: szanował każdego. Nie było dla niego ludzi lepszych i gorszych. Nawiązując do szlacheckiego pochodzenia sandomierskiego farmaceuty, Jerzy Krzemiński stwierdza zdecydowanie:

- Pan Kazimierz nie był snobem. Nie dzielił ludzi na ważniejszych i mniej ważnych. Z każdym miał miły kontakt, każdemu potrafił oddać uszanowanie. Podkreślanie jego szlacheckiego pochodzenia jest istotne o tyle, że jego szlacheckość była w jego szlachetności. Nie wyrażała się natomiast jakimkolwiek snobizmem, jakąkolwiek stylizacją.

Pan Magister (tak nazywało go wielu sandomierzan) był bardzo życzliwy wobec ludzi i nadzwyczaj gościnny. Każdy, kto przyszedł do niego, choćby na chwilkę, musiał usiąść, wypić kawę lub herbatę, poczęstować się czymś słodkim. Bez tego nie dało się opuścić progów mieszkania w Rynku. Rytuał towarzyski pana Kazimierza nie przewidywał takiej możliwości.

- Życzliwość wyrażała się zarówno w tak drobnych kwestiach, jak i w sprawach zasadniczych, kiedy komuś trzeba było pomóc, również materialnie - mówi Jerzy Krzemiński. - Nigdy nie zauważyłem u pana Kazimierza zazdrości czy zawiści. Był może tylko trochę zazdrosny o ludzi. Chciał mieć obok siebie jak najwięcej osób. Pragnął, aby w jego domu, podobnie jak w sklepie, był nieustanny ruch. Lubił ludzi.

ZDJĘCIA NA KANAPIE
Kazimierza Targowskiego odwiedzali różni ludzie. Miał przyjaciół i znajomych właściwie w każdej grupie społecznej.

- Znał część środowiska pisarskiego, które bywało na "Górce Literackiej" państwa Targowskich. Maria Iwaszkiewicz, ilekroć przyjeżdżała do Sandomierza, zawsze odwiedzała pana Kazimierza. Bywali u niego Woroszylscy, Ludmiła Marjańska, Helena Zaworska i wiele, wiele innych osób - wymienia Jerzy Krzemiński.

Kazimierz Targowski miał bardzo dobre stosunki z księżmi sandomierskimi. Duchowni często go odwiedzali. Pan magister miał także swoje towarzystwo do brydża. W brydża grywał namiętnie!

Podczas wizyt u pana Kazimierza powstawały zwykle zdjęcia "kanapowe". Był to swoisty rytuał - gospodarz sadzał swoich gości na kanapie i robił im zdjęcia.
- Mam dużo zdjęć z różnymi osobami, które poznałem u pana Kazimierza - mówi Robert Kotowski.

W mieszkaniu pana Kazimierza, za składem aptecznym, czas się zatrzymał: stara kanapa, stary stół, kilka mniejszych stoliczków, na stoliczkach porozkładane książki, lampki, potężna biblioteka, wspaniały kredens, fortepian; słowem: typowe, klasyczne mieszczańskie mieszkanie.

ZE STRATĄ SKLEPU NIE MÓGŁ SIĘ POGODZIĆ
Historia nie była dla pana Kazimierza łaskawa: kamienica rodziny Dutreppich została przejęta przez państwo. Farmaceuta zajmował tam potem tylko niewielkie mieszkanie. W pierwszej połowie lat 50. próbowano odebrać mu również skład apteczny.

- Przez pewien czas pan Kazimierz był kierownikiem apteki, prawdopodobnie w Dwikozach. Po odwilży w 1956 roku, wrócił do składu aptecznego. Potem, gdy trwała renowacja Starówki, pan Kazimierz, nauczony doświadczeniem, nie opuścił mieszkania. Był tam nawet w czasie remontu - wspomina dr Kotowski.
Skład apteczny był również miejscem niezwykłym. Wiekowe, ciężkie szafy, zapach ziół i medykamentów. W ciągu bez mała wieku niewiele się tam zmieniło. Niestety, sklep nie oparł się bezdusznym prawom rynku. Kazimierz Targowski musiał go sprzedać.

- Mocno to przeżył - wspomina Jerzy Krzemiński. - Zależało mu bardzo, aby skład utrzymać. Chciał jak najdłużej pracować. "Kto zawodowo pracuje do 90. roku życia? Jesteś szczęściarzem, że tobie się to udało" - pocieszałem go. Dla pana Kazimierza to było za krótko; nie mógł pogodzić się z utratą sklepu. Również potem interesowało go, co się tam dzieje. Między jego pokojem a gabinetem, który z czasem należał do nowego właściciela sklepu, były drzwi. Pan Kazimierz nie pozwolił ich zastawić, chciał mieć kontakt z tamtym miejscem. Szafę biblioteczną, którą musieliśmy przenieść z gabinetu do jego pokoju, postawiliśmy na drzwiach w taki sposób, aby można było się wsunąć i posłuchać odgłosów ze składu. To były przecież dziesiątki lat biegania między pokojem a sklepem! Nic dziwnego, że pan Kazimierz musiał mieć te drzwi w zasięgu wzroku, musiał mieć poczucie, że jest dostęp do nich.

POD OPIEKĄ ŚWIĘTEGO KAZIMIERZA
- Kazimierz Targowski miał dużo dobrych cech: był elegancki, wrażliwy, czuły, serdeczny, bardzo dobry dla ludzi - wylicza pan Jerzy.

Nasi rozmówcy wspominają o jeszcze jednej cesze pana Kazimierza - głębokiej religijności.
- Religijność przejawiała się w jego ludzkiej dobroci - stwierdza Robert Kotowski.

- Był bardzo ufny. To go mocno wspierało, szczególnie w ostatnich tygodniach życia. Pan Kazimierz był absolutnie przekonany, że "po tamtej stronie" czeka na niego ciocia Antosia, mama, ojciec, zmarła w dzieciństwie siostra i oczywiście święty Kazimierz.

Sandomierzanin otaczał wielkim kultem swojego patrona. - Święty Kazimierz był nieustannie w zasięgu jego wzroku. W pokoju, w kilku miejscach były ustawione wizerunki patrona. W ostatnich latach życia stale się do niego odwoływał. Wierzył w opiekuńczość i obecność świętego Kazimierza - wspomina Jerzy Krzemiński.

TRUDNO UWIERZYĆ, ŻE NIE MA GO WŚRÓD NAS
Ze śmiercią pana Kazimierza kończy się pewna epoka... To zdanie powtarzają wszyscy, którzy zetknęli się z tą niezwykłą postacią.

- Był to człowiek innej kultury - mówi Robert Kotowski. - W dobie komercji, pogoni za sukcesem, o pewnych wartościach się zapomina, na wiele spraw nie zwraca się uwagi. Ludzie "przedwojenni" żyli inaczej, inaczej patrzyli na drugiego człowieka, inaczej odnajdowali się w społeczeństwie, mieli inne priorytety.

- Zostaje obraz człowieka jasnego, bardzo pogodnego, również w ostatnim okresie życia. Nie było nim dramatu odchodzenia, była za to umiejętność pogodzenia się z koleją rzeczy - dodaje Jerzy Krzemiński.

Trudno uwierzyć, że pana Kazimierza nie ma już wśród nas...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie