Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Samotny ojciec ze Skarżyska błaga sąd, żeby zwrócił mu dzieci [WIDEO]

Paulina Baran
Tomasz Niziołek ze Skarżyska - Kamiennej zapowiada, że zrobi wszystko, żeby odzyskać syna i córkę, zapewnia, że jest niewinny. Sąd wyjaśnia, że dzieci na pewno nie zostały zabrane bez przyczyny.

Życie dzieci Tomasza Niziołka nigdy nie było usłane różami. Dziesięć lat temu zostawiła je matka, teraz trafiły do domu dziecka. Pan Tomasz twierdzi, że Sąd zabrał mu 14 -letnią Wiktorię i 12 - letniego Jakuba opierając się tylko i wyłącznie na subiektywnej opinii pani kurator.

- W dokumentach zawarta jest informacja, że niby piłem alkohol, ale nikt nie ma na to żadnych dowodów. Sąd w jednym dniu wywrócił moje życie do góry nogami i odebrano, co mam w życiu najcenniejsze. Kiedy od miesiąca siedzę sam w naszym dużym, pustym domu czuję się tragicznie. Dzieci ciągle dopytują, kiedy je stamtąd zabiorę, a ja na pewno to zrobię, nie spocznę dopóki do mnie nie wrócą -ze łzami w oczach mówi pan Tomasz.

Problemy ze starszym synem
Kiedy w poniedziałek z zaskoczenia przyjechaliśmy do pana Tomasza był trzeźwy, malował ścianę w jednym z pokojów. W domu było czysto.
- Mam nadzieję, że moje dzieci do mnie wrócą. Serce mi się kroi, kiedy siedzę tutaj bez nich - wykrztusił z siebie pan Tomasz, po czym zaczął opowiadać o tym, że życie nie rozpieszczało jego rodziny. - Dziesięć lat temu zostawiła nas moja żona. Po jakimś czasie mój najstarszy, obecnie 17 letni syn Dawid zaczął się strasznie buntować, wszedł w złe towarzystwo i zaczął brać dopalacze. Nie wiedziałem jak mam mu pomóc, nie trafiały do niego żadne moje słowa - mówi pan Tomasz.
Wyjaśnia, że teraz jego syn znajduje się w szpitalu psychiatrycznym w Kielcach, bo w domu na pewno nie poradziłby sobie z nałogiem.
- Mam nadzieję, że Dawid zrozumie, że dopalacze mogą zniszczyć mu życie. Jeżdżę do niego praktycznie codziennie i widzę, że z każdym dniem sam coraz bardziej zaczyna wierzyć, że da radę się zmienić -mówi pan Tomasz.

Dwoje dzieci trafiło do domu dziecka
Tomasz Niziołek wyjaśnia, że z młodszymi dziećmi, 12 - letnim Jakubem i 14 - letnią Wiktorią nigdy nie miał żadnych problemów wychowawczych. W szkole dobrze się uczą, chodzą na dodatkowe zajęcia karate - mówi. Ze smutkiem opowiada o dniu, kiedy zabrano je do domu dziecka.
- Syna zabrali mi ze szkoły, z córką początkowo robiłem uniki, bo nie chciałem jej oddać, ale ostatecznie sam zaprowadziłem ją do domu dziecka, bo mnie zaczęli straszyć prokuratorem. Naprawdę nie wiedziałem, jak mam jej powiedzieć, że muszę ją tam zostawić. Myślałem wtedy, że mi serce pęknie - mówi pan Tomasz i dodaje, że powiadomił o wszystkim rzecznika praw dziecka.

Dlaczego sąd zabrał dzieci panu Tomaszowi?
Z pisma dowiadujemy się, że kurator społeczny sprawujący nadzór nad rodziną nie zastał w ostatnim czasie ojca małoletnich w mieszkaniu i nie mógł z nim nawiązać kontaktu. Podczas wizyty 24 stycznia kurator zawodowy również nie zastał ojca w miejscu zamieszkania. W domu przebywała tylko Wiktoria, która nie poszła do szkoły oraz najstarszy syn Dawid. Było brudno i zimno. Z pisma wynika też, że mieszkająca obok babka dzieci stwierdziła, że jej syn od tygodnia pije alkohol. Kobieta przyznała też, że na czas nieobecności syna zadeklarowała, że popilnuje dzieci, ale zwyczajnie nie spełniła swojej obietnicy.

Co z alkoholem? „Jestem zaszyty”
Tomasz Niziołek twierdzi, że w ostatnim czasie w ogóle nie pije alkoholu. - Kiedyś miałem z tym problem, ale skończyłem z piciem na dobre - mówi. Wyjaśnia, że jest „zaszyty” i jeszcze przed zakończeniem działania jednego Esperalu, zaszywa sobie drugi. - Chcę, żeby nikt nie miał wątpliwości, że cały czas jestem abstynentem. Po zaszyciu Esperalu nie mam możliwości picia, bo jakbym pił to bym po prostu umarł - twierdzi.

Już napisał zażalenie
Pan Tomasz podkreśla, że nie podda się bez walki i już napisał zażalenie od postanowienia skarżyskiego sądu. Twierdzi, że informacja podana przez kuratora dotycząca tego, że w ostatnim czasie jego dzieci gorzej funkcjonują w szkole jest nieprawdziwa. - Jest wręcz odwrotnie. Przez całe półrocze dzieci sporadycznie opuszczały lekcje, a wyniki Wiktorii bardzo się poprawiły - mówi pan Tomasz i na dowód przedstawia opinię od wychowawczy dotyczącą córki.
„Wiktoria dała się poznać, jako osoba bardzo pracowita, mająca ogromną motywację przy dużo mniejszych możliwościach. Uczennica zawsze zadbana, przygotowana do lekcji, chociaż zdecydowanie słabiej radząca sobie z pracami pisemnymi, w tym klasówkami, sprawdzianami i kartkówkami” - czytamy w piśmie.

Z opinii wychowawcy dowiadujemy się także, że córka pana Tomasza ma bardzo dobre kontakty z uczniami, a lekcje opuszcza sporadycznie. ”Jako wychowawczyni, od września do chwili obecnej, widzę duże zmiany w Wiktorii. Tak zarówno w stosunku do mnie jak i do grupy rówieśniczej. Uczennica bardzo się otworzyła. (…) Wiktoria brała udział we wszystkich wycieczkach klasowych i imprezach ogólnoszkolnych. Tata Wiktorii był na dwóch z trzech spotkań z wychowawcą”.- czytamy.

Ludzie mają dobre zdanie o panu Tomaszu
Kto w tej niezwykle trudnej sytuacji ma rację, gdzie dzieciom będzie lepiej - z ojcem, czy z domu dziecka zapytaliśmy tych, którzy codziennie mają kontakt z panem Tomaszem: sąsiadów, dyrektora szkoły, panią pedagog i dyrektor domu dziecka. Wszyscy stwierdzili zgodnie, że może pan Tomasz nie jest ojcem idealnym, ale z całego serca kocha dzieci, bardzo się nimi interesuje. Wcześniej codziennie odprowadzał je do szkoły, teraz, kiedy są w domu dziecka także codziennie je odwiedza, a kilka razy w tygodniu zaprowadza na treningi karate i obserwuje jak sobie na nich radzą.

„Jestem porażona tym, że zabrano mu dzieci”
Bardzo dobre zdanie o panu Tomaszu ma jego sąsiadka z naprzeciwka, Krystyna Winiarska.
- Mieszkam tutaj piętnaście lat i uważam, że pan Tomasz jest bardzo dobrym ojcem i jestem porażona tym, że zabrano mu te dzieci - mówi pani Krystyna. Jego dzieci są grzeczne, zadbane, zawsze mi się kłaniają, mówią dzień dobry. Czasem widzę, że normalnie przychodzą do nich koledzy, koleżanki. Pan Tomasz często przychodził do mnie pożyczyć dla dzieci jakąś książkę, wycinki z gazet czy obrazek na religię i szczerze powiem, że ja go nigdy pijanego nie widziałam. Nawet w okresie świątecznym, kiedy jechał z dziećmi do kościoła, zatrzymał się i zabrał mnie i drugą sąsiadkę. Skoro prowadził to znaczy, że chyba nie pije -mówi pani Krystyna.

Ojciec „poprawny”
Pozytywnie, choć oszczędnie w słowach o panu Tomaszu wypowiada się także dyrektor Szkoły Podstawowej numer 4 w Skarżysku - Kamiennej, Robert Wójcik.
- Pan Tomek jest poprawnym rodzicem, radzi sobie z samodzielnym wychowaniem dwójki dzieci - mówi dyrektor.
Wyjaśnia, że Wiktoria i Kuba zawsze byli dopilnowani, pan Tomasz przychodził na spotkania rodzicielskie, cały czas miał kontakt z wychowawcą i panią pedagog, także nie można zarzucić mu nic złego jeżeli chodzi o opiekę nad dziećmi. Dyrektor zaznaczył, że pan Tomasz nigdy nie przyprowadzał ani nie odbierał dzieci ze szkoły będąc pod wpływem alkoholu.

„Widać, że mają bardzo silne więzi”
O młodszym synu Pana Tomasza opowiedziała nam szkolna pedagog Aneta Hardwich.
-Kuba jest dzieckiem pogodnym, ma w szkole wielu przyjaciół, jest z nami bardzo zżyty, nie sprawia problemów wychowawczych. Nigdy nie mówił, żeby w domu działo się cokolwiek złego, widzę natomiast, że w ogóle nie może odnaleźć się w domu dziecka. Kuba jest bardzo przywiązany do swojego ojca i siostry, widać, że ich więzi są bardzo silne - mówi pani pedagog.

Tata często przychodzi do domu dziecka
Elżbieta Azarowicz, dyrektor skarżyskiego domu dziecka w którym znajdują się dzieci pana Tomasza przyznała, że Kuba i Wiktoria bardzo tęsknią za domem, ale dodała, że w domu dziecka nie ma nawet jednego dziecka, które by nie tęskniło za rodzicami... - Tata Wiktorii i Kuby powinien być u nas dwa razy w tygodniu ale przychodzi częściej. Bardzo interesuje się treningami sztuk walki w których uczestniczą jego dzieci. Na pewno jest ojcem, który jest zainteresowany losem swoich dzieci, tego absolutnie nie mogę negować - mówi pani dyrektor.

Sąd tłumaczy
Monika Gądek - Tamborska rzecznik Sądu Okręgowego w Kielcach wyjaśnia, że zgodnie z wyrokiem rozwodowym pana Tomasza jego władza rodzicielska nad Wiktorią i Kubą była ograniczona, poprzez poddanie nadzorowi kuratora.

- Ojciec dzieci podlegał wieloletniemu nadzorowi kuratora pod kątem utrzymywania przez niego abstynencji alkoholowej, kurator utrzymywał kontakt ze szkołą, omawiał sytuację szkolną dzieci z ojcem, przeprowadzał rozmowy wychowawcze, doradzał. W okresie abstynencji ojciec dzieci dbał o ich dobro, utrzymywał kontakt ze szkołą, starał się na bieżąco rozwiązywać sygnalizowane problemy wychowawcze, edukacyjne, poprawiał warunki lokalowe. Sytuacja ulegała diametralnej zmianie w okresach powrotu do nałogu. Już w poprzednich okresach w 2014, 2016 roku ojciec małoletnich nie zachowywał okresowo trzeźwości, w tym okresach nie sprawował należytej opieki nad dziećmi, unikał kontaktu z kuratorem - tłumaczy Monika Gądek -Tamborska.

Wpadł w ciąg alkoholowy?
Rzecznik sądu wyjaśnia, że tydzień przez zabraniem dzieci do domu dziecka, sytuacja w domu pana Tomasza była kryzysowa.
- 17 stycznia kurator nie mógł nawiązać kontaktu osobistego ani telefonicznego ojcem dzieci, 20 stycznia także pedagog szkolny poinformował o niemożności skontaktowania się z ojcem dzieci. Kurator z pedagogiem udały się do miejsca zamieszkania, początkowo nikt nie otwierał, ostatecznie otworzyła córka. Okazało się, że ojca nie ma w domu, mieszkanie było nieogrzewane, panował bałagan, dzieci siedziały w bluzach pod kocami, córka skarżyła się na ból głowy, miała rozpalone czoło - mówi rzecznik sądu.

„Miał bełkotliwą mowę”
Rzecznik sądu wyjaśnia, że podczas wizyty kuratora, do babci dzieci zadzwonił pan Tomasz. - Kurator rozmawiała z nim, miał bełkotliwą mowę, był pod wpływem alkoholu, został wezwany do powrotu do domu i objęcia opieki nad dziećmi - informuje Monika Gądek - Tamborska. Wyjaśnia, że kolejna wizyta została zapowiedziana na 23 stycznia. - W tym dniu dzieci nie były w szkole, ojciec z dziećmi nie był obecny w domu, nie odbierał telefonów, nie oddzwaniał. Babcia dzieci nie wiedziała, gdzie przebywają, podawała, że dzieci są z ojcem - mówi pani rzecznik. Wyjaśnia, że około 20 kurator w asyście policji ponownie udał się do domu pana Niziołka ale nikogo nie zastał.

„Sytuacja kryzysowa”
Z informacji, które dostaliśmy z kieleckiego sądu wynika, że 24 stycznia w bardzo złym stanie psychicznym był najstarszy syn pana Tomasza, 17 - letni Dawid. Chłopak miał grozić, że popełni samobójstwo.
- Po wezwaniu policji Dawid uciekł z domu przez okno. W domu nie było Pana Tomasza, woda zamarzła w rurach, nie było ogrzewania, był duży bałagan. Matka pana Tomasza zgodziła się zaopiekować małoletnimi. Kiedy o godzinie 18.30 kurator kolejny raz pojawił się w domu, nikogo w nim nie zastał.
- Monika Gądek - Tamborska wyjaśnia, że 25 i 26 stycznia 2017 roku ponownie brak było kontaktu z ojcem dzieci. Dom był zamknięty, pan Tomasz albo nie odbierał telefonu, albo odrzucał połączenia. 26 stycznia po raz pierwszy w tym roku szkolnym ojciec dzieci nie był na wywiadówce. Do 30 stycznia w szkole nie była obecna Wiktoria, ojciec dzieci nie kontaktował się z kuratorem. Dopiero 30 stycznia wieczorem osobiście przyjechał i oddał córkę do domu dziecka.

„Przysięgam, że nie wpadłem w żaden ciąg”
Kiedy usłyszeliśmy wersję sądu jeszcze raz zapytaliśmy pana Tomasza, czy na pewno w tym sądnym, styczniowym tygodniu nie wpadł w ciąg alkoholowy. Przecież opinie kuratora na jego temat były przez długi czas pozytywne. Co się stało, że przez kilka dni mężczyzna był niedostępny dla kuratora?
- Przysięgam, że nie wpadłem w żaden ciąg. Owszem, to był dla mnie bardzo trudny czas, ponieważ miałem duże problemy z moim najstarszym synem, który jest obecnie w kieleckim szpitalu, ale nie piłem - mówi pan Tomasz. Wyjaśnia, że w jego domu przez jakiś czas faktycznie było bardzo zimno, ponieważ zepsuł się piec, a podczas wizyty kuratora szukał części potrzebnych do jego naprawy. Mężczyzna tłumaczy również, że tego dnia, kiedy kurator o godzinie 20 nie zastał nikogo w domu on oraz jego dzieci byli na treningu karate. - Mam na to zaświadczenie - zaznacza.
Tomasz Niziołek nie zamierza się poddawać. - Proszę mi doradzić, może napiszę do sądu pismo, że zgadzam się na codzienne wizyty kuratora i wszelki nadzór, byle tylko dzieci były ze mną. One w domu dziecka naprawdę bardzo tęsknią i codziennie pytają, kiedy wrócą do domu - mówi pan Tomasz.

Sprawa w toku
Postanowienie wydane przez skarżyski Sąd nie jest prawomocne. Zażalenie, które złożył pan Tomasz zostanie rozpoznane przez Sąd Okręgowy w Kielcach 16 marca 2017 roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie