Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielka porażka świętokrzyskiej policji

Sylwia Bławat
Od kilku dni skarżyską ucieczką żyje cała Polska. Wozy transmisyjne przysłały niemal wszystkie ogólnopolskie stacje telewizyjne i radiowe i nadają na żywo.
Od kilku dni skarżyską ucieczką żyje cała Polska. Wozy transmisyjne przysłały niemal wszystkie ogólnopolskie stacje telewizyjne i radiowe i nadają na żywo. M. Bolechowski
Od wielu lat w Polsce nie zdarzyło się to, co we wtorek w Skarżysku - pięciu aresztantów zakpiło z funkcjonariuszy - w biały dzień uciekli z komendy!

To się nie miało prawa zdarzyć. Z teoretycznie najpilniej strzeżonego miejsca w Skarżysku, w biały dzień, w centrum miasta uciekło pięciu aresztantów, wśród nich taki, który policjantom jest znany także z tego, że wielokrotnie już uciekał.

Mimo to spuścili go z oczu. Czy ktoś pomógł uciekinierom, czy to był ktoś w mundurze? To niewątpliwie skandal - policjanci w Skarżysku we wtorek nie dość, że ogłuchli i oślepli, to jeszcze nie docenili przeciwnika, mimo że według swojego szefa doskonale wiedzieli, z kim mają do czynienia. Dziś już można się pokusić o podejrzenie, że ucieczka była misternie zaplanowana, w dodatku miała też plan B.

PIĘCIU Z WYROKAMI

Pięciu mężczyzn, którzy we wtorek uciekli z celi, to osoby już karane, z reguły za przestępstwa przeciwko mieniu - kradzieże i włamania. Najstarszy z mężczyzn, 30-latek urodzony w Kielcach ma wyrok, na mocy którego za kratami powinien być do roku 2011.

Następny, być może główny bohater ucieczki, to 29-letni starachowiczanin. To jemu zapewne bardzo spieszyło się na wolność, choćby dlatego, że do odsiadki zostało mu pięć lat.
Trzeci z uciekinierów to 27-letni mieszkaniec gminy Bliżyn - odsiadka do 2008 roku, kolega 29-latka - wszak to właśnie w jego domu policjanci kiedyś po innej ucieczce znaleźli podobno tego ze Starachowic.

Kolejny urodził się w Skarżysku i ma 28 lat, a kara kończy mu się dopiero w roku 2012. I ostatni, najmłodszy, 26-latek z podkieleckich Chęcin, z wyrokiem za złodziejstwo, więzienie powinien opuścić w przyszłym roku.
Wbrew temu, co początkowo podawała policja, wszyscy ci mężczyźni się znali i być może ucieczkę zaplanowali. Cała ta piątka - według prokuratury - oskarżyła o znieważenie szóstego człowieka - kolegę, który siedział w tym samym co oni areszcie śledczym na Piaskach w Kielcach. Mężczyzna już wyszedł na wolność i prawdopodobnie wyjechał z Polski. Nic więc dziwnego, że nie stawiał się na kolejne rozprawy, wyznaczane przez sąd. I być może pięciu oskarżycieli wiedziało z góry o tym, że kolejne rozprawy będą odraczane.

Kilkuset policjantów szuka zbiegów, kontrolując samochody.
(fot. M. Bolechowski)

UCIECZKA ZA UCIECZKĄ

Niewątpliwie w grupie tych pięciu jest osoba, która o ucieczkach z rąk policji, wie wszystko. Po pierwsze zna mechanizmy pracy funkcjonariuszy, ich przyzwyczajenia i wie, jak zgubna może być rutyna, bo sam się o tym przekonał na własnej skórze.
Tym człowiekiem, 29-letni dziś mieszkańcem Starachowic, policjanci interesowali się już wtedy, gdy był nieletni. I już wtedy im uciekał - niejeden pamięta wielokilometrowe pogonie za młokosem. Niektórzy wspominają też, jak miał być przesłuchiwany i to nie jako podejrzany o cokolwiek, ale jako świadek. Nie był, bo policjantom, którzy po niego przyszli powiedział, że tylko zabierze skarpetki z balkonu. Po czym uciekł po piorunochronie z czwartego piętra.

Słynna jest też sprawa zasadzki, jaką osiem lat temu policjanci urządzili na niego w jego rodzinnym mieście. Dostali sygnał, że będzie u matki. Zauważyli, jak przed jej blok podjeżdża taksówka, a w niej 21-latek i jego dwóch kolegów. Pasażerowie zorientowali się w czym rzecz, nakazali taksówkarzowi odjechać, auto ruszyło z piskiem opon. Samochód daleko nie odjechał, policjanci, żeby go zatrzymać, przestrzelili mu opony, 21-latek trafił za kraty, a prokuratura oskarżyła go wtedy o usiłowanie bądź kradzież 20 samochodów i pięć prób wymuszenia za nie okupu.
Kolejna ucieczka starachowiczanina, udana, była powodem dymisji ówczesnego komendanta powiatowego starachowickiej policji - cztery lata temu mężczyzna zbiegł z celi w sądzie w swoim rodzinnym mieście. Odnaleziono go dopiero po trzech miesiącach w mieszkaniu kolegi w gminie Bliżyn. I, oczywiście, na widok funkcjonariuszy, którzy po niego tu przyjechali, próbował uciec. Nie miał szczęścia, wywrócił się na werandzie.

Po tamtej ucieczce starachowiczanin trafił do Aresztu Śledczego na Piaskach w Kielcach. Tu - z racji udanego samouwolnienia się - otrzymał kategorię "n", czyli status niebezpiecznego. Obligatoryjnie to, czy kategorię należy zmienić, sprawdzane jest co trzy miesiące. Młody człowiek miał ją od października 2004 roku do lipca 2005 roku. Być może właśnie "pod celą" zebrał kompanów i wymyślił sposób na to, jak znów pooddychać wolnością.

OSKARŻONY - JAK ZWYKLE - NIE PRZYSZEDŁ

We wtorek cała piątka aresztantów, w tym notoryczny uciekinier, rano opuściła mury kieleckiego aresztu.
- Kiedy we wtorek policjanci zabierali ich od nas na sprawę do Skarżyska, zgodnie z obowiązującymi przepisami w służbie więziennej cała piątka została sprawdzona - skontrolowano, czy nie mają przy sobie niedozwolonych przedmiotów. Nie mieli - wyjaśnia Renata Kosakiewicz, oficer prasowy z Aresztu Śledczego w Kielcach.
Rozprawa w sądzie rozpoczynała się o godzinie 9 i o tej porze pięciu aresztantów pojawiło się w siedzibie Temidy. Długo tu jednak nie siedzieli, bo niebawem - być może zgodnie z ich przewidywaniami - okazało się, że rozprawę trzeba odroczyć - nie stawił się oskarżony. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że sąd nakazał policji oskarżonego doprowadzić siłą. Miało się tak stać do godziny 13. Aresztanci nie wrócili do aresztu w Kielcach, zawieziono ich do Komendy Powiatowej Policji w Skarżysku-Kamiennej, żeby poczekali na rozprawę. A co tu się działo, tego nikt oficjalnie nie mówi, można na razie tylko snuć przypuszczenia.
- Wyjaśniamy okoliczności sprawy - mówią prokuratorzy, to samo mówi szef świętokrzyskiej policji.

Ucieczki po świętokrzysku

Ucieczki po świętokrzysku

Listopad 2006 roku - w Klimontowie 26-letni mężczyzna poszukiwany listem gończym uciekł policjantom z Radomia konwojującym go do aresztu śledczego w Przemyślu. Poprosił ich, by się zatrzymali. Najpierw mówił, że musi skorzystać z toalety, później - według policji - symulował zasłabnięcie. Zatrzymano go już po kilku dniach w domu jego rodziców pod Radomiem. Schował się w beczce, pod wapnem.

Lipiec 2006 roku - 20-letni kielczanin poszukiwany listem gończym uciekł z Komisariatu III Kielce-Śródmieście, mimo że na rękach miał kajdanki. Wolnością cieszył się przez dziesięć godzin.

Styczeń 2004 roku - z pokoju dla osób zatrzymanych w sądzie w Starachowicach uciekli dwaj podejrzani. Pokonali kratę w pokoju i dwie pary drzwi. Jednego z nich - 20-letniego kielczanina - policjanci zatrzymali tuż koło sądowego budynku. Drugi, 21-latek ze Starachowic, uciekł. Znalazł się sam - tydzień po ucieczce zgłosił się do kieleckiego Aresztu Śledczego.

Lipiec 2004 roku - z tego samego sądu uciekł 26-letni wtedy mężczyzna, mieszkaniec Starachowic - ten sam, który teraz uciekł z celi w skarżyskiej komendzie. Wtedy, latem, odgiął do góry pionowy pręt z zewnętrznej kraty zabezpieczającej okno, które było otwarte, i wyskoczył. Ów pręt był wcześniej przepiłowany w miejscu, gdzie krata wchodzi w futrynę okna. Miejsce piłowania zamaskowano plasteliną w kolorze farby, jaką pokryto kratę. Młodego człowieka znaleziono po trzech miesiącach. Policjanci namierzyli go w gminie Bliżyn u kolegi, podobno jednego z tych, którzy uciekli z nim we wtorek. Po drugiej ucieczce do dymisji podał się szef starachowickiej policji.

Grudzień 2002 roku - 19-letni mężczyzna, mimo tego, że był skuty kajdankami, uciekł policjantom, którzy konwojowali go z kieleckiej prokuratury do siedziby Komendy Miejskiej Policji. Został zatrzymany prawie pół roku później.

Październik 2002 roku - z Zakładu Karnego w Pińczowie próbowało uciec dwóch mężczyzn, jeden z nich to skazany na 25 lat więzienia za zabójstwo były żołnierz Legii Cudzoziemskiej. Wykonaną ze sztucznego tworzywa żyłką do cięcia metali tzw. włosem żydowskim przepiłowali kratę w oknie, odgięli dwa pręty, przez tak powstałą szparę wyszli z budynku. Zdołali dojść tylko do pierwszej strefy ochronnej. W drugiej strażnicy mogliby już strzelać…

Sierpień 2000 roku - 28-letni mężczyzna ścigany listem gończym uciekł policjantom z budynku prokuratury w Ostrowcu Świętokrzyskim. Na wolności był raptem osiem dni, wpadł na ulicy w mieście.

PILNIK I KRATY

Podobno cała piątka grymasiła z… wyborem celi, w której mają przeczekać do rozprawy, aż w końcu zgodzili się na taką, której okno - zakratowane i zabezpieczone siatką, ale jednak okno - wychodzi na tyły komendy. Jak to się stało, jak zdołali przekonać policjantów, żeby tu ich wsadzili, w dodatku całą piątkę - to jest przedmiotem śledztwa. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się także i tego, że ponoć już wcześniej w tej celi siedzieli razem. Może wtedy poczynili pewne przygotowania, zwłaszcza z pozbyciem się krat? Tego też nikt oficjalnie nie mówi. Hipotez jest wiele, pół Polski od wtorku spekuluje o tym, w jaki sposób zdołali się wydostać.

Po pierwsze - skąd mieli pilnik lub brzeszczoty, żeby przepiłować metal? Mowa jest o tym, że mógł im to dostarczyć któryś z policjantów, albo że ktoś im podał w sądzie, a potem nie zostali wystarczająco skrupulatnie przeszukani i wnieśli na przykład między dokumentami sądowymi. Wreszcie - że ktoś zostawił im to właśnie w tej celi. Czy wręcz - że kraty już wcześniej ktoś nadpiłował.

Nie wiadomo oficjalnie także i tego, o której mężczyźni uciekli. Ich nieobecność policjanci stwierdzili dopiero przed godziną 13, gdy mieli ich ponownie zawieźć do sądu. Ale gdy otwarli drzwi celi - hulał już po niej tylko wiatr.
Pytania - czy policjant odpowiedzialny za mężczyzn zamkniętych w pomieszczeniu zrobił to, co do niego należało, a jeśli tak, to jakim boskim cudem nie zauważył i nie usłyszał piłowania krat - pozostają na razie bez odpowiedzi.
Oficjalnie wiadomo tyle: - Pięciu oskarżycieli prywatnych w jednej sprawie, siedzących w jednej celi w komendzie w Skarżysku po przepiłowaniu od środka krat, uciekło - wyjaśnia Jerzy Kutera, zastępca prokuratora rejonowego w Skarżysku-Kamiennej.

I ROZPĘTAŁO SIĘ PIEKŁO

Szybko za to stało się jasne, czemu uciekinierzy wybrali sobie celę, której okna wychodzą na tyły budynku. Ponieważ kamery policyjne tu nie sięgają, a jedyna kamera miejskiego monitoringu, która mogłaby obejmować ten teren, jest uszkodzona. Jedynie monitoring prywatnych firm uchwycił moment ucieczki tych ludzi.

- Z zapisów kamer nie wynika, żeby ktoś na nich czekał, na przykład samochodem, uciekali pieszo - mówi prokurator Kutera. Na pytanie, jakim cudem żaden policjant nie zwrócił uwagi na uciekających pięciu mężczyzn, złośliwi odpowiedzieliby, że wtedy ślepota w komendzie jeszcze trwała. Jasność wróciła wraz z otwarciem drzwi celi około godziny 13.
Wtedy w komendzie w Skarżysku, a chwilę potem także w wojewódzkiej w Kielcach rozpętało się piekło. Co ciekawe, nikt nie powiedział wtedy mieszkańcom Skarżyska ani sąsiednich miast, że właśnie pięciu desperatów ucieka przed policją.

- To nie są niebezpieczni przestępcy - mówił potem komisarz Krzysztof Skorek, rzecznik prasowy świętokrzyskich policjantów, argumentując, że przecież ci ludzie skazywani byli głównie za kradzieże. Jakby to mogło o czymś świadczyć. W Ostrowcu oskarżono właśnie o bestialskie zabójstwo i usiłowanie drugiego człowieka, który wcześniej był karany wyłącznie za kradzież…
Tu, w tych pierwszych minutach o mieszkańcach policjanci zapomnieli. Przypomnieli sobie dopiero dwie godziny po ucieczce, kiedy - teoretycznie - zbiegowie mogli autostopem dojechać do Warszawy, Łodzi, Lublina, Krakowa. Czyli - szukaj wiatru w polu.

200 POLICJANTÓW W OBŁAWIE

Niemal od chwili ucieczki natychmiast w stan gotowości postawiono za to kilkuset policjantów, wystawiono posterunki blokadowe z długą bronią, gotowe do działań pościgowych. Policjanci zatrzymywali auta na drogach wyjazdowych ze Skarżyska, szukali zbiegów. A jadący tędy kierowcy nie mogli wyjść ze zdumienia - co się dzieje, jakie jest niebezpieczeństwo, że jest taka akcja? Tylko że wtedy nikt nie raczył im odpowiedzieć.

Mimo zaangażowania 200 policjantów, ani we wtorek, ani nazajutrz zbiegów nie udało się zatrzymać. Publikacja fotografii i nazwisk uciekinierów spowodowała kilka telefonów do policji od obywateli, ale żadna z informacji się nie potwierdziła. Być może, jeśli rzeczywiście ucieczka była efektem drobiazgowego planu, cała piątka gdzieś się skryła i z radością śledziła, co się dzieje "na froncie".
- Wszczęliśmy śledztwo w tej sprawie, które toczy się dwutorowo. Pierwsza jego część to sprawa uciekinierów - wszyscy usłyszą zarzuty samouwolnienia się, więc muszą się liczyć z podwyższeniem dotychczasowych kar - wyjaśnia prokurator Jerzy Kutera. - I część druga związana z ewentualnym niedopełnieniem obowiązków przez policjantów - mówi. Spytany, czy w grę wchodzi także "czynna" pomoc w ucieczce, wiceszef skarżyskiej prokuratury odpowiada: - W tej chwili nie ma żadnego dowodu na potwierdzenie tego i mam nadzieję, że nie będzie. Gdyby tak było, uznałbym, że świat stanął na głowie.

PLAN B?

Zbiegów na razie nie zatrzymano. My nieoficjalnie dowiedzieliśmy się jeszcze o jednej sprawie, która - być może - dowodzi tego, że był także plan B, jeśliby się nie udało uciec w Skarżysku. Otóż ten człowiek, który już wielokrotnie uciekał, jakiś czas temu skontaktował się z inną komendą w województwie świętokrzyskim. Przed policjantami odegrał ponoć skruszonego przestępcę, który chętni wsypie innych. Do przesłuchania jednak na razie nie doszło.

- I chwała Bogu, kto wie, może to miał być podstęp, może gdyby mu się w Skarżysku nie udało, od nas chciał uciec podczas przesłuchania - zastanawiają się teraz policjanci...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie