Starosta włoszczowski zażyczył sobie, żeby burmistrz mu określił, ile gmina dołoży. Burmistrz z kolei nie chciał tego zrobić, bo liczył na propozycję starosty, który będzie budował basen. Półtorej godziny dyskusji poszło wczoraj na marne.
- Rany boskie! Co mam powiedzieć dzisiaj radnym na sesji? Że zmarnowałem półtorej godziny? Mam im powiedzieć, że powiat stanął na stanowisku, że gmina musi stanąć na stanowisku, to wtedy powiat stanie na stanowisku? - mówił podenerwowany burmistrz Włoszczowy Bartłomiej Dorywalski.
- Pan rządzisz gminą. Niech pan zaproponuje procentowo, ile gmina może dołożyć. Ja tego nie chcę robić, żeby nikt później nie powiedział, że powiat do czegoś was zmusza. Ile procentowo? - pytał kilkakrotnie starosta Ryszard Maciejczyk.
- Na Boga! To nie jest licytacja! Jeżeli powiat prowadzi tę inwestycję, to pierwszy wychodzi z propozycją finansową, a drugi podmiot wspierający, w tym przypadku nasza gmina, dostosowuje się do niej i decyduje albo tak, albo nie - tłumaczył z uporem burmistrz Dorywalski.
- Jak pan idzie do sklepu, to nie mówi, ile ma pieniędzy, tylko sprzedawca pana informuje, ile co kosztuje. A handlującym, w przypadku basenu, jest pan starosta - porównywał jeden z członków gminnej komisji do spraw budowy krytej pływalni we Włoszczowie.
Mniej więcej w takim tonie utrzymana była wczorajsza dyskusja przedstawicieli gminy Włoszczowa z Zarządem Powiatu. Nic nie wniosła, nie ruszyła sprawy basenu do przodu, tylko jeszcze bardziej poróżniła obie strony. W końcu ustalono, że Zarząd Powiatu określi procentowo, ile pieniędzy chce od gminy i przedstawi to na następnym posiedzeniu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
