Upada kultowy kielecki sklep! (WIDEO)

- Jestem pasjonatem. W sklepie miałem 6 tysięcy artykułów z tej branży. Sprzedałem najelegantszy towar, światowych marek. Niektóre artykuły miałem tylko ja w Polsce. Moja kadra była elokwentna i przeszkolona. Pracownicy udzielali szczegółowych informacji o każdym towarze. Dopóki nie było rewitalizacji w centrum miasta zatrudniałem 8 osób, teraz jest jedna – mówi właściciel sklepu. Ludzie wola robić zakupy w hipermarketach, bo tam dojadą samochodem pod same drzwi. Nie jest ważne, że tam obsługa niewiele wie o towarze, bo co kilka miesięcy jest przesuwana ze stoiska na stoisko. Ważne jest, to że do mnie nie dojedzie się samochodem, a moi klienci robią ciężkie zakupy. Kilkanaście kilogramów papieru nikt nie będzie niósł na parking na plac Wolności, gdzie można zaparkować samochód. Szkoda mi tego sklepu. Liczyłem, że kiedyś moje wnuki go poprowadzą, ale w Kielcach nie ma dla nich miejsca. Jeden już urodził się w Warszawie, a drugi będzie słoikiem. Stąd trzeba uciekać, ponieważ miasto wymiera. Na Sienkiewce miały działać luksusowe sklepy niszowe, a powstały bidule „Wszystko po 1,5 zł”, czy o to chodziło w rewitalizacji Kielc?

Właściciel sklepu ma żal do władz miasta i napisał list otwarty do Artura Hajdorowicza, dyrektora Wydziału Rozwoju i Rewitalizacji Miasta. Czytamy w nim między innymi: - W 2009 roku był artykuł w Echu Dnia „Nie zabijacie Sienkiewki”. Ja wtedy już przewidywałem, jaki będzie koniec handlu i usług w śródmieściu Kielc. (...) Darmowe linie autobusowe OW i OZ nic nie rozwiązują, bo wożą głownie starsze osoby po zakupy na kieleckim bazar i na modlitwy do Katedry i są jedynie namiastką komunikacji masowej do centrum miasta. (...) Sienkiewicza zabił brak dojazdu komunikacji zbiorowej do ścisłego centrum. Kupcy do dzisiaj oczekują także na te obiecywane wielokrotnie wielopoziomowe parkingi przed Kieleckim Centrum Kultury, Urzędem Wojewódzkim, kinem Romantica, na placu Wolności, ale nie z opłatami po 3 złote za godzinie (bo kielczan w znacznej mierze na to nie stać). (...) Najpierw powinno się wybudować parkingi wielopoziomowe i dopiero wtedy likwidować te na ulicach. (...)”.

Adresat listu nie zgadza się z tymi zarzutami. – Żal mi tego sklepu, bo często robiłem w nim zakupy. Akurat sklep „Pelikan” nie jest pozbawiony dojazdu, ponieważ ulicą Wesołą odbywa się ruch samochodowy – tłumaczy Artur Hajdorowicz. - Nie zgadzam się z tym, że wyrzucenie ruchu kołowego z centrum było błędem. Stare śródmieście to nie jest struktura zaprojektowana pod samochody. Ulice są za wąskie. Wszechobecny ruch, hałas, spaliny zagrożenie bezpieczeństwa to nie jest życie. Samochody eliminuje się z zabytkowych centrów i stwarza się komfort dla pieszego. Obu tych światów nie da się pogodzić. To nie jest eksperyment, ale sprawdzone na świecie działanie. Pozostawienie samochodów w centrum nie zmieniłoby złej kondycji handlu. To nie brak możliwości parkowania jest przyczyną kryzysu w całym handlu, ale internet. Na naszych oczach urodziły się galerie i na naszych umierają. Wszystkich zaskoczyła dynamika przenoszenia się zakupów do sieci. Wkrótce sklepy będą służyć tylko do oglądania i przymierzania towarów.

Dodaje, że sklepy w centrum będą znikać i tego nie da się zatrzymać. – W śródmieściu ludzie chcą się relaksować i odpoczywać. Tu powstaje i będzie powstawać gastronomia, rozrywka, sztuka i ewentualnie sklepy z niszowym towarem – tłumaczy.