Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Paulinka straciła rodziców. Walczy z chorobą i prosi o pomoc

Iwona Rojek
10-letnia Paulinka Piwońska ze Ślęcina w powiecie jędrzejowskim pragnęłaby tak jak inne dzieci mieć normalną rodzinę, mamę i tatę. Niestety nigdy już tak nie będzie, jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym, gdy miała zaledwie 1,5 miesiąca. Ta tragedia zmieniła losy dziewczynki. A teraz potrzebuje pomocy na rehabilitację i leki, żeby kiedyś mogła poruszać się na własnych nogach, a nie na wózku inwalidzkim. To jej największe marzenie.

Jestem zdyscyplinowana
Paulinkę spotykamy w domu jej babci przy codziennych ćwiczeniach rehabilitacyjnych. Wygląda na to, że przyzwyczaiła się już do tego, że jej życie wygląda całkiem inaczej niż koleżanek. – Muszę być zdyscyplinowana, wykonywać różne ćwiczenia po to, żeby chodzić – mówi dziewczynka. - Po szkole zawsze ćwiczę, a potem zabieram się do odrabiania lekcji. Uczę się w miarę dobrze, bo nie chcę sprawiać kłopotów dziadkom. Wiem, że bardzo przeżyli to, co się zdarzyło. Ja niewiele pamiętam, mamę i tatę znam ze zdjęć w albumach, ale często jest mi smutno, gdy sobie przypomnę, że nie mam mamusi. Nieraz nawet wołam ją, gdy jest mi źle.

Tęskni za mamą
Babcia Regina potwierdza, że zdarza się, zwłaszcza gdy Paulinka jest chora albo ją coś boli, krzyczeć: Mamusiu, przyjdź do mnie, przytul mnie. – Serce z mężem nam się kraje, gdy to słyszymy – mówi babcia. – Tłumaczymy wnuczce, że mamę nic nie boli, że jest bezpieczna i nas wyznaczyła do opiekowania się nią. Dziecko dopytuje się, czy zobaczy jeszcze kiedyś swoją mamę i tatę, a my ją zapewniamy, że na pewno tak.
Regina Treter, choć minęło od tamtych strasznych wydarzeń prawie 10 lat, nadal nawet przez chwilę o nich nie zapomniała. W jeden dzień straciła trójkę swoich dorosłych dzieci i zięcia. Tyle lat jej wyrzeczeń, nieprzespanych nocy obróciło się w nicość. To był niesamowity koszmar, wprost niewyobrażalny ból. Mała Paulinka i ona przeżyły ten dzień, tak jakby stał się prawdziwy cud.

Zdarzył się wypadek
- W tym dniu, dokładnie 11 marca nic nie zapowiadało, że będzie on taki tragiczny – mówi Antoni Treter, dziadek. - Siedziałem w domu w Zawadzie Pilickiej i czekałem na całą rodzinę, bo mieli przyjechać na pogrzeb 103-letniej prababci – wspomina. – Byliśmy przygotowani do wyjścia, a bliscy nie nadjeżdżali. Zaczęliśmy się tym niepokoić i wydzwaniać do nich, ale nikt nie odbierał telefonu. Poczuliśmy się zaniepokojeni, a niepokój z każdą chwilą wzrastał. Kiedy minęła godzina pogrzebu, zacząłem mieć przeczucia, że musiało stać się coś złego, bo to było nienormalne. Wkrótce czekający na rodzinę usłyszeli w serwisie wiadomości o wypadku, a zaraz potem pod ich dom podjechał radiowóz policyjny z tą najgorszą wiadomością.

Prawdziwy cud
- W serwisie radiowym powiedziano, że w małej miejscowości Słupia Pilicka wydarzył się tragiczny wypadek, auto wypadło ze swojego pasa drogi, uderzyło w drugi samochód i wszyscy zginęli - opowiada bardzo przeżywając po latach dziadek. – Przyjechała policja i pytała, czy pasażerowie byli z jednej rodziny, a zaraz potem nadjechał samochód, w którym był drugi syn i moja żona. - Nie wiem jak to tłumaczyć, ale niedaleko przed tą miejscowością, w której miał być pogrzeb, przesiadłam się do samochodu drugiego syna, a za mnie wsiadła tam córka, bo chciałam go pokierować, nie bardzo wiedział jak jechać na cmentarz – wspomina. - Mała niespełna dwumiesięczna Paulinka była wtedy u drugiej babci. My dojechaliśmy szczęśliwie, a tamci się rozbili.

Pani Regina chce uzupełnić wypowiedź męża. - Błyskawicznie zaczęły rozgrywać się sceny jak z najgorszego horroru – wspomina z płaczem. - Mąż zaczął tracić przytomność, ja mdleć, ktoś pobiegł po lekarza, pielęgniarkę. Musiano nam dać zastrzyki uspokajające, tego wszystkiego nie dało się wytrzymać. Z otrzymanych informacji wynikało, że auto na łuku drogi krajowej numer 78 wpadło w poślizg, zjechało na przeciwny pas i zderzyło się czołowo z prawidłowo jadącym, dostawczym mercedesem sprinterem. Potem wypadło z drogi i roztrzaskało się o drzewo. Fiata cinquecento prowadził nasz syn Tomasz, obok była córka Kasia, z tyłu córka Dorota, która niedawno urodziła Paulinkę, obok jej mąż Piotr. Jak już wspominałam, przed samym dojazdem przesiadłam się do drugiego syna Michała, a za mnie wsiadła Kasia. Jak się potem okazało, w ten sposób uciekłam śmierci. Można sobie wyobrazić, w jakiej atmosferze odbył się pogrzeb prababci. To był dramat, przybyli ledwo stali na nogach.

Sił do życia nie mieli
Regina Treter nie ukrywa, że po tym wypadku tysiąc razy zadawala sobie pytanie, dlaczego do tej tragedii doszło, co ona oznacza i jak mają dalej żyć. Bo siły do życia już nie mieli. Najmłodsza córka, która zginęła, miała zdawać maturę. Z drugiej strony miała świadomość, że będzie musiała zająć się małą i ciężko chorą Paulinką. Urodziła się z porażeniem mózgowo-rdzeniowym, pierwszą operację przeszła zaraz po przyjściu na świat, wymagała ogromnego poświęcenia, a jej rodzice nie żyli.
Dziś babcia ocenia, że gdyby nie Paulinka nie wie, czy zostałaby po tym dramacie przy zdrowych zmysłach, może zapadłaby się w sobie z żalu i rozpaczy. Stratę dzieci bardzo przeżył dziadek. – Dostał wrzodów żołądka, przebył zawał serca, przeszedł na rentę - mówi pani Regina. Ona od wielu lat stara się usprawniać wnuczkę, żeby kiedyś mogła samodzielnie chodzić.

Przeszła wiele operacji
- Wnusia przeszła już pięć operacji, zarówno na rozszczep kręgosłupa, który powodował niedowład nóg, jak na zastawkę w głowie, bo groziło jej wodogłowie - opowiada babcia. – Trzy razy w tygodniu jeździmy na rehabilitację do Centrum Usług Rehabilitacji do Szczekocin i dzięki życzliwości kierownik przychodni Arlety Wierzbowskiej i bardzo dobrym zabiegom, jest o wiele bardziej sprawniejsza. Coraz dłużej utrzymuje się na nogach.
- Staram się robić co tylko mogę, żeby pomóc temu dziecku - mówi kierownik Wierzbowska. - Widzę poświęcenie dziadków i sami też jako placówka i nasi specjaliści chcielibyśmy się przyczynić do polepszenia zdrowia dziewczynki. W tej chorobie nie ma innego wyjścia jak tylko systematyczne mozolne ćwiczenia. W naszej przychodni mamy wszystkie urządzenia i zabiegi niezbędne do pomagania dzieciom w tego typu schorzeniach.

Pomoc Miśka Zdziśka
W prowadzeniu małej mieszkanki Ślęcina do zdrowia ma też swój udział Fundacja Miśka Zdziśka „Błękitny Promyk Nadziei” z Jędrzejowa. - To co spotkało Paulinkę, to jedna z większych tragedii, jaka może przydarzyć się dziecku - mówi prezes Dariusz Lisowski. - Jak to się potocznie mówi, że nieszczęścia chodzą parami, to tutaj mamy tego przykład. Nie dość, że dziecko nie może się wychowywać ze swoimi rodzicami, to dodatkowo urodziło się ciężko chore. Jakiś czas temu po wypadku wspieraliśmy dziadków psychicznie, bo byli bardzo załamani i nie mieli na nic siły, potem pomagaliśmy w zdobyciu wózka inwalidzkiego dla Paulinki, a teraz leży nam na sercu, żeby uzbierać pieniądze na jej rehabilitację i leczenie, które potrwa lata. Ta rodzina żyje tylko z renty dziadka, a wydatki są bardzo duże.
Prezes Lisowski podkreśla, że ich fundacja powstała w głównej mierze po to, żeby pomagać ciężko chorym dzieciom i osobom niepełnosprawnym, do tej pory udało im się pomóc wielu takim ludziom, w tym zdobyli środki na protezy, stworzyli osobom niepełnosprawnym miejsca pracy, mają nadzieję, że powiedzie się i tym razem.

Prośba o pomoc
- Z całego serca proszę o wpłacanie pieniędzy na Paulinkę, żeby jej leczenie przebiegało bez zakłóceń - mówi prezes Dariusz Lisowski. - Widzę ogromną zmianę w zachowaniu i poruszaniu się naszej podopiecznej. Robi szybkie postępy, a bez pomocy ludzi dobrej woli będzie ciężko. Wszyscy nasi pracownicy starają się monitorować na bieżąco sytuację naszych podopiecznych i reagować na potrzeby, jakie mają.
Paulinka, mimo młodego wieku, doskonale rozumie swoje położenie, to, że różni się od innych dzieci, i jest wdzięczna wszystkim, którzy okazują jej zainteresowanie, miłość, pomoc. - Najbardziej cieszę się z tego, że chociaż mam pewne wady, to mogę uszczęszczać do normalnej szkoły, razem ze zdrowymi dziećmi, a nie do szkoły specjalnej - mówi rezolutnie. - Lubią mnie nauczyciele, koledzy i koleżanki. Dobrze się wśród nich czuję, mam wiele bardzo dobrych koleżanek, które przychodzą mi z pomocą, gdy jej potrzebuję.

Rodzina daje wsparcie
Z kolei pani Regina, babcia dziewczynki, docenia to, że po tym strasznym wypadku, gdy straciła trójkę dzieci, jej jedyny syn Michał zdecydował się na przeniesienie ze swoją rodzinką do Ślęcina, bliżej rodziców. - Sam bardzo przeżywał śmierć dwóch sióstr, brata i szwagra, ale widział, że my po tylu pogrzebach najbliższych nam osób też jesteśmy w bardzo kiepskim stanie i zrobił to dla nas - opowiada dziadek. - Ma trzy córki, które często się bawią z Paulinką. Możemy się wspierać, kiedy są trudne sytuacje, a tych nie brakuje. Jak my się gorzej czujemy, albo musimy iść ze sobą do lekarza, wtedy synowa zostaje z Paulinką, a my wiemy, że będzie mieć najlepszą opiekę. Często ogarnia nas chandra i przypominamy sobie, nawet jak tego nie chcemy, tamte straszne chwile. Wszyscy mieliśmy tyle planów na przyszłość. Kasia miała zdawać maturę, chciała iść na studia, przedstawiała nam tyle marzeń. Jeden z synów pracował w Niemczech, a Dorotka dopiero co urodziła dziecko. Planowała mieć większą rodzinę. Dużo czasu spędzaliśmy razem, nie byliśmy zamożni, ale potrafiliśmy się cieszyć z każdego dnia.

Pustka nie do zniesienia
Dziadkowie zgodnie mówią, że pustka, jaka powstała po odejściu dzieci, bywa nie do zniesienia, dlatego robią wszystko, aby odgonić od siebie czarne myśli. - Nigdy nie przypuszczałam, że mnie jako matkę spotka taki los, tysiąc razy zadawałam sobie pytanie co się stało, że mój syn zjechał nagle na przeciwległy pas drogi i nie znajduję na to odpowiedzi - podkreśla Regina Treter. - Podobnie jak nie rozumiem tego, dlaczego w pewnym momencie postanowiłam przesiąść się do samochodu drugiego syna i w ten sposób uratowałam swoje życie. Dlaczego właśnie ja? Czemu się tak to wszystko potoczyło?
Z drugiej strony kobieta dodaje, że musi się trzymać dla wnuczki, żeby doprowadzić ją do lepszego stanu zdrowia. - Do tej pory wiele tygodni spędziłyśmy razem w szpitalu - opowiada. - Każdorazowe wszczepienie nowej zastawki komorowo-otrzewnowej wymagało pobytu w placówce. A potem było oczekiwanie, czy zabieg zakończy się pomyślnie.

Codzienne utrudnienia
Babcia opowiada, że przeżycie każdego dnia wiąże się z wieloma stresami, bo schorzenie Paulinki wiąże się z tym, że ma na przykład trudności z utrzymaniem równowagi w związku ze stopami końsko-szpotawymi, nie trzyma moczu, bo ma pęcherz neutrogenny i dobrze nie działają zwieracze. - Co trzy godziny musi być cewnikowana, przy tych krępujących zabiegach potrzebne są odpowiednie maści, a wszystko kosztuje - wspomina. - Podobnie jak pampersy, na miesiąc potrzeba ich ponad dwieście, a Fundusz Zdrowia refunduje tylko sześćdziesiąt. Oprócz tego dochodzą dodatkowe dolegliwości, a każda z nich wymaga wyjazdu do lekarza, często na wizytę prywatną i zasięgnięcia porady. Ostatnio u wnuczki pojawiły się dodatkowe niepokojące symptomy, wysokie ciśnienie i lekarze na razie nie wiedzą, jaka może być przyczyna tego nadciśnienia. A nie ma ono dobrego wpływu na układ krążenia.

Mama w albumach
Paulinka mimo tego, że trzyma się bardzo dzielnie, to często po powrocie z rehabilitacji prosi dziadków o to, żeby wspólnie obejrzeli albumy z fotografiami mamy i tata. - Mogłaby oglądać je w niekończoność - podkreśla babcia. - Chociaż wnuczka jest przyzwyczajona do tego, że ma tylko nas, to gdzieś w głębi duszy na pewno tęskni za mamą i tatą. Koleżanki w klasie mają rodziców, a ją życie ich pozbawiło. Zawsze jej powtarzamy, że była wyczekiwanym i ukochanym dzieckiem.

Zabiegi kosztują
Dariusz Lisowski, prezes Fundacji Miśka „Błękitny Promyk Nadziei”, na koniec rozmowy dodaje, że chociaż dziadkom jest może niezręcznie o tym mówić, to w ich imieniu prosi o pomoc. - Ta dziewczynka leczy się w wielu poradniach: ortopedycznej, chirurgicznej, nefrologicznej, urologicznej, neochirurgicznej, a dojazdy do każ- dej kosztują - wylicza. - Zamiast na zabawach i beztroskim dzieciństwie dużą część czasu spędza w szpitalach, gabinetach czy w drodze na kolejną wizytę u kolejnego specjalisty. Od urodzenia wymaga też różnego rodzaju sprzętu rehabilitacyjnego i ortopedycznego. Straciła już tak wiele, że nie może jeszcze stracić szansy na sprawność.
Aby zapewnić temu dziecku całoroczną rehabilitację, niezbędna jest kwota około 20 tysięcy złotych. Razem możemy bardzo wiele, pomóżmy wspólnie tej fantastycznej dziewczynce. Ona potrzebuje dobrego leczenia i intensywnych ćwiczeń.


Dziecięce Porażenie Mózgowe
Mózgowe porażenie dziecięce zwane jest również chorobą Littlea.
Choroba oznacza zespół objawów określający różnorodne zaburzenia ruchu i postawy wynikające z trwałego niepostępującego uszkodzenia mózgu we wczesnym stadium rozwoju . Do uszkodzeń mózgu najczęściej dochodzi między 26 a 34 tygodniem ciąży. Ta częstość wzrasta w grupie wcześniaków.

Objawy schorzenia Uszkodzenia mózgu powodują specyficzne powstawanie zaburzeń ruchowych, niedowłady, porażenia, ruchy mimowolne. Mogą wystąpić także zaburzenia mowy lub epilepsja.
Stan dziecka z mózgowym porażeniem dziecięcym pod wpływem rehabilitacji powinien się poprawiać, a samo porażenie nie postępuje. Rehabilitacja trwa zwykle latami i musi być systematyczna. Choroba ma różne postaci w zależności od tego która część mózgu jest uszkodzona. W ostatnich latach dzięki zwiększonej świadomości społecznej i edukacji chorzy są coraz lepiej traktowani przez społeczeństwo, niektórzy podejmują studia i zdobywają pracę.

Możesz pomóc
Wszyscy, którzy mogliby pomóc Paulince Piwońskiej w zdobyciu środków na leki i rehabilitację, są proszeni o wpłacanie środków na konto Fundacji Miśka Zdziśka „Błękitny Promyk Nadziei” na specjalne subkonto podopiecznych: 23 1240 4982 1111 0010 6253 6955 z dopiskiem „Na pomoc i rehabilitację Pauliny Piwońskiej”. Można też podarować dziewczynce 1 procent, wpisując w rozliczenie PIT numer KRS 0000422283.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie