Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maria Mirecka-Loryś z Racławic koło Niska świętuje setne urodziny. Działała w podziemiu narodowym

BARTOSZ MICHALAK, facebook.com/bartosz.michalak1991
Maria Mirecka-Loryś  i dziennikarz Bartosz Michalak.
Maria Mirecka-Loryś i dziennikarz Bartosz Michalak.
W najbliższą niedzielę, 7 lutego, swoje setne urodziny będzie obchodzić, pochodząca z Racławic koło Niska, legendarna działaczka podziemia narodowego - Maria Mirecka-Loryś.

ZOBACZ TAKŻE:
Urodzinowy toast i śpiewanie "Sto lat" na 60. urodziny Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie

(dostawca: TVN24/x-news)

Był maj 2015 roku. Nasza rozmowa trwała w sumie trzy godziny. Pani Maria posiada niezwykły dar opowiadania. Człowiek musi się kontrolować, żeby z uporem maniaka nie powtarzać co kilka chwil: “I co było dalej?!”. Siedzi się jak na tak zwanym tureckim kazaniu i pokornie słucha kolejnych anegdot. A tych pani Maria w zanadrzu ma setki. Dzięki temu, zamiast usłyszeć banalny zwrot typu: “Było ciężko”, słucha się konkretną historię, która po prostu o tym świadczy. Czas płynie zatem bardzo szybko. Można się tylko zastanawiać, jak to możliwe, że osoba w wieku blisko stu lat ma tak świetną pamięć i szczere chęci do tego, żeby rzetelnie relacjonować wydarzenia swojego życia...

- W tym domu panuje taki zwyczaj, że goście nigdy nie siedzą głodni. Moja wspaniała gosposia, pani Krzysia, robi pyszne wypieki. Trzeba było nie zdejmować butów. Proszę się nie krępować – usłyszałem na wstępie.

Po publikacji wywiadu na łamach piątkowego, magazynowego wydania “Echa Dnia”, zostałem zaproszony przez panią Marię na obiad. To rzadkość, żeby w taki sposób rozmówca chciał kontynuować znajomość z dziennikarzem. Po raz kolejny usłyszałem też, że jestem niejadkiem i niepotrzebnie się krępuję. Przy okazji mogłem oddać książkę: „Odszukane w pamięci. Zapiski o rodzinie, pracy, przyjaźni”, autorstwa naszej bohaterki, którą przeczytałem w jeden wieczór. Kiedy odszukałem w komputerze mobilną wersję wywiadu, pani Maria zapytała, dlaczego też w gazecie nie znalazło się miejsce dla naszego wspólnego zdjęcia. Pani Mario, znajdzie się teraz. Dziękuję za zaproszenie na uroczyste przyjęcie z okazji setnych urodzin, na które przylecą goście nawet ze Stanów Zjednoczonych. Przyzwoitość nie pozwala mi jednak z niego skorzystać…

O sennym koszmarze
- W 1946 roku razem ze swoim, wówczas już mężem - Henrykiem, którego poznałam w obozie II Korpusu generała Władysława Andersa pod włoską Ankoną, byłam zmuszona uciec z Polski. Zamieszkaliśmy w Anglii. Do dziś pamiętam koszmar, który śnił mi się regularnie. Budziłam się spocona i zmęczona, bo we śnie uciekałam w deszczu po dachach, specyficznie blisko siebie leżących angielskich domów przed Seproniukiem. Bezlitosnym i bezwzględnym w wymierzaniu kar ludziom funkcjonariuszem Urzędu Bezpieczeństwa. To on zlecił aresztowanie mnie w Nisku. Jechałam pociągiem z Krakowa. Miałam przy sobie piętnaście tysięcy złotych, które trzeba było przekazać potrzebującym mieszkańcom kompletnie zniszczonej wsi Graby. W nocy pociąg zatrzymano, weszli funkcjonariusze, pieniądze zarekwirowali, a mnie wpakowali do niżańskiego aresztu, powtarzając po drodze: „Mirecka, my wszystko o tobie wiemy”. Nie mieli jednak pojęcia o funkcjach, jakie sprawowałam. Uwierzyli, że pieniądze miałam ze sprzedaży rodzinnej biżuterii. Ważne dokumenty konspiracyjne zniszczył funkcjonariusz, który potem szeptem powiedział mi, że moi bracia stawali w jego obronie w niżańskim gimnazjum, kiedy ze względu na gwarę był wyśmiewany i bity. Jak tu nie wierzyć w Opatrzność Bożą?

Podczas przesłuchania dużo ryzykowałam. Dałam się sprowokować ubekowi, który sugerował, że stale odwiedzam niemieckie domy publiczne. Złapałam go za szyję i krzyknęłam: „Możecie mnie aresztować, ale nie macie prawa mnie obrażać!”. Do pokoju wszedł wówczas wybudzony ze snu Seproniuk. - Co to za krzyki? Wyprowadźcie ją stąd! – wydał rozkaz. - Jest pan inteligentnym człowiekiem. Mógłby pan za darmo studiować, zdobyć solidne wykształcenie. Niech mi pan powie, dlaczego pan katuje bezbronnych ludzi? Dlaczego pozbawia pan wielodzietne rodziny matek i ojców? Satysfakcjonuje pana takie zajęcie? – stanowczo pytałam. Na szczęście Seproniuk nie zareagował. Dumnie stał odwrócony w ciemnościach...

Maria Mirecka-Loryś z Racławic koło Niska świętuje setne urodziny. Działała w podziemiu narodowym

O bohaterskiej śmierci najbliższych
- Życie mojego brata Adama to nieustające aresztowania i ucieczki z więzień. 24 października 1952 roku został rozstrzelany w Warszawie... Jego pamięci poświęcona jest tablica umieszczona na ścianie Kościoła Świętego Stanisława Kostki na Żoliborzu w Warszawie.

Zawsze pamiętałam o słowach przyjaciółki Anity Matyjanki, które przeczytałam w zapiskach więźniarek. Na chwilę przed rozstrzelaniem powiedziała: „Czy może być piękniejsza śmierć, niż ta za Ojczyznę? Trzymajcie się. Jeszcze Polska nie zginęła”. Miała 22 lata...

Kilka miesięcy później samobójstwo w drukarni popełniła inna moja przyjaciółka - Genula Jeszke, która się zastrzeliła. Wybrała śmierć od trafienia w ręce wroga i bycia katowaną za druk naszej „Walki” i ukrywanie tajemnic podziemia. Dawniej przysięga miała kolosalne znaczenie. Chcąc działać w konspiracji, trzeba było uroczyście wypowiedzieć słowa: „Przysięgam Panu Bogu Wszechmogącemu w Trójcy Świętej Jedynemu, że powierzonych mi tajemnic Ojczyzny życiem własnym strzec i bronić będę. Tak mi dopomóż Bóg i Świętego Syna Jego Męka. Amen”.

O oszukaniu przeznaczenia i ucieczce przed śmiercią
- Będąc w Warszawie pomyliłam kościół, w którym odprawiana była msza poświęcona redaktorowi Stanisławowi Piaseckiemu. Jak się później okazało na wychodzących ludzi z Kościoła Świętego Krzyża czekało już gestapo.

W Krakowie wynajmowałam stancję na Kazimierzu, przy ulicy Paulińskiej. W malutkim pokoiku mieściło się centrum dowodzenia. Wiesz, że kiedyś pod łóżkiem chowałam cztery miliony złotych? Pochodziły z napadu na bank w Przemyślu. Walizki wypełnione banknotami zostały później ukryte w pobliskim Klasztorze Paulinów. Do mieszkania wpadło pewnego wieczoru ośmiu ubeków, ale nie zastali mnie, bo będąc u koleżanki dostałam… bardzo wysokiej gorączki.

Kiedy z Warszawy jechałam z kolportażem „Walki” do Lublina, w wagonie przeznaczonym dla Polaków trafiłem na… Niemców. Nie miałam innego wyjścia, jak usiąść z nimi wspólnie w przedziale. Byli bardzo mili. Pomogli mi nawet położyć paczki wypełnione konspiracyjnymi gazetami. Nie mogłam dać po sobie poznać, że się denerwuję. Wychodząc z pociągu poczułam na swoim ramieniu dłoń. Byłam pewna, że to koniec, ale uśmiechnięty Niemiec spytał tylko: „Dobry niemiecki pociąg?”. - Dobry, dobry – odrzekłam, czując jak kamień spada mi z serca. Ale to nie koniec. Na stacji kolejowej zaplanowane było przeszukiwanie pasażerów. Nie miałam o tym pojęcia. Z bagażami pewnym krokiem ruszyłam na spotkanie z bratem. Czułam, jak ludzie mnie obserwowali. Uratowała mnie wynikająca z niewiedzy odwaga i… Niemcy, z którymi siedziałam w przedziale. Mój brat Leon, obserwując całą sytuację z sąsiedniej ulicy, był bliski zemdlenia ze strachu. Poza tym spodziewał się... kurierki, którą musiałam zastąpić.

Po aresztowaniu w Nisku zostałam przewieziona do Rzeszowa, Warszawy i na koniec do krakowskiego więzienia. Przesłuchujący mnie znał moją siostrę Walerię, która uczyła go w szkole. Takich szczęśliwych zbiegów okoliczności było wiele w moim życiu.

O powrocie do Polski i pomocy Kresowiakom
W styczniu 1952 r. Maria Mirecka-Loryś wyjechała z rodzinądo Stanów Zjednoczonych. Najpierw do Toledo w stanie Ohio, a w 1954 r. do Chicago. Przez 32 lata była redaktorem „Głosu Polek”. Współpracowała z polonijnym radiem w Chicago, dla którego nagrywała cotygodniowe felietony z cyklu „Otwarty mikrofon”. Za Oceanem przeżyła ponad pięćdziesiąt lat...

- Mój brat Bronisław był księdzem w Nowym Siole nad Zbruczem, kreślącym dawną naszą granicę na Wschodzie. Dzięki Bronkowi doskonale wiedziałam, jaka bieda tam panuje. Mnie i moją siostrę Helenę ludzie nazywali „Bożymi Przemytniczkami”, ponieważ regularnie podróżowałyśmy ze Stanów Zjednoczonych do Bronisława na Wschód, wioząc ze sobą, oprócz darów materialnych,… różańce.

Podczas swoich radiowych pogadanek podawałam konkretne adresy najbardziej potrzebujących rodzin żyjących na Wschodzie. Dochodziły mnie później słuchy, że niektóre z nich dostawały po sto paczek żywnościowych! W Ameryce też nie brakowało „szpiclów”, uprzykrzających życie. Moje dzieci Ewa i Jan stały się dorosłe. Z tego też względu postanowiłam na stałe wrócić do Polski.

O dzisiejszym świecie
- Podczas studiów we Lwowie mieszkałam w domu studenckim. Pewnego razu jedna z koleżanek wpuściła na noc do swojego pokoju chłopaka. O całej sprawie dowiedziały się władze uczelni oraz administracja domu studenckiego. Momentalnie rozpoczęły się przeszukiwania w żeńskiej części akademika. Ten chłopak, mimo że schował się w szafie, został znaleziony. Stał się obiektem drwin ze strony całego środowiska studenckiego we Lwowie. Po kilku miesiącach zmienił nawet studia, żeby móc spokojnie żyć (uśmiech).
Ja też się buntowałam, kiedy sąsiedzi twierdzili, że to w sprawach miłosnych tak często przyjeżdżają do mnie kawalerzy. - Nie będą mówić, że zostanę starą panną. Koniec z tymi schadzkami konspiracyjnymi w domu – krzyczałam do starszych braci. Dzisiaj tego typu sprawy damsko-męskie nie wywołałyby najmniejszego zakłopotania. Świat zmienił się strasznie...

Maria Eleonora Mirecka-Loryś, ps. „Marta” - urodziła się 7 lutego 1916 roku w Ulanowie. W 1921 r. z rodzicami i siedmiorgiem rodzeństwa przeniosła się do Racławic koło Niska, gdzie aktualnie mieszka. W 1937 r. ukończyła gimnazjum i podjęła studia na Wydziale Prawa na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie. Wstąpiła do Związku Akademickiego „Młodzież Wszechpolska”. Po wybuchu wojny zaangażowała się w działalność konspiracyjną. Działaczka podziemia narodowego w latach 1939-1945, członkini Narodowej Organizacji Wojskowej, Komendantka Główna Narodowego Zjednoczenia Wojskowego Kobiet, członkini Związku Polek w Ameryce oraz dyrektor Krajowego Zarządu Kongresu Polonii Amerykańskiej. Maria Mirecka-Loryś została uhonorowana wieloma wysokimi odznaczeniami. Są wśród nich: Krzyż Zasługi, Krzyż Walecznych, Krzyż Partyzancki, Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski otrzymany 3 maja 2006 r. od Prezydenta RP, Lecha Kaczyńskiego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie