Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tęsknię do łąk zielonych - rozmowa z Lekarzem Roku Stanisławem Głuszkiem

Iza BEDNARZ [email protected]
Z profesorem Stanisławem Głuszkiem, Lekarzem Roku 2012 rozmawiamy o tym, co mają prace polowe do wychowania chirurga, rewolucji w medycynie i grzechach przy stole

Stanisław Głuszek

Stanisław Głuszek

Profesor doktor habilitowany nauk medycznych, specjalista chirurgii ogólnej i onkologicznej, absolwent Akademii Medycznej w Łodzi, konsultant wojewódzki w dziedzinie chirurgii ogólnej, ordynator Klinicznego Oddziału Chirurgii Ogólnej, Onkologicznej i Endokrynologicznej, w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym, dziekan Wydziału Nauk o Zdrowiu Uniwersytetu im. Jana Kochanowskiego w Kielcach. Specjalizuje się w chirurgii ogólnej i onkologicznej przewodu pokarmowego, problemach żywienia pozajelitowego i dojelitowego. Autor blisko 300 publikacji, w tym kilku książek. Ma 59 lat. Otrzymał odznaczenie Gloria Medicinae i pierwszą nagrodę za pracę naukową na Międzynarodowym Kongresie Chirurgów w Mediolanie oraz Nagrodę Polskiego Towarzystwa Żywienia Poza i Dojelitowego. Żona jest stomatologiem. Starsza córka Martyna jest doktorem psychologii, ma trzy córki. Młodsza Katarzyna jest farmaceutą, pracuje w ŚCO.

Kto wymyślił, że zostanie pan lekarzem?

- Ja, gdzieś w okolicach matury. Było to we mnie skrycie pielęgnowane, ale ujawniłem się z tym zamiarem dopiero przed maturą.

Dlaczego tak skrycie?

- Byłem kandydatem do przejęcia rodzinnego gospodarstwa. Skończyłem Technikum Rolnicze w Podzamczu Chęcińskim. Mój tato widział mnie raczej w zawodzie rolnika, no ostatecznie weterynarza. Mieszkaliśmy w Tarczku, mieliśmy duże, jak na owe czasy gospodarstwo: 6 i pół hektara, krowy, owce, kury, gęsi, indyki i oczywiście dwa konie. W tamtych czasach o statusie gospodarza świadczyły konie, dbało się o nie jak dziś o samochód. U nas zawsze były piękne konie. Zresztą, gospodarstwo było wzorowo prowadzone. Ojciec był głównym księgowym pracował w Gminnych Spółdzielniach, najpierw w Pawłowie, potem w Bodzentynie. Wiosną i latem wstawał bardzo wcześnie i przed siódmą rano wykonywał wiele prac w gospodarstwie. Po 15 wracał do domu, zmieniał ubranie i zawód.

Pracowity człowiek.

- Był bardzo światłym człowiekiem, nasze gospodarstwo było jednym z pierwszych, które stosowało na szerszą skalę nawozy sztuczne, Co prawda rodzaj ich aplikacji był szkodliwy dla członków rodziny, bo na początku rozsiewało się je ręcznie (śmiech).

Za co jest mu pan wdzięczny?

- Nauczył mnie stosunku do pracy i do innych ludzi. Miał też swoje wady, jak każdy człowiek, ale muszę powiedzieć, że cieszył się dużym szacunkiem wśród sąsiadów, pracowników. Do dziś dzieci jego pracowników, wciąż dobrze go wspominają. Palił dużo papierosów, zmarł na raka płuc, ale co ciekawe zabił go nie tytoniozależny rak płaskonabłonkowy, ale drobnokomórkowy o innej etiologii.

Dużo was było w domu?

- Mam starszego brata.

To dużo było roboty na was czworo.

- Do pewnego czasu byli z nami jeszcze dziadkowie. Ale rzeczywiście roboty było sporo, bo wtedy większość prac wykonywało się ręcznie, w powszechnym użyciu była kosa, pół wieku temu mechanizacja rolnictwa dopiero postępowała. Pracowałem już mając siedem - osiem lat, wiązałem snopki, pomagałem przy sianie, wykopkach. Zresztą bardzo mile wspominam ten okres, bo mimo, że byłem bardzo eksploatowany, ale w sensie pozytywnym, to ten czas bardzo zaważył na moim rozwoju osobowym. Jak widzę dzieci traktowane przez rodziców zbyt lekko, spodziewam się, jak im to szkodzi. Nie chodzi o to, żeby dodawać dodatkowego stresu, obciążać obowiązkami ponad miarę, ale żeby stawiać wymagania, które uczą pewnego rytmu, aplikacji życiowej. To uczy szacunku do pracy i drugiego człowieka, pomaga w życiu, w szkole.

Zwykle gospodarstwo przejmuje najstarszy w rodzinie.

- Brat się zupełnie nie palił do rolnictwa. Skończył Politechnikę Warszawską, jest doktorem nauk chemicznych, pracował w Instytucie Chemii, obecnie w ministerstwie. Ja przez długi czas pomagałem rodzicom, w okresie studiów byłem trzonem gospodarstwa. Potem mieszkając już w Kielcach, robiąc drugi stopień specjalizacji z chirurgii dojeżdżałem i organizowałem odpłatną pomoc do prac w polu.

Nie lepiej było sprzedać gospodarstwo? Rodzicom byłoby lżej.

- Sprzedaliśmy je dopiero po śmierci ojca w 1984 roku. Ale ja wcale nie cierpiałem z powodu tych prac. Mówiąc szczerze mnie takie durne wyjazdy na wakacje w ogóle nie pociągają. Jestem człowiekiem czynu. Rajcuje mnie robienie czegoś, co jest użyteczne, dla mnie, dla rodziny, mojego zdrowia, otoczenia. Nie lubię bezproduktywnego marnowania czasu. Oczywiście, byłem też na różnych praktykach wyjazdowych, ale czas spędzony na gospodarstwie był dla mnie zawsze cenny. Wtedy było wesoło, spędzało się razem lato, niedziele, święta.

Myślał pan też o studiowaniu psychologii.

- W czasie studiów byłem na rozmowie u profesora Stanisława Gerstmanna w Łodzi i zapytałem go, czy mógłbym równolegle studiować psychologię. Odpowiedział: "wie pan, z tą psychologią jest jak z żeniaczką, poczeka pan rok i się rozmyśli". I rzeczywiście po roku ogłoszono studia indywidualne, zrezygnowałem z psychologii.

Po co chirurgowi psychologia? Przecież ma operować, a nie prowadzić psychoterapię z pacjentem.

- Ktoś, kto uważa, że chirurgia jest brutalną metodą leczniczą, bardzo się myli. Ja uważam, że chirurgia jest najdelikatniejszą dziedziną medycyny. Jak słuchawkami mocniej uciśniemy, to nic się nie stanie, ale jak biorę cieniuteńkie jelito, czy naczynie krwionośne do ręki, to wymaga ode mnie szczególnej delikatności, bo mogę je uszkodzić. Zawsze powtarzam studentom, że my dokonujemy inwazji na chorym po to, żeby dotrzeć do struktur bardzo delikatnych. Chirurg docierając do tych bardzo delikatnych struktur wykonuje na nich rękoczyn, i to wymaga od niego odpowiedniego nastawienia psychicznego. Poza tym psychologia w ogóle jest potrzebna do życia. W pracy lekarza jest bardzo ważna, kształtuje relacje międzyludzkie. Przecież chirurg nie tylko operuje, on też rozmawia z pacjentami, to jest praca trudna i bardzo zużywająca. To są często bardzo trudne relacje z pacjentem, rodziną, bo oczekiwania ludzi są coraz wyższe, a jednocześnie towarzyszy im brak zrozumienia. My oczekujemy, że będziemy żyć coraz dłużej, praktycznie chcemy być nieśmiertelni, w szpitalu mają nas tylko naprawiać, więc spodziewamy się, że to nam wytną, tamto poprawią i będziemy jak samochód po generalnym remoncie, a tak nie jest. To, że na drugim końcu świata zrobiono taką operację, nie świadczy, że to jest standard. To jeden przypadek na milion i nie oznacza, że 999 tysięcy chorych w ciężkim stanie też da się uratować. Chociaż w medycynie dokonał się ogromny postęp. Od czasu wojny długość życia zwiększyła się o prawie 20 lat.

Czego nauczyli pana pacjenci?

- Wiele, szczególnie chorzy przewlekle, terminalnie. Od wielu z nich uzyskałem wskazówki jak się zachowywać w trudnych sytuacjach, nauczyłem się pewnej postawy. Do tej pory zauważam, jak chorzy źle przyjmują pewne informacje. Rozumny lekarz powienien na co dzień korzystać z takich krótkich lekcji.

Opowiadał pan kiedyś o chorym z rakiem wątroby, który pytał, czy może sobie od czasu do czasu wypić kieliszeczek bimbru, bo się po tym lepiej czuje.

- To był chory z przerzutami, w bardzo zaawansowanym stadium choroby nowotworowej, a mimo to był w dość dobrej formie. I to dość długo. My teraz leczymy chorych z rakiem wątroby czy jelita grubego z przerzutami do innych części organizmu i ci chorzy żyją jeszcze kilka lat. 25-30 procent chorych z rakiem jelita grubego, którym możemy zaoferować leczenie chirurgiczne przerzutów, żyje jeszcze pięć lat. Każdy nowotwór inaczej przebiega. Dlatego stosujemy medycynę spersonalizowaną i dobieramy do każdego chorego inną terapię. Określamy profil genetyczny nowotworu, wrażliwość na chemioterapię, radioterapię, ważna jest nawet reakcja po leczeniu chirurgicznym. Chirurgia jest coraz bardziej złożona.

Złota dziesiątka Lekarz Roku 2012

Złota dziesiątka Lekarz Roku 2012

Najpopularniejsi lekarze w województwie świętokrzyskim w Plebiscycie lekarz Roku 2012:

1.Stanisław Głuszek, profesor doktor habilitowany nauk medycznych, specjalista chirurgii ogólnej i onkologicznej. 2.Jerzy Skuciński, specjalista chirurgii ogólnej i transplantologii klinicznej w Busku - Zdroju. 3.Jacek Gołębiowski, specjalista neurochirurg w Szpitalu Wojewódzkim w Kielcach.4.Edyta Wnuk- Białas, specjalista medycyny rodzinnej we Włoszczowie. 5.Dorota Grzejdziak-Kądzik, specjalista neurolog w Busku- Zdroju. 6. Dorota Adamczyk - Krupska, specjalista chorób wewnętrznych i medycyny ratunkowej w Wojewódzkim Szpitalu w Kielcach 7.Aleksander Zarański, specjalista chirurgii ogólnej w Szpitalu w Pińczowie. 8.Sławomir Marcinkowski, specjalista ortopedii i traumatologii w Busku - Zdroju. 9. Małgorzata Krysa - Kowal, specjalista chorób wewnętrznych i medycyny rodzinnej w Ostrowcu Św. 10. Irena Jałowiec, specjalista chorób dziecięcych i diabetologii w Szpitalu Dziecięcym w Kielcach.

Rewolucja w porównaniu z tym, co robiono, gdy zaczynał pan specjalizację?

- Jak zaczynałem, najczęstszymi zabiegami chirurgicznymi były resekcje żołądka z powodu choroby wrzodowej. Odkąd odkryto bakterię Helicobacter pylori, chorobę wrzodową żołądka leczy się antybiotykami. Chirurgicznie leczymy tylko powikłania. To są pojedyncze operacje w roku. Mamy ogromny skok technologiczny. Pierwszego wycięcia pęcherzyka żółciowego metodą laparoskopową dokonano w Polsce w 1991 roku. W 2007 roku w naszym województwie liczba laparoskowych resekcji pęcherzyka żółciowego przewyższyła liczbę klasycznych operacji chirurgicznych.

Co się teraz najczęściej operuje?

- Patologie dróg żółciowych, niedrożność, przepukliny i oczywiście onkologia: nowotwory jelita grubego, żołądka, trzustki, piersi. Mówimy już o epidemii raka jelita grubego, to w tej chwili druga przyczyna zgonów wśród mężczyzn i wśród kobiet. Niestety, chorzy trafiają bardzo późno, często już z powikłaniami nowotworowymi. Natomiast zachorowalność na raka żołądka spada.

Kluczem do zahamowania rozwoju nowotworów żołądka miało być powszechne używanie lodówek, bo przestaliśmy konserwować żywność solą. Nie da się czegoś wynaleźć na raka jelita grubego?

- Na razie o niczym takim nie wiadomo. Wciąż pojawiają się nowe badania, niektóre się wykluczają. Brak jednoznacznych dowodów. Ale jest dieta, którą można polecić każdemu. To dieta śródziemnomorska: dużo świeżych warzyw i owoców, ryby cztery razy w tygodniu, kwasy omega - 3, nienasycone kwasy tłuszczowe, migdały, czerwone wino w ograniczonych ilościach.

Dalej chorujemy na zapalenie wyrostka robaczkowego, kamicę pęcherzyka żółciowego?

- To nadal najczęściej wykonywane zabiegi na oddziałach chirurgii ogólnej. Praktycznie co piąty mężczyzna i co czwarta kobieta ma problemy z pęcherzykiem żółciowym.

Są jakieś zachowania prozdrowotne?

- Dieta śródziemnomorska. Właściwie pomaga na wszystko.

Ciekawa jestem czy pan też się do tego stosuje?

- Wybrzydzam jak jest smażone. Wolę nie zjeść i być głodnym niż się nasycić byle czym. Zdrowotnie tak jest lepiej. Bardzo dużo zaburzeń jest związanych z absurdalnie niezdrową dietą polskiego społeczeństwa. Szybkie jedzenie, smażone w oleju kilkakrotnie używanym, nie jest zdrowe. Ja mam obrzydzenie do sałatek gotowych z sosami na bazie majonezu, boję się wręcz tego jeść. Sałatkę najlepiej zrobić w domu, wprost do zjedzenia, wtedy wiem, co jest krojone, co dodawane. Radzę też czytać etykiety na produktach i przestrzegać dat ważności. Czas trwałości jakiegoś produktu spożywczego jest określony nie tylko dlatego, żeby coś było smaczne, wiele substancji używanych w przemyśle spożywczym po upływie daty ważności po prostu szkodzi. Dieta aż w 35 procentach odpowiada za rozwój nowotworów. Jak dołączymy do diety palenie tytoniu, mamy 65 proc. czynników ryzyka rozwoju nowotworów. Generalnie należy jeść mniej niż więcej, bardziej chudo niż tłusto, nie smażyć, bardziej gotować, unikać słodyczy. I pozostawać po posiłku z uczuciem lekkiego niedosytu.

Za czym pan tęskni?

- Czasem do żony mówię, "przeszlibyśmy się tą miedzą, gdzie chodziliśmy w Tarczku". Powracają do mnie, szczególnie w trudniejszych momentach, obrazy z okresu mojej młodości: zielone łąki wzdłuż Sieradowianki wiosną i latem. Z jednej strony chciałem wyjść z tych łąk, w okresie szkoły podstawowej prace, które wykonywałem w gospodarstwie, mnie męczyły, irytowały, a teraz tam powracam szukając spokoju. "Daj spokój", mówi mi żona, " tam już nie ma tamtej wsi".

Dziękuję za rozmowę

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie