Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skandal w Skarżysku. Kobieta straciła córkę, żyje na „bombie zegarowej” i… szuka sprawiedliwości

Piotr Stańczak
Od czterech dni Monika Lisowska ze swą rodziną musi radzić sobie bez gazu.
Od czterech dni Monika Lisowska ze swą rodziną musi radzić sobie bez gazu. Piotr Stańczak
Skarżyszczanka Monika Lisowska niespełna rok temu straciła 18-letnią córkę, która zatruła się czadem w ich mieszkaniu. Od soboty wraz ze swym partnerem i 15-letnim synem musi jeszcze radzić sobie bez gazu w domu.

Historię rodziny opisywaliśmy ponad miesiąc temu w „Relaksie”. Mieszka ona w bloku numer 24 przy ulicy Konarskiego w Skarżysku-Kamiennej. Córka pani Moniki zatruła się tlenkiem węgla w lutym ubiegłego roku podczas kąpieli. Śledztwo, które prowadzi miejscowa Prokuratura Rejonowa, dotąd nie wskazało winnych.

Komin niedrożny?
Lisowska zarzuca błędy skarżyskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, która jest właścicielem słynnego, około 40-letniego „kafelkowca”, oraz kominiarzom. Twierdzi, że przewód spalinowy jej domu jest niedrożny i to doprowadziło do śmierci córki Aleksandry. Spółdzielnia nie zgadza się z tym, powołując się na dotychczasowe oględziny kominiarzy, które nie wykazywały żadnego niebezpieczeństwa ani nieprawidłowości. Tymczasem pół roku temu czadem o mało nie zatruła się tu również pani Monika. – Żyjemy jak na „bombie zegarowej”, syn boi się sam pozostać w mieszkaniu – powtarza w rozmowie kobieta. Lisowska oraz jej pełnomocnik prawny Władysław Biskup zarzucają skarżyskim prokuratorom bierność w prowadzeniu śledztwa w sprawie ustalenia przyczyn śmierci 18-letniej dziewczyny.

Ciąg zerowy, gaz wyłączony
Nowe wątki pojawiły się w ostatnich dniach. Powołany przez prokuraturę biegły z Piekoszowa dokonał oględzin w mieszkaniu 2 stycznia. – Stwierdził, że w kominie nie ma w ogóle tzw. ciągu powietrza, co zagraża naszemu zdrowiu i życiu. Od śmierci córki minęło już ponad dziesięć miesięcy, sami żyjemy w ciągłym strachu – wspomina Lisowska. Gazownicy w sobotę wskazali, że niesprawna jest instalacja wentylacyjna w łazience. – Tego samego dnia, w sobotę odcięto nam dopływ gazu do mieszkania, bo istniało niebezpieczeństwo zatrucia czadem. Z tego też powodu przyjechała policja. Od pięciu dni korzystamy z elektrycznej płyty indukcyjnej, w czajniku gotujemy wodę do zmywania naczyń, kąpiemy się u sąsiadki. Nie mam jak przyrządzić obiadu, jadamy „na mieście”. Ile można tak jeszcze wytrzymać? – pyta zrozpaczona kobieta. Lisowska przyznaje, że po śmierci córki wykańcza się psychicznie, ma bóle głowy, leczy się u neurologa. – Okazuje się, że dokumentacja techniczna bloku „zaginęła”. Zapytałam śledczych co z nią? Najpierw otrzymałam pisemną odpowiedź od prokurator Ireny Janczary, że „prawdopodobnie” znajduje się ona w aktach sprawy. Z kolei policja powiadomiła mnie pisemnie, że spółdzielnia nie przesłała do niej żadnej dokumentacji projektu budowlanego tego bloku. O co tu chodzi? – zastanawia się mieszkanka.

Prezes nie widzi podstaw…
Prezes spółdzielni Lubosław Langer, podobnie jak kilka tygodni temu, tak i teraz zarzeka się w rozmowie z nami, że przekazał wszystkie dokumenty, które potrzebowali śledczy. Był też mocno zdziwiony terminem oględzin biegłego. – Zjawił się tam w sobotę, nic nie wiedzieliśmy wcześniej o jego wizycie, nie mogliśmy więc wysłać na miejsce nikogo z naszych pracowników. Pojawił się jedynie portier, który przekazał klucze do włazu na dach budynku. Dziś (rozmawialiśmy we wtorek 5 stycznia – przyp. PST) jeszcze wyślę tam służby kominiarskie, aby przeprowadziły swoje pomiary – powiedział nam prezes.
Tego samego dnia Monika Lisowska, tuż po naszej rozmowie telefonicznej z Langerem, otrzymała od szefa spółdzielni pismo. Informuje on, że służby kominiarskie wykonały pomiary między godziną 11 a 12 i nie wykazały na miejscu żadnych uchybień ani nieprawidłowości w działaniu wentylacji. – Spółdzielnia wystąpiła do Rejonu Dystrybucji Gazu w Skarżysku-Kamiennej celem wznowienia dostawy gazu do mieszkania – czytamy we fragmencie pisma. Prezes nie widzi też żadnych podstaw do instalowania dodatkowych urządzeń przywracających funkcjonalność lokalu. Wspomina o tym, że w 2012-13 roku dokonano tu wymiany stolarki okiennej i zamontowano automatyczne nawiewniki w oknach. To na własny koszt uczyniła pani Monika.

Oskarżą prokuraturę i spółdzielnię?
- Nie zalegam z czynszem, tymczasem odbijam się „od ściany” bierności i obojętności prokuratury oraz spółdzielni, ta ostatnia uparcie twierdzi - o zgrozo - że mam najbezpieczniejszy lokal w bloku! Nadal tymczasem mieszkam z rodziną w lokalu, który zagraża naszemu bezpieczeństwu – wskazuje. Jej pełnomocnik Władysław Biskup dodaje. – Jeżeli śledztwo nie wyjaśni przyczyn śmierci córki pani Moniki, rozważymy możliwość skierowania prywatnego aktu oskarżenia do sądu przeciw spółdzielni i prokuraturze – zapowiada mecenas.
Piotr Stańczak

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie