Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Duchy w klasztorze w Stalowej Woli? Niektórzy w nie wierzą

BARTOSZ MICHALAK, facebook.com/bartosz.michalak1991
Brat Robert Krawiec od sześciu lat służy w Klasztorze Braci Mniejszych Kapucynów w Stalowej Woli. Opowiedział nam o specyfice życia w zakonie oraz oprowadził po słynnych podziemiach rozwadowskiego klasztoru.

ZOBACZ TAKŻE:
Zjawa z Syberii. Dziewczyna-widmo na zdjęciach sprzed 100 lat

(dostawca: RUPTLY/x-news)

Załóżmy, że mam kapłańskie powołanie. Na czym będzie polegał mój wybór między próbą wstąpienia do zakonu a seminarium? Jedna wiara, ten sam Bóg...
Na świecie jest wiele pięknych kobiet, które mogą się panu podobać, ale jeśli w końcu naprawdę zakocha się pan w tej jednej, to zrobi wszystko, żeby być akurat z nią. Powiedzmy, że podobnie jest z wyborem pomiędzy zakonem a seminarium (uśmiech).

Czuję, że to będzie dobra rozmowa! Spodziewałem się nudnej odpowiedzi, a usłyszałem przykład, który od razu rozjaśnił mi całą sytuację...
Tak całkowicie poważnie, to przed wstąpieniem do zakonu pasowałoby, żeby był pan ogromnym miłośnikiem Świętego Franciszka i posiadał cechy charakteru, które umożliwiają życie we wspólnocie. Oczywiście zakładam, że nie jest pan żonaty.

Spokojnie, moje powołanie jest czysto hipotetyczne. Życie we wspólnocie brzmi dość ogólnie.
Bracia zakonni nie posiadają własnych dóbr materialnych. Posiadamy wspólne pieniądze, z których można korzystać za zgodą przełożonego, w tym przypadku gwardiana naszej wspólnoty.

Domyślam się, że nie chodzi tutaj o kupno samochodu czy mieszkania.
Zdecydowanie skromniejsze wydatki (uśmiech). Chociażby związane z garderobą. Ascetyzm pozwala cieszyć się człowiekowi z tego, że ma dach nad głową, nie jest głodny i ma warunki do wykonywania swojej pracy. Oficjalnie każdemu z nas przysługuje 28 dni urlopu. Zmierzam do tego, że nawet kilkudniowy wyjazd do rodzinnego domu musi być skonsultowany ze wspólnotą. Typ indywidualisty, który zawsze robi coś po swojemu, kompletnie by tutaj nie pasował. Zakon Braci Mniejszych Kapucynów dzieli się w Polsce na dwie prowincje: krakowską i warszawską. Myślę, że już podczas początkowego pobytu w Krakowie, określiłby pan czy nadaje się do zakonu.

A jeśli nie?
Trafiłby pan na rok postulatu do klasztoru, w którym właśnie siedzimy. W następnych latach to już “tylko” złożenie ślubów wieczystych, święcenia kapłańskie i do dzieła (uśmiech). Od września zeszłego roku trafiło do nas czternastu mężczyzn. Trzech z nich opuściło już nasz zakon. Powody zawsze są indywidualne. Można dojść do wniosku, że chce się jednak zostać księdzem lub zakochać się w dziewczynie i pragnąć założyć rodzinę.

Był brat kiedyś zakochany?
W liceum. Było to odwzajemnione uczucie. Musiałem podjąć konkretną decyzję, w którą stronę chcę podążać. Powołanie do kapłaństwa odkryłem w sobie w szóstej klasie szkoły podstawowej. Zakochanie potraktowałem jako swego rodzaju próbę, test od Pana Boga.

Mnie bardziej ciekawi, co powiedział brat dziewczynie.
Nie powiedziałem jej tego w bezpośredni sposób. Był jeszcze czas, żeby delikatnie wygasić to uczucie. Pisać mniej listów, mówić o swoich wątpliwościach. Dzisiaj jest ona szczęśliwą żoną i matką. Zdarza nam się rozmawiać. Tym bardziej jestem przekonany o wersji z bożym sprawdzianem, który musiałem przejść (uśmiech).

Kim był ten pan na korytarzu, który się z nami przywitał, jak wchodziliśmy do klasztoru?
Dość często je u nas obiady. Nigdy nie odmawiamy pomocy głodnym i potrzebującym. Każdego dnia przygotowywanych jest więcej porcji obiadowych. Aczkolwiek należałoby się też skupić na osobach, które wcale nie są głodne i kiepsko usytuowane, ale przyjeżdżają do klasztoru, żeby porozmawiać.

O czym?
O samotności, problemach, podjęciu trudnych decyzji. Widział pan pewnie “dzwonek nocny”. Dość często jest on wykorzystywany. Pewnego wieczoru zdarzyło mi się rozmawiać z mężczyzną, który pokłócił się z żoną i zadeklarował... chęć wstąpienia do zakonu. Wie pan, my teraz się uśmiechamy, ale on był śmiertelnie poważny. Mimo, że nie był do końca trzeźwy... (uśmiech).

Co brat mu doradził?

Starałem się wytłumaczyć, że nie można traktować zakonu jako swego rodzaju ucieczki od problemów. Na zasadzie: “Nie układa mi się życie, zostanę kapucynem”. Zdecydowanie lepiej wręczyć człowiekowi wędkę niż rybę. Jesteśmy też od tego, żeby pomóc potrzebującym takową wędkę znaleźć. Ponadto, od 20 stycznia tego roku ruszył w klasztorze kurs “Alfa” dla małżeństw. Ma on właśnie na celu odbudować lub podtrzymać parom zdrowe relacje w związku.

Nie nudzi czasami brata bycie dobrym człowiekiem? Nie chcę sprowadzać brata na złą drogę, ale... no każdy czasami lubi trochę nagrzeszyć. Po prostu mam wrażenie, że jakbym teraz rzucił kamieniem w to okno, to nie dostałbym od brata po głowie, tylko usłyszał spokojne: “Dlaczego to uczyniłeś?”.
Mógłby się pan zdziwić (uśmiech). Jesteśmy normalnymi ludźmi. Zdarza nam się kłócić, używać ostrzejszych zwrotów. Wbrew stereotypom zakonnicy nie śpią w trumnach, nie są oderwani od rzeczywistości. Czytamy prasę, oglądamy wiadomości. Ja mam słabość do sportu i chodzenia po górach. Szczególnie jeśli w rozgrywkach międzynarodowych gra polska reprezentacja, to szukam wymówek od zajęć, żeby oglądnąć mecz piłkarzy, siatkarzy czy szczypiornistów. Kilka lat temu podziwiałem Roberta Kubicę na torach Formuły 1.

A chwile zwątpienia?
Nigdy nie miałem kryzysu wiary. Chociaż nie ukrywam, że mówiąc kazanie na pogrzebie młodej kobiety, która osierociła dwójkę małych dzieci, człowiek zastanawia się w głębi siebie: “O co w tym wszystkim Panie Boże chodzi?”. Nie wypada wówczas mówić tylko i wyłącznie o miłości do Boga, ponieważ dla zdruzgotanej rodziny są to puste słowa. Lepiej powiedzieć o łączeniu się w cierpieniu, zapewnieniu pomocy ze strony klasztoru czy przybliżeniu życiorysów świętych, którzy zmarli w bardzo młodym wieku.

Pochodzi brat z okolic Olkusza koło Krakowa. Przed przyjazdem do Stalowej Woli służył brat w klasztorach we Wrocławiu, dwukrotnie w Krakowie oraz we Włoszech.
W Stalowej Woli jestem najdłużej, bo już sześć lat. Zazwyczaj okres pobytu w jednym klasztorze trwa trzy, cztery lata. O wszystkim decydują przełożeni z Krakowa. Każdego roku, w połowie czerwca, drogą mailową przesyłane są decyzje związane z rotacją braci. Wiadomo, że najczęściej dotyczy ona młodszych kapłanów. Mam 43 lata. Spodziewam się, że mogą to być moje ostatnie miesiące w Stalowej Woli...

Mówi to brat ze smutkiem czy kompletnie w obojętny sposób?

Największy problem ze zmianą otoczenia miałem trzynaście lat temu, kiedy po czterech latach posługi we Wrocławiu miałem wrócić do Krakowa. Klasztor we Wrocławiu był moim pierwszym od momentu wyświęcenia na kapłana w maju 1999 roku. Pracowałem tam również jako katecheta w gimnazjum oraz liceum. Byłem bardzo przywiązany do życia jakie wiodłem we Wrocławiu, ale nie mogłem się przeciwstawić decyzji przełożonych. Tamten moment zahartował mnie na tyle, że nie obawiam się już kolejnych zmian.

O której zazwyczaj brat wstaje?
O 5.30. Jest brat, który od czwartej rano jest już na nogach, ale po dwudziestej myśli już tylko o śnie. Są bracia, którzy pracują do późnych godzin nocnych, dlatego trochę ubolewają nad wspólną modlitwą wyznaczoną o szóstej rano. Zdarza się, że odsypiają podczas późniejszych medytacji (uśmiech).

Po co brat kończył podyplomowe studia dziennikarskie oraz te z zakresu marketingu medialnego?
Po powrocie do Krakowa z Wrocławia miałem okazję pracować dla redakcji “Głos Ojca Pio”. To była jedna z motywacji do studiów. Poza tym strasznie nie lubię się nudzić. Jestem typem zadaniowym, który za wszelką cenę szuka sobie zajęcia. Prowadzę grupy młodzieżowe, dzięki czemu praktycznie każdy wieczór mam zajęty.

Co mi brat powie o... istnieniu duchów w słynnych podziemiach klasztoru?
Zaraz tam pójdziemy, to sprawdzimy (uśmiech). Pamiętam jak kiedyś razem z grupą młodzieży byliśmy wieczorem na cmentarzu i opowiedziałem im mroczny dowcip. Idzie para zakochanych nocą przez cmentarz i widzą starszą panią, która przygląda się różnym grobom. Pytają się jej, czy nie boi się tak samej być na zamglonym cmentarzu w nocy. Odpowiedziała im, że bała się, kiedy jeszcze żyła... Ruszamy?

Płacą mi taką kasę za te wywiady, że mogę nawet położyć się na tych trumnach...
Są też szczątki widoczne za szybą. Mroczne miejsce. Był brat, który twierdził, że pewnej nocy, kiedy przechadzał się po tych korytarzach, trafił na... niewidzialną ścianę.

Może przesadził z balsamem kapucyńskim?
Nie żartował. Nigdy więcej już tutaj nie zszedł. Twierdził, że szedł korytarzem i nagle trafił na... ciężko to określić. Widział, co jest dalej, a konkretnie wyjście z podziemi, ale nie mógł się wydostać. Dopiero po chwili wybiegł na górę. Aktualnie niesie posługę w innym klasztorze. Był brat, który odprawiał tu kiedyś mszę świętą i... stwierdził, że nigdy więcej tutaj nie przyjdzie. Nikomu nie tłumaczył, co się stało. Żartowaliśmy z braćmi, że nawiedził go duch Księżnej Karoliny.

Kogo?
Księżnej Lubomirskiej. Książę Jerzy Ignacy Lubomirski, po przejęciu w 1723 roku majątku po rodzie Rozwadowskich, zlecił wybudowanie klasztoru i sprowadzenie Zakonu Kapucynów. Chciał, aby po zakończeniu budowy właśnie tu go pochowano. Po jego śmierci klasztor nie był jeszcze gotowy. Lubomirski zmarł 19 lipca 1753 roku, a mury klasztoru stanęły w Rozwadowie dwa miesiące później. Klasztor nie powstał przed śmiercią księcia, ponieważ od samego początku budowy prześladowały to miejsce nieszczęśliwe wypadki. A to spłonęły drewniane pomieszczenia z kaplicą, innym razem zupełnie zniszczone zostały fundamenty klasztoru. Wieść niosła, że są one następstwem hulaszczego trybu życia Lubomirskiego, a stałe przeszkody w budowie to kara za grzechy młodości. A było ich wiele, głównie obyczajowych.

Wszedłby tutaj brat sam w nocy i spędził kilka godzin?
Sami swoi (uśmiech). Nie miałbym większych problemów. Co nie oznacza, że jestem nieustraszony. Jak każdy człowiek boję się starości czy chorób. Służę pomocą w Ośrodku Pielęgnacyjno-Opiekuńczym przy ulicy Dąbrowskiego. Stale mam więc kontakt z ludźmi, którzy są na granicy życia i śmierci.

Msze święte z modlitwą o uzdrowienie, które odbywają się w klasztorze i, z tego co słyszałem, cieszą ogromną popularnością nie są krytykowane przez kościół?
Działamy zgodnie z Instrukcją Kongregacji Nauki Wiary na temat modlitwy o uzdrowienie, podpisanej przez byłego papieża - Josepha Ratzingera. Najbliższa msza święta o uzdrowienie odbędzie się 25 lutego. Przyjeżdżają wierni z całego regionu. Klasztor pęka w szwach...

Klasztor Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów - znajduje się w dzielnicy Stalowej Woli - Rozwadów, przy ulicy Klasztornej 27. Numer telefonu: 15- 842-03-24. Szczegółowe informacje na temat historii klasztoru, bieżące ogłoszenia, prezentacja zakonników oraz wiele innych ciekawych wiadomości na stronie internetowej: www. stalowawola.kapucyni.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie