Tarnobrzeg. Nie jest gładko na Wisłostradzie. Kierowcy krytykują efekty remontu

Kierowców na tarnobrzeskiej Wisłostradzie podrzuca i trzęsie: - Jedna wielka fuszerka. Chyba niemożliwe, że skończyli już remont - mówią. Mamy jednak złą wiadomość. W poniedziałek zaczyna się odbiór drogi wojewódzkiej.

Miało być pięknie i bezpiecznie. Na wyprofilowanie i nową nawierzchnię jedynej wylotowej dwupasmowej trasy, gdzie dochodziło do tragicznych wypadków kierowcy czekali od kilkunastu lat.

Długo oczekiwany remont zaczął się w październiku ubiegłego roku. Przez ten czas auta puszczano to jednym, to drugim pasem Wisłostrady. Kierowcy narzekali na dziury. A teraz, kiedy umożliwiono ruch całą szerokością, kierowcy rzucili się sprawdzać ustawienie kół, mając wrażenie, że telepanie to wina jakiejś usterki w aucie.

- Kiedy jedzie się pasem od strony jeziora ręce na kierownicy skaczą. Makabra. Jest po prostu nierówny - interweniują nasi czytelnicy. - Poza tym ledwo położona nawierzchnia, wygląda jakby była już łatana. Jeśli ktoś w mieście zdecyduje się odebrać drogę w takim stanie, to chyba powinien trafić do prokuratury.

Kto chce poczuć różnicę niech przejedzie się do Baranowa, albo od Jadachów w kierunku Nowej Dęby. Poczuje pierwszą klasę nawierzchni. - Tamta jest gładka jak stół, a nasza Wisłostrada jak fala! - oburzają się kierowcy na spartaczoną robotę.

Błędy pewnie były

Wisłostradę remontowało Świętokrzyskie Przedsiębiorstwo Robót Drogowych Trakt. Niektórzy mają nadzieję, że drogowcy położą jeszcze jedną warstwę asfaltu. Jednak kierownik budowy Andrzej Grzeszczyk potwierdza, że ostatnia warstwa już była i to już koniec prac przy nawierzchni… - W poniedziałek zaczyna się odbiór drogi - informuje.

Ale drogowcy już wiedzą, że nie powinni być z siebie dumni. - Na połączeniu działek, czyli kolejnych odcinków asfaltu nierówności są odczuwalne - przyznaje Grzeszczyk. - Może to wina błędów w ułożeniu i niedokładności. Według normy dopuszczalne nierówności nie powinny być większe niż 4 milimetry. Jakie są? Szef robót chciał zaczekać do poniedziałku, aż otrzyma oficjalne wyniki pomiarów.

Projektant zaś nie chce odpowiadać za wykonawcę. Wisłostrada została tak zaprojektowana, żeby zwiększyła się jej nośność do 115 kilonewtonów na oś, według normy europejskiej. Zakładając, że nie będą po niej jeździły czołgi może zapewnić, że wytrzyma bez remontu kolejne dziesięć lat. Cóż, skoro już nadaje się do poprawki.

Tańszy nie znaczy lepszy

Smaczku sprawie przydaje fakt, że początkowo przetarg na remont Wisłostrady wygrała firma Skanska. Mimo że jej oferta była o 130 tysięcy złotych wyższa niż pozostałych konkurentów. - Kierowaliśmy się zaufaniem, bo to firma znana i sprawdzona w naszych inwestycjach, modernizowała między innymi ulicę Warszawską - wyjaśnia Józef Michalik, rzecznik urzędu miasta.

Ale od wyniku przetargu dzisiejszy wykonawca remontu, firma Trakt odwołała się do Urzędu Zamówień Publicznych. I wygrała. Bo nie dość, że miała niższą cenę, to spełniała określone w specyfikacji zamówienia warunki dotyczące wykonania dobrej podbudowy drogi przy użyciu pożądanych maszyn.

Urzędnicy komentują, że nowa ustawa o zamówieniach publicznych jest chora. Dlatego, że o wyborze oferty decyduje wyłącznie najniższa cena. Okazuje się czasem, że taka inwestycja wychodzi na droższą. W przypadku Wisłostrady wykonawca zagwarantował trzyletnią rękojmię. Miasto może się domagać poprawek na koszt wykonawcy.