Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tragiczna tajemnica domu przy Piotrkowskiej

Marek Maciągowski
- Tragedia rozegrała się na tej posesji. Nie było wtedy wiat i garaży. Żydzi mieszkali po prawej, w oficynie z czerwonej cegły - mówi Jan Gołębiowski.
- Tragedia rozegrała się na tej posesji. Nie było wtedy wiat i garaży. Żydzi mieszkali po prawej, w oficynie z czerwonej cegły - mówi Jan Gołębiowski. M. Maciągowski
Ujawniamy ściśle skrywaną tajemnicę: dniu pogromu kieleckiego żołnierze w mundurach zamordowali w pobliskim domu siedmioro Żydów

. Zbrodnia nigdy nie została wyjaśniona.
4 lipca 1946 roku, w dniu pogromu na Plantach, grupa żołnierzy w mundurach weszła do domu przy ulicy Piotrkowskiej numer 71. Po wejściu żołnierzy słychać było pojedyncze strzały i serie z karabinu maszynowego.

Później podjechała wojskowa ciężarówka. Żołnierze opuścili tylną burtę pojazdu i zaczęli wynosić ciała zabitych za ręce i nogi. Najpierw poukładali ich obok samochodu, a potem zwłoki wrzucono na skrzynię. Wśród zabitych była tęga kobieta, którą kilkakrotnie próbowano wrzucić na samochód, aż wreszcie się udało. Zabitych zostało siedem osób, wszystkie narodowości żydowskiej.

Sprawa morderstwa na Piotrkowskiej 72 nigdy nie wyszła na jaw podczas sądzenia sprawców pogromu kieleckiego. Przez kilkadziesiąt lat po pogromie nikt o tej zbrodni nie mówił, nie znaleziono jakichkolwiek akt sprawy. Dlaczego? Czy dlatego, że odpowiedzialnością za pogrom od razu obarczono mieszkańców miasta, a zupełnie pominięto udział w zbrodni wojska i milicji? Tu nagle miało wyjść na jaw, że zbrodni dokonali ludzie w mundurach.

MÓWIĄ ŚWIADKOWIE

Jan Gołębiowski, choć wówczas miał tylko osiem lat, doskonale pamięta tamte wydarzenia. Dom, w którym jego ojciec Romuald prowadził piekarnię, stał przy Piotrkowskiej 75, na rogu Żelaznej, niedaleko przejazdu kolejowego.

- Bawiłem się na podwórku, wchodziłem na sterty poukładanego drewna, którym paliło się w piecu. W pewnej chwili zrobiło się zamieszanie. Po Piotrkowskiej szli robotnicy w stronę miasta. Krzyczeli, mieli jakieś rurki. Mama zawołała mnie do domu. Poszedłem, a potem z balkonu wychodzącego na ulicę Piotrkowską zobaczyłem grupę żołnierzy. Szli od Zagnańskiej. Jeden z żołnierzy niósł karabin maszynowy. Obstawili posesję, trzy domy od nas. Potem słychać było strzały. Mama zawołała mnie do domu.
Żołnierza strzelającego zza płotu w stronę okna stojącego nieco w podwórzu domu przy Piotrkowskiej 71 zapamiętał doskonale Władysław Gołębiowski. Miał wtedy siedem lat. Wyszedł na balkon.

- Zobaczyłem żołnierza. Przyklęknął przy płocie i zaczął strzelać w okno. Potem był szum, gwałt, zamieszanie. W pamięci dziecka pozostał jeszcze jeden fakt. Niedaleko domu była tablica do rozlepiania afiszy. Podjeżdżał tam człowiek na rowerze i rozklejał ogłoszenia, ludzie przychodzili, czytali. Pamiętam zamieszanie i jakiegoś człowieka, który głośno rozpowiadał, że Żydzi porwali chłopca, żeby wziąć krew na macę. Wtedy się bałem, teraz myślę, że to mógł być jakiś prowokator - mówi Władysław Gołębiowski.

Stoimy z Janem Gołębiowskim przy Piotrkowskiej w miejscu, gdzie stał dom, w którym mieszkał Jan Gołębiowski z rodziną. Ten dom już nie istnieje, ale był podobny do stojącego do dziś domu przy Piotrkowskiej 71. Z balkonu wysuniętego na ulicę doskonale było widać wszystko, co działo się dookoła i dwa domy dalej.

ZWŁOKI NA CIĘŻARÓWCE

Po jakimś czasie z podwórza na Piotrkowskiej 71 zaczęto na ulicę zaczęto wynosić zwłoki zabitych.

- Znów wyszedłem na balkon. Zobaczyłem jak podjechał samochód ciężarowy. Żołnierze opuścili tylną burtę, za ręce i nogi zaczęli tych ludzi wrzucać na samochód. Jednej tęgiej Żydówki nie mogli wrzucić i ciało dwa razu uderzało o burtę, potem spadało. Dopiero za trzecim razem podszedł jeszcze jeden żołnierz i popchnął ciało na samochód - mówi Jan Gołębiowski.

Scenę wrzucania ciał na samochód widział też Stanisław Borowiec. Miał wtedy 19 lat, terminował u Romualda Gołębiowskiego. Był na Plantach, bo poszedł, gdy szli tam robotnicy, ale wrócił, gdy zobaczył tam strzelających w okna budynku żołnierzy. Przy Piotrkowskiej 71 zobaczył ludzi wrzucających ciała na ciężarówkę. Rozpoznał nawet tęgą kobietę, bo wcześniej widział jak opalała się na podwórzu. Nie może tylko dziś sobie przypomnieć, czy na samochód ciała wrzucali żołnierze, czy cywile.

Tam był tłok, zamieszanie. W mieście był jakiś nienormalny ruch i gwar. Ludzie zachowywali się nienormalnie. Patrzyli, szukali, kto Żyd, kto nie Żyd. Widziałem ten tłum ludzi w kombinezonach, ale czy byli to naprawdę robotnicy z Ludwikowa, czy może jacyś przebrani, podstawieni? Kto to wie? - mówi Stanisław Borowiec.

ZNAKI ZAPYTANIA

Czy relacja świadków zbrodni przy Piotrkowskiej mówi o nieznanej dotąd zbrodni wojska lub innych służb mundurowych?

Prokurator Krzysztof Falkiewicz z kieleckiej delegatury Instytutu Pamięci Narodowej, prowadzący śledztwo w sprawie pogromu kieleckiego, mówi, że wątek ten pojawił się dopiero niedawno. Wcześniej, choć zeznawało w sprawie bardzo wielu świadków, którzy opisywali różne, nawet mniej ważne epizody, nikt nigdy nie wspomniał o morderstwie na Piotrkowskiej.

- Wydaje się mało prawdopodobne, by nikt w Kielcach o morderstwie na Piotrkowskiej nie słyszał i nie wspomniał, jednak wersja ta będzie sprawdzana - mówi prokurator Krzysztof Falkiewicz.

O sprawie zawiadomił Instytut Pamięci Narodowej ksiądz prałat Edward Skotnicki, który uważa, że tę sprawę należy do końca wyjaśnić. Wcześniej Jan Gołębiowski opowiedział o tym, co widział, księdzu profesorowi Janowi Śledzianowskiemu, autorowi książki "Pytania nad pogromem kieleckim".

Sędzia Andrzej Jankowski, zajmujący się sprawą pogromu, mówi, że Instytut Pamięci Narodowej sprawdza wątek morderstwa na Piotrkowskiej.

- Trudno cokolwiek na ten temat twierdzić, ale nie da się tego wykluczyć. Wśród 42 ofiar pogromu 22 osoby miały rany postrzałowe i zadane bagnetami, co wskazuje jednoznacznie na udział w pogromie wojska i służb mundurowych.

Sędzia Jankowski zauważa jednak, że ludzie w mundurach nie musieli być żołnierzami, ale na przykład mogli to być milicjanci, noszący na wojskowych mundurach tylko opaski, czy funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa lub innej formacji. Zwraca też uwagę na fakt, że ludzka pamięć jest ułomna, po tylu latach mogły się zatrzeć wspomnienia morderstwa dokonanego na Żydach przy likwidacji obozu pracy, który działał w tamtym rejonie już po zgładzeniu Żydów z kieleckiego getta.

KTO WIDZIAŁ, KTO WIE?

Na Piotrkowskiej 71 w domy przy ulicy i w oficynach mieszkało kilkadziesiąt osób. Wrzucanie zwłok na samochód też musiało widzieć więcej osób. Czy znajdą się jeszcze inni świadkowie zbrodni? Czy tajemnicę zbrodni przy Piotrkowskiej pomogą rozwiązać nasi czytelnicy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie