MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dlaczego rzuciła dzieckiem o ziemię?

Michał Nosal
Podczas pierwszej rozprawy oskarżona dwukrotnie starała się porozmawiać ze swą panią mecenas. Ta raz machnęła ręką, by jej nie przeszkadzać, bo słucha zeznań świadka. Innym razem na migi dała znać, że telefon, przez który oskarżona może rozmawiać zza szyby, nie działa i nic nie słychać.
Podczas pierwszej rozprawy oskarżona dwukrotnie starała się porozmawiać ze swą panią mecenas. Ta raz machnęła ręką, by jej nie przeszkadzać, bo słucha zeznań świadka. Innym razem na migi dała znać, że telefon, przez który oskarżona może rozmawiać zza szyby, nie działa i nic nie słychać.
Ruszył proces młodej kielczanki podejrzewanej o usiłowanie zabójstwa niemowlaka. Ta sprawa wiosną wstrząsnęła naszym województwem.

Wyszarpnęła mojego półtorarocznego synka z wózka i rzuciła go na chodnik, jak szmacianą lalkę - opowiadała przed sądem matka dziecka, które wiosną omal nie straciło życia. 21-latka oskarżona o próbę zabójstwa chłopczyka stanęła przed sądem. Mówi, że nie chciała zabić.

Wiosną 2008 roku o tej sprawie było w Kielcach głośno. Były dyskusje, oceny, plotki, ale nikt do końca nie wiedział, co dokładnie rozegrało się 21 kwietnia przed apteką przy ulicy Wojewódzkiej. Teraz przed Sądem Okręgowym w Kielcach zaczął się proces 21-latki oskarżonej o to, że rzucając na chodnik dziecko wyjęte wcześniej z wózka, chciała je zabić.

MAMA I BABCIA

Oskarżona to niewysoka dziewczyna z ciemnymi włosami spiętymi w dwa kucyki. 21-latka wychowywana przez mamę i babcię. Uczyła się w trzeciej klasie liceum, w tym roku miała zdawać maturę. Latem zeszłego roku poznała chłopaka, pierwszego "na poważnie". Szukała go, bo w planach była studniówka. Sprawy skomplikowały się, gdy zaszła w ciążę.

- Pamiętam, jak moja matka powiedziała słowa "trzeba się pozbyć bachora". Poszłyśmy do prywatnego gabinetu lekarza. Mówił, że po zastrzykach za dwa tygodnie znowu powinnam mieć okres - opowiadała dziewczyna.
Dwa zastrzyki zrobiła jej sąsiadka. 21-latka relacjonowała, że brała również antybiotyki i środki na przeczyszczenie.

WKURZYŁA SIĘ

- Byłam wściekła na swoją ciążę - tłumaczyła przed sądem. - Dziewczyny w szkole dokuczały mi, że nie mogę dać sobie rady. Wymyśliły listę rzeczy, których nie wolno mi robić. Kochałam sport, a teraz nie mogłam nawet zagrać w głupiego ping-ponga na wychowaniu fizycznym. Pani w szkole powiedziała, że nie będę mogła się dalej uczyć, bo będę się musiała zajmować dzieckiem. Wkurzyłam się na nią. Dopiero potem w areszcie zrozumiałam, że nie było sensu jej słuchać.

Lekarze oceniali, że gdy półtoramiesięczny chłopczyk trafił do szpitala, był w ciężkim stanie, zagrażającym jego życiu. Miał krwiaka, stłuczenie mózgu, złamania kości czaszki. Cierpiał. Przez około tydzień zostawał na oddziale intensywnej terapii szpitala dziecięcego. Potem przeniesiono go na inny oddział. Ze szpitala został wypisany po miesiącu. Teraz - jak opowiadała przed sądem jego mama - stan dziecka określany jest jako prawidłowy dla wieku, w jakim jest malec. Mimo to chłopczyk jest pod stałą kontrolą neurologa, chirurga i okulisty.

W dniu, gdy rozegrała się tragedia, 21-latka wróciła ze szkoły około godziny 13. W planach miała zrobienie zdjęć potrzebnych do dyplomu. Do fotografa chciała iść z koleżanką.

- Gdybym poszła z nią, to wszystko by się nie stało. Ale babcia nie chciała dać mi pieniędzy. Powiedziała, że one (babcia i mama - przyp.red.) pójdą ze mną. Chciałam elegancko się ubrać, a nie mogłam zmieścić się w ulubione spodnie. Myślałam, że nigdy po ciąży nie wrócę do swojej wagi. Jeszcze bardziej zdenerwowało mnie, gdy w punkcie fotograficznym przy ulicy Wojewódzkiej zastałyśmy na drzwiach karteczkę, że jest zamknięte do godziny 14 - opowiadała oskarżona. Razem z babcią i mamą postanowiły zaczekać przed punktem.
- Kurtka, którą miałam na sobie, uciskała mnie. Oddałam ją mamie - wspominała 21-latka.

MAŁY SPAŁ

Tego samego dnia, gdy oskarżona była jeszcze w szkole, kielczanka starsza od niej o dziesięć lat, wyszła na spacer ze swoim synkiem. Półtoramiesięczny chłopiec był ubrany w błękitny kombinezon z gwiazdkami. Leżał w głębokim wózku przykryty kocykiem. Malec niedawno zasnął.

- O godzinie 14 miałam odebrać córkę z przedszkola. Kiedy przechodziłam nieopodal niego, spojrzałam na zegarek. Miałam jeszcze dziesięć minut. Pomyślałam, że zajrzę do apteki - opowiadała mama chłopczyka.
Podczas pierwszej rozprawy słuchając zeznań oskarżonej płakała. Gdy sama zaczęła opowiadać o kwietniowej tragedii, uspokoiła się. Mówiła rzeczowo. Głos załamał jej się jedynie, gdy przyszło pokazać, w jaki sposób obca kobieta obeszła się z malcem.

SĄDZIŁA, ŻE TO PORWANIE

- Idąc do apteki mijałam punkt fotograficzny. Stały przed nim trzy kobiety. Nie patrzyłam w ich stronę, bo usłyszałam jak w ich rozmowie padają przekleństwa. Postawiłam wózek przy wejściu do apteki, unieruchomiłam koła hamulcem i weszłam zobaczyć, jak duża jest kolejka - relacjonowała matka dziecka.
Kolejka była duża. Kończyła się tuż przy przed drzwiami prowadzącymi do przedsionka apteki. Ostatnia w ogonku była 68-letnia emerytka. Kobieta chodziła o kulach, bo niedawno miała operację nogi. Ona też zeznawała w tym tygodniu przed sądem.

- Ta pani weszła, zapytała czy jestem ostatnia i powiedziała, że jest z wózkiem. Pokazała mi go. Wtedy zobaczyłyśmy, jak jakaś kobieta doleciała do wózka, schyliła się nad nim i wyszarpnęła z niego dziecko. Matka wypadła na zewnątrz, a ja krzycząc, że kradną dziecko, ruszyłam za nią - opowiadała kobieta.

JAK SZMACIANĄ LALKĘ

O tym, co się stało później, wszyscy zgodnie mówią, że trwało ułamki sekundy. W tym wersje oskarżonej i matki malca się zgadzają.
- Przy wózku byłyśmy niemal równocześnie - mówiła mama chłopca. - Tamta kobieta wyjęła moje dziecko i rzuciła je na chodnik, jak szmacianą lalkę. Synek upadł przed moimi nogami, twarzyczką do chodnika. Kiedy go podniosłam, nie płakał. Robił się siny. Dopiero, gdy zaczęłam do niego krzyczeć, zaczął płakać. Pani z apteki wzięła dziecko ode mnie, bo obawiała się, że synek może mieć uszkodzony kręgosłup. Weszłyśmy do środka.

- Zajście miało miejsce, ale ja nie chciałam zabić tego dziecka. Nie czułam do niego złości - wyjaśniała oskarżona. - Kiedy kobieta z wózkiem nas mijała, mama powiedziała, że taki wózek by nam się przydał. Pomyślałam, że można by go ukraść. Porozmawiałam o tym z mamą. Ja miałam podejść i przejechać kawałek, a potem przekazać go mamie.

JAKBY W NIĄ DIABEŁ WSTĄPIŁ...

Przed sądem 21-latka potwierdzała wcześniejsze zeznania, że jej matce zdarzyło się kiedyś ukraść bluzkę, ona sama zaś wyniosła coś ze sklepu z tanią odzieżą. Ciężarna 21-latka znalazła się przy wózku.

- Kiedy zorientowałam się, że w środku jest dziecko, chciałam je wyjąć i położyć na chodniku. Jak miałam dziecko na rękach, wszyscy zaczęli się drzeć i to dziecko mi wypadło. Wystraszyłam się. Przeszłam na drugą stronę ulicy. Pamiętam, że kłóciłam się jeszcze z jakąś panią - tłumaczyła oskarżona.
Kłóciła się ze wspomnianą już 68-latką. Kobieta o kulach wyszła przed aptekę i gdy inni zajęli się dzieckiem, obserwowała, co robi dziewczyna, która chwilę wcześniej miała chłopczyka w rękach.

- Ona kawałek odeszła, przeszła na drugą stronę ulicy Wojewódzkiej i wróciła na wysokość apteki. Irytowało mnie to, że cały czas ironicznie się uśmiechała - mówiła przed sądem 68-latka. - Wiem, że do niej krzyczałam. To był wrzask. Pytałam, co zrobiła. Czy wie, że zabiła dziecko. Nie wiem, co jeszcze jej powiedziałam. Może jej ubliżyłam. Wtedy jakby w nią diabeł wstąpił. Zaczęła krzyczeć, tupać. Potem powiedziała, że ze wszystkimi bękartami tak będzie robić. To zabrzmiało jak groźba. Jak gdyby za chwilę miała wziąć kolejne dziecko. Zamurowało mnie.
- Jaki oskarżona miał stosunek do dzieci? - dopytywała sędzia.
- Nie obchodziły mnie - padła odpowiedź oskarżonej.

BABCIA TŁUMACZYŁA

68-latka zapamiętała, że do oskarżonej podeszła jakaś kobieta. Dała jej kurtkę, coś powiedziała. Potem przyjechały karetka i radiowóz. To wtedy emerytka straciła 21-latkę z oczu.
- Mama podała mi kurtkę i klucze do domu. Babcia mówiła, żebyśmy szybko szły - wspominała oskarżona. - Poszłam z nią na autobus numer 46 i pojechałyśmy do centrum, zrobić zdjęcia u innego fotografa. Nie zdawałam sobie sprawy, że zrobiłam coś złego. Dotarło to do mnie dopiero na ulicy Żytniej, gdy babcia zaczęła mi tłumaczyć. Powiedziała, żebym poszła z nią do domu i się przebrała. Mówiła też, żebym nikomu nie otwierała drzwi.

W dzień tragedii cała kielecka policja szukała kobiety, która rzuciła dziecko. Około godziny 19 policjanci zatrzymali trzy kobiety. Oskarżoną teraz 21-latkę, jej mamę i babcię. Najmłodsza z zatrzymanych została w celi. Dwie pozostałe policjanci zwolnili. 21-latka została tymczasowo aresztowana. O swej mamie dziewczyna mówiła podczas przesłuchań złe rzeczy. Babcię nazywała swym oparciem. Matka odmówiła składania wyjaśnień przed sądem, babcia chce zeznawać. Na sądowym korytarzu mówiąc podniesionym głosem - niby to sama do siebie - broni wnuczki. Ma pretensje, że wymiar sprawiedliwości czegoś od 21-latki chce. Kolejna rozprawa na początku grudnia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie