Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chmielów wspomina tragiczne wydarzenia z 2 września 1939 roku

Klaudia TAJS [email protected]
Kiedy zaczęło się bombardowanie, była szósta wieczorem i wracałem do domu, bo tato chciał, byśmy dachówkę na dach domu z wozu zrzucili - wspomina Tadeusz Biela z Chmielowa.
Kiedy zaczęło się bombardowanie, była szósta wieczorem i wracałem do domu, bo tato chciał, byśmy dachówkę na dach domu z wozu zrzucili - wspomina Tadeusz Biela z Chmielowa. K. Tajs
W rocznicę bombardowania przed szkołą zostanie odsłonięty obelisk, upamiętniający tragiczne wydarzenia

- Kiedy na wieś spadły pierwsze bomby, zrzucałem z ojcem dachówkę z wozu -wspomina 83-letni Tadeusz Biela z Chmielowa. Niestety, jedna z bomb zabiła mu ojca, a jemu urwała nogę. Do tragicznych wydarzenia z 2 września 1939 roku, kiedy niemieckie bomby zrównały z ziemią wieś, pan Tadeusz wróci podczas wtorkowego odsłonięcia symbolicznego obelisku przed tamtejszą szkołą.

Pierwsze dni II wojny światowej w historii Chmielowa, wsi, która dziś jest największym sołectwem na terenie gminy Nowa Dęba, zapisały się szczególnie tragicznie. Dzień po wybuchu wojny, drugiego września, samoloty niemieckie zbombardowały wieś. Kilkunastogodzinna akcja miała tragiczne skutki. Zginęło ponad 50 osób. Były setki rannych Większość domów zrównano z ziemią. Do dzisiaj cel zrzutu bomb budzi wiele dyskusji. Nie milkną także opowieści ludzi, którzy przeżyli tragedię. I choć żyje ich coraz mniej, bo w samym Chmielowie zaledwie kilka osób, większość pojawi się drugiego września w pobliżu miejscowej szkoły na odsłonięciu obelisku, który upamiętni te tragiczne wydarzenia.

PRZED BOMBAMI ZA STODOŁĘ

Drugiego września 1939 roku Tadeusz Biela miał 13 lat. Na kilka minut przed zrzutem pasł krowy. - Była szósta wieczorem i wracałem do domu, bo tato chciał, byśmy dachówkę na dach domu z wozu zrzucili - wspomina. - Nawet 16 ich nie przerzuciliśmy, kiedy patrzę w niebo, a tu szklą się samoloty. To były jednopłatowce. Było ich ponad 30. Mówię do taty: "Chodź, położymy się na ziemi w bezpiecznym miejscu, bo mnie tak w szkole uczyli". Ale ojciec złapał mnie za rękę, wziął za stodołę i zaczął się modlić "Pod Twoją obronę". Trzy bomby w parku spadły, trzy na placu.

Kolejne bomby spadły już na dom i budynki gospodarcze rodziny pana Tadeusza. - Jedna koło studni, mnie nogę urwało, ojca zabiło, koń wybiegł ze stodoły, rozpruło go i też zabiło - wspomina mężczyzna. - Dom też porugowało. Dachówka, którą przygotowywaliśmy na dach, rozsypała się w drobny mak.
Przez następne godziny, kiedy z nieba leciał deszcz bomb, kilkunastoletni Tadeusz Biela chciał tylko przeżyć. - Postanowiłem uciec, ale nogi nie miałem i uciekałem na kikucie - wspomina. - Chciałem przejść przez płot, ale zawadziłem o drut. Myślę sobie, że nogę do góry podniosę, patrzę, a tu krew. Dopiero wtedy zrozumiałem, że nie mam nogi. Na szczęście przyszedł szwagier, wziął chustę od siostry, zawiązał za kolanem i odniósł mnie w krzaki. Ojca położyli dalej i przykryli trawą. Tam pan Tadeusz przeleżał przez kilka godzin.

Bomby spadały przez kilkanaście godzin, do następnego dnia. Celem stały się cegielnia, młyn i wszystkie budynki leżące wzdłuż torów kolejowych. Jak mówi pan Tadeusz, we wsi tylko trzy domy zostały, kościół i plebania.

Kiedy samoloty odleciały, a nad Chmielowem było widać tylko biały dym i kurz, po rannych przyjechały samochody z tarnobrzeskiego szpitala. - Do dziś pamiętam, jak rzucili mnie na ostatni wóz - wspomina starszy mieszkaniec Chmielowa. - Słoma strasznie raziła mnie w kikuta. Czułem każdy dołek. Jak sobie to dziś przypominam, to mi się zimno robi.

W tarnobrzeskim szpitalu pan Tadeusz przeleżał dwa tygodnie. Lekarze amputowali mu nogę. - W końcu mama zabrała mnie ze szpitala, bo już dłużej leżeć nie chciałem - wspomina. - Na plecach mnie do Chmielowa doniosła.

DLACZEGO CHMIELÓW?

Jeszcze do niedawna cel bombardowania wsi nie był jasno określony. Istniało na ten temat kilka teorii. Pierwsza z nich mówiła o tym, że Chmielów został pomylony przez lotnictwo niemieckie z pobliską wytwórnią amunicji w Nowej Dębie. Druga wersja wskazywała, jakoby atak był konsekwencją prywatnych zatargów z Niemcami mieszkającymi w Chmielowie, upokorzonymi po I wojnie światowej. Jeden z nich był w czasie II wojny oficerem Luftwaffe. Kolejny wątek prowadził do miejscowego tartaku, będącego własnością rodziny Tarnowskich, którzy handlowali materiałem drzewnym z niemieckimi spółkami, w tym z Fussmann, zaopatrującymi Luftwaffe.

Pan Tadeusz ma swoją wersję, która częściowo dotyczy tartaku. - Tam mieszkał Żyd, co z Niemcami miał spółkę i przesyłał im deski - przekonuje pan Tadeusz. - Ale przed samym wybuchem wojny w transporcie do Niemiec nie było najlepszych desek, tylko ostatni gatunek. Wtedy Niemcy zapowiedzieli, że jak będzie wojna, to pierwsze bomby na jego dom upadną. Dom stał w pobliżu dzisiejszej przychodni zdrowia. Ale Żyd uciekł do Francji czy gdzieś tam. Został tylko syn, a służącą zabiło. Potem i o synu słuch zaginął.

CEL BYŁ KONKRETNY

Jednak w ostatnim czasie, dzięki uporczywym staraniom Tomasza Sudoła z Nowej Dęby, absolwenta Wydziału Historii Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, prywatnie syna Jerzego Sudoła, byłego wicestarosty tarnobrzeskiego, udało się odnaleźć dokumenty, świadczące o celowości zrzutu bomb na Chmielów. - Tomek dotarł do akt Bundeswehry i notatek lotników, biorących udział w bombardowaniu Chmielowa - tłumaczy Jerzy Sudoł. - Z informacji wynika, że lotnicy otrzymali konkretne rozkazy zrzutu bomb na bahnhof w Chmielowie i Tarnobrzegu. Dokładniej chodziło im o dworce i stacje przeładunkowe. Ponieważ w Chmielowie tory kolejowe biegną przez całą wieś, a stacja przeładunkowa znajduje się niemal w centrum, zniszczeniu uległa większość domów.

Członkowie Nowodębskiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego, którego Jerzy Sudoł jest współzałożycielem, od dawna badają historię bombardowania Chmielowa. Wydarzeniom z drugiego września poświęcili odrębny zeszyt, w którym zamieszczono między innymi kopie dokumentów, będących własnością archiwum w Rzeszowie. To nazwiska rannych z Chmielowa, przyjętych do tarnobrzeskiego szpitala. - To tylko cząstka informacji, jakie udało nam się zebrać - dodaje Jerzy Sudoł. - O tragedii w Chmielowie trzeba mówić. Dlaczego tamtejsza społeczność ma pozostawać w cieniu innych mieszkańców Polski, tych, którzy doznali krzywd podczas wrześniowych wydarzeń. Należy nagłośnić ich krzywdę, tym bardziej że strona niemiecka w ostatnich latach wraca do tematu odszkodowań dla wypędzonych Niemców z terenów Polski. A kto zapłaci za krzywdy mieszkańców Chmielowa, którzy stracili swoich bliskich i domy? Może właśnie teraz jest ten czas, by o tym pomyśleć.

WSPOMNIENIA PRZY POMNIKU

Tadeusz Biela powoli wylicza, kto jeszcze w Chmielowie pamięta czasy bombardowania. - Są Jasiek, Honorka, ale ilu z nas już umarło... - ubolewa pan Tadeusz. - We wsi zostały nas cztery osoby. Ja najgorzej na tym wyszedłem, bo nogę straciłem.

Wnuczka pana Tadeusza zapowiedziała, że zawiezie dziadka na wtorkowe uroczystości odsłonięcia pamiątkowego kamienia, jaki stanął przed budynkiem miejscowej szkoły podstawowej. Po wielu latach starań mieszkańcy Chmielowa będą mieli miejsce, które będzie przypominało o tragicznych wydarzeniach z drugiego września 1939 roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie