Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zarejestrowała się jako dawca szpiku i... uratowała życie młodemu Amerykaninowi

Iza BEDNARZ [email protected]
Renata Rafa podczas zabiegu w klinice hematologicznej w Dreźnie.
Renata Rafa podczas zabiegu w klinice hematologicznej w Dreźnie.
Renata Rafa, absolwentka Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach, uratowała życie 19-letniemu chłopakowi z Ameryki, choremu na białaczkę. Zarejestrowała się w ubiegłym roku podczas Dnia Dawcy Szpiku w Kielcach

Renata Rafa

Renata Rafa, która uratowała życie 19-letniemu chłopakowi ze Stanów Zjednoczonych, zaprasza na Dzień Dawcy w Kielcach, 17 marca, w rektoracie Uniwersytetu
Renata Rafa, która uratowała życie 19-letniemu chłopakowi ze Stanów Zjednoczonych, zaprasza na Dzień Dawcy w Kielcach, 17 marca, w rektoracie Uniwersytetu Jana Kochanowskiego.

Renata Rafa, która uratowała życie 19-letniemu chłopakowi ze Stanów Zjednoczonych, zaprasza na Dzień Dawcy w Kielcach, 17 marca, w rektoracie Uniwersytetu Jana Kochanowskiego.

Renata Rafa

Urodziła się 19 kwietnia 1985 roku w Tuchowie. Pochodzi z malej miejscowości w Małopolsce, która się nazywa Gromnik. Absolwentka XVI Liceum Ogólnokształcącym w Tarnowie. W październiku 2004 roku rozpoczęła studia na kierunku resocjalizacja i profilaktyka społeczna na Uniwersytecie Jana Kochanowskiego w Kielcach. Uzyskała tytuł magistra w 2009 roku. 7 maja 2009 r. zarejestrowała się w bazie dawców szpiku Fundacji DKMS Polska. 15 września 2009 r. oddała część swoich komórek macierzystych szpiku chłopakowi choremu na białaczkę. Od kilku miesięcy pracuje w Fundacji DKMS Polska w dziale rekrutacji dawców.

Iza Bednarz: * Jak to się stało, że zarejestrowałaś się w ubiegłym roku podczas Dnia Dawcy w Kielcach. Czy myślałaś wcześniej o tym, żeby zostać dawcą szpiku?
Renata Rafa: - To był impuls. Moja koleżanka usłyszała, że będzie organizowany na Uniwersytecie Jana Kochanowskiego Dzień Dawcy, bo byli poszukiwani dawcy szpiku dla dwóch chłopców z naszego terenu, którzy chorowali na białaczkę. Powiedziała mi: oddasz cztery mililitry krwi i być może uratujesz komuś życie. Pomyślałam sobie: cztery mililitry, to niedużo, co mi szkodzi? Oddałam, zarejestrowałam się i wyszłam nie myśląc specjalnie o tym, co zrobiłam. Ten okres, w którym się zarejestrowałam, był dla mnie bardzo zajęty, bo broniłam pracy magisterskiej.

* Nie konsultowałaś z rodziną swojej decyzji?
- Nie, przecież jestem dorosła. Nie rozmawiałam z nikim o tym, w ogóle zapomniałam o całej sprawie. Po dwóch miesiącach zadzwoniła do mnie Kinga Dubicka, dyrektor Fundacji DKMS Polska i zapytała, czy mam chwilę, żeby porozmawiać, czy nadal chcę być dawcą, czy nic się nie zmieniło. To był moment zastanowienia. Ale zgodziłam się. Wcześniej czytałam w Internecie jak wygląda sam zabieg.

* Jak zareagowała rodzina, bo wtedy już musiałaś powiedzieć?
- Delikatnie mówiąc rodzice nie byli zachwyceni. Wiadomo, powszechnie dawstwo szpiku kojarzy się z wielką igłą wbijaną w kręgosłup i z paraliżem. Wielu ludzi tak myśli. Ja konsultowałam te opinie z lekarzami, sporo na ten temat czytałam i wiedziałam, że to nie jest wielka igła w kręgosłupie tylko dwie małe wkłuwane do żył w rękach. Nic strasznego. Zgodziłam się, pojechałam na pierwsze badania do Tarnowa. Drugie badania miałam w klinice w Dreźnie, gdzie nastąpiło pobranie.

* Kto finansował te badania, przejazd, koszty pobytu w klinice?
- Wszystkie koszty pokrywa fundacja. Miałam opłacony samolot, pobyt, wszystkie potrzebne sprawy. Nie martwiłam się o nic. Ponieważ nie mówię po niemiecku, miałam lekarza - tłumacza, towarzyszyła mi Kinga, gdyż byłam pierwszym dawcą, więc opiekowała się mną szczególnie. Zameldowałam się w klinice w Dreźnie o godzinie 8, przeszłam cztery godziny badań, uświadamiania, na czym polega zabieg, że nie zagraża zdrowiu itd. Tłumaczyli mi ze wszystkimi szczegółami, po co jakie badanie, wyjaśniali, że chodzi też o biorcę, bo najmniejsza moja infekcja mogłaby okazać się dla niego śmiertelna, bo przecież w związku z przeszczepem nie posiada on własnej odporności, jego własne komórki szpikowe są niszczone. Takie dokładne badania są robione zwykle na dwa tygodnie przed zabiegiem. Po badaniach wróciłam do domu. Na pięć dni przed zabiegiem wróciłam do Drezna i zaczęłam przyjmować tzw. czynnik wzrostu, to substancja naturalnie produkowana przez organizm w momencie infekcji. Ja przyjmując ten czynnik wzrostu oszukuję organizm, że jestem chora, a on wzmaga produkcję komórek macierzystych w szpiku.

* Jak się wtedy czułaś?
- Są objawy grypopodobne, gorączka, ktoś może czuć się słabo, odczuwać bóle kości. Ja dopiero poczułam działanie tego leku ostatniego dnia. Rano poszłam na pobranie. Podaje się, że pobranie trwa 3-4 godziny, u mnie trwało dwie.

* Była straszna igła w kręgosłup?
- Nic podobnego (śmiech). Były dwie małe igły wkłute w żyły w rękach. Siedziałam sobie w wygodnym fotelu, z jednej ręki krew płynęła do separatora, tam były wytrącane komórki, one pozostawały w separatorze, a ja dostawałam do drugiej ręki oczyszczoną krew bez komórek macierzystych.

* Nic nie boli?
- Nic nie boli, podobnie jak przy oddawaniu krwi. Po zabiegu zostałam odłączona od aparatury, zmierzono mi ciśnienie, wypiłam kawę i dowiedziałam się komu oddałam swoje komórki. W moim przypadku to był 19-letni chłopak ze Stanów Zjednoczonych, który chorował na białaczkę.

* To wszystko?
- Wszystko. Potem poszłam się zdrzemnąć do hotelu, bo kiedy przefiltruje się krew, człowiek jest trochę zmęczony. Po dwóch godzinach drzemki, poszłam zwiedzać Drezno.

Dzień Dawcy w Kielcach

Dzień Dawcy w Kielcach

Rejestracja potencjalnych dawców odbywać się będzie w środę, 17 marca, w budynku rektoratu uniwersytetu przy ulicy Żeromskiego 5 w Kielcach w godzinach 11-19. Do rejestracji należy zabrać ze sobą dowód osobisty lub inny dokument tożsamości z numerem PESEL.

* Wiesz, jak się czuje tamten chłopak?
- Dwa tygodnie temu dowiedziałam się, że żyje i że czuje się dobrze. Wygrał. Znalazł igłę w stogu siana. Ciągle wracam myślami do tego "mojego" genetycznego bliźniaka. Chciałabym go kiedyś spotkać i opowiedzieć mu moją część naszej wspólnej historii. Dawca i biorca mogą się ze sobą spotkać, jeśli ustawodawstwa obydwóch krajów na to zezwalają. W naszym przypadku istnieje taka możliwość. Z tego, co wiem mój bliźniak genetyczny przebywał w Stanach w momencie przeszczepu, a moje komórki zostały tam przewiezione z kliniki w Dreźnie przez kuriera. Teraz przez dwa lata mogę pozostawać z nim w kontakcie anonimowym, czyli możemy do siebie pisać listy, ale przechodzą one przez fundację, która dba, aby nie było w nich żadnych danych osobowych ani informacji, które pozwolą nam się ze sobą skontaktować. Z niecierpliwością oczekuję na to spotkanie!

* Jak się czuje, kiedy się komuś uratuje życie?
- Jest ogromna satysfakcja, bo ktoś dzięki mnie chodzi po tym świecie, jest dla kogoś ciągle bratem, synem, chłopakiem. Po prostu żyje. No przecież to jest najważniejsze… Przykre jest to, że nie udało się pomóc tym dwóm chłopcom, dla których była organizowana akcja w Kielcach.

* Zrobiłabyś to jeszcze raz, gdyby znowu zadzwonili do ciebie z fundacji i powiedzieli: "Halo, Renata, czy masz chwilę, żeby porozmawiać?"
- Zrobiłabym to. Z pewnością!

* Jak rodzina przyjęła twoją eskapadę i to, co się działo z tobą?
- Rodzice na początku traktowali to jako kolejny wyraz mojego uporu w dążeniu do celu. Najwięcej obiekcji miał mój tato, ale później jak mnie zobaczył po zabiegu całą i zdrową, że nic mi się nie stało, że chodzę, uśmiecham się i teraz jak mu powiedziałam, że ten chłopak żyje, to ucieszył się.

* Może nawet jest z ciebie dumny?
- Tego mi nie powiedział.

* Pewnie dojrzewa do tego, wiesz, żeby cię nie zepsuć od razu.
- To za parę lat może mi powie (śmiech).

* A co sobie myślą twoi bracia, sądzą, że upadłaś na głowę czy może chwalą się siostrą - bohaterką?
- Młodszy, 10-letni już jest obeznany w temacie i postanowił, że będzie dawcą szpiku. A starszy, 21-letni sceptycznie podchodzi. Boi się. Mężczyźni raczej boją się igieł i mdleją podczas pobrania krwi.

Rok temu w Kielcach

Rok temu w Kielcach

7 maja 2009 w Kielcach padł rekord rejestracji potencjalnych dawców szpiku. Podczas pierwszego Dnia Dawcy zorganizowanego przez Fundację DKMS Polska i Uniwersytet Jana Kochanowskiego przy wsparciu "Echa Dnia" zarejestrowało się 959 potencjalnych dawców komórek macierzystych, wśród nich pani rektor uniwersytetu profesor Regina Renz, doktor Grażyna Karolczyk - ordynator oddziału onkologiczno-hematologicznego w Szpitalu Dziecięcym w Kielcach oraz silna ekipa dziennikarzy "Echa Dnia". Kielecka uczelnia pobiła na głowę Uniwersytet Warszawski pod względem liczby zarejestrowanych dawców.

* Co ty teraz robisz?
- Pracuję w Fundacji DKMS przy rekrutacji dawców i tylko trzech osób nie udało mi się przekonać, jeden chłopak był chory, jedna dziewczyna panicznie bała się igieł, a drugiej rodzice postawili ultimatum: albo studia albo dawstwo szpiku. Ale spotkałam też panią, 55-letnią, która nie tylko, że się zarejestrowała w bazie dawców, to jeszcze oddała szpik i pytała, kiedy ją odblokują w bazie, bo chciałaby jeszcze komuś uratować życie. Z tą panią jestem szczególnie blisko, bo nie dość, że byłam przy jej rekrutacji, to jeszcze jako kurier wiozłam jej komórki dla dawcy. Była niesamowicie szczęśliwa, dziękowała, że może komuś uratować życie.

* Dziękuję za rozmowę.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie