Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katastrofa przyrodnicza w zalewie w Wilczej Woli. Ryby giną

Zdzisław Surowaniec
Ryby wynoszone z zalewu.
Ryby wynoszone z zalewu. archiwum
Do katastrofy przyrodniczej doszło na zalewie przy tamie w Wilczej Woli. Woda spuszczona na potrzeby przeglądu betonowej konstrukcji zapory doprowadziła do śmierci niemal wszystkie ryby.

Specjalny status

Zalew w Wilczej Woli (Zbiornik Maziarnia) został utworzony ze spiętrzenia rzeki Łęg w latach 80 na terenach gmin Raniżów i Dzikowiec (powiat Kolbuszowa, woj podkarpackie). Wodą opiekował się niegdyś Oddział PZW Rzeszów i nadał jej status łowiska specjalnego. W 2007 r. zbiornik leżący na granicy powiatów rzeszowskiego i tarnobrzeskiego został przejęty przez ten drugi. Od tego czasu łowisko straciło miano łowiska specjalnego i do dziś traktowane jest na równi z pozostałymi zbiornikami w okręgu.

Wędkarze ze Stalowej Woli, Tarnobrzegu i regionu są zdruzgotani. Straty szacowane są na kilkadziesiąt tysięcy złotych.

To pierwszy od trzydziestu lat przegląd zapory, która spiętrza wodę na rzece Łęg na granicy powiatów tarnobrzeskiego i kolbuszowskiego. Zbiornik o powierzchni 160 hektarów i pojemności ponad 2,5 miliona metrów sześciennych cieszył się uznaniem wśród wędkarzy i turystów, nie tylko z Podkarpacia. Duża populacja leszcza i sandacza, oraz występujące tu grube karpie czy liny były atutami zbiornika przyciągającymi amatorów wędkarstwa z najdalszych okolic.

Ale od tygodnia to już przeszłość. Przy spuszczaniu wody ze zbiornika część ryb spłynęła do Łęgu, gdzie kłusownictwo ma niewyobrażalne rozmiary, gdzie do łowienia ryb używa się nawet firanek. Część ugrzęzła w błocie i jeśli nie zdechła, jest zabierana workami przez mieszkańców z okolicy. Po ponownym wypełnieniu zbiornika wodą, na długi czas życie w zalewie zamrze.

Ile ryb zostało w zbiorniku w Wilczej Woli po spuszczeniu wody, ile zeszło do Łęgu gdzie znaczną część z nich czeka śmierć z rąk kłusowników? Tego nie wiadomo, pewne jest że zbiornik dostał potężny cios na wiele lat. Kto i za czyje pieniądze odbuduje straty?

- Dlaczego okręg Polskiego Związku Wędkarskiego w Tarnobrzegu odpowiedzialny za ochronę ryb i interesy wędkarzy, za który corocznie pobiera niemałe przecież opłaty, nie zrobił nic aby zapobiec tej sytuacji? Przecież dużo wcześniej było można wszystko przygotować i zapobiec tym tragicznym dla ryb wydarzeniom. Czy wyciągnięto jakieś wnioski? Zapewne nie, uznano że ryba spłynęła do Łęgu potem do Wisły, a kłusownicy zacierają ręce - mówi Maciej Kłosowski z Argus Fishing Team - Stalowa Wola.

Opadająca woda z dnia na dzień oddalała się od wałów zbiornika odsłaniając tym samym to co dotąd było niewidoczne gołym okiem. Wielkie połacie błota, piachu z gdzieniegdzie pozostałymi płytkimi kałużami. Kiedy 16 października zbiornik został już osuszony niemal do końca, kłusownictwo nabrało rozpędu. Ryby masowo i bez obaw wybierano czym się dało i wynoszone w workach do samochodów. Kłusownicy bezkarnie spacerowali z rybami w rękach wśród licznych gapiów zgromadzonych na tamie tak jakby były to ich wędkarskie trofea.

Wędkarze zaczęli głośno pytać dlaczego Okręg PZW Tarnobrzeg nic nie próbuje robić z ginącymi rybami, czy choćby ze śmieciami zgromadzonymi wokół zbiornika. Jedyne próby ochrony rybostanu jakie zostały podjęte przez Okręg to podanie do publicznej wiadomości zakazów dla wędkujących na stronie internetowej Okręgu Polskiego Związku Wędkarskiego w Tarnobrzegu. Pierwszy komunikat z 7 października mówił, że "na zalewie w Wilczej Woli obowiązuje do odwołania zakaz łowienia ryb z łodzi".

Opadająca woda zmusiła ryby do większej koncentracji w obrębie głębszych miejsc, czego efektem były sytuacje odławiania ryb za pomocą wędek w strefie ochronnej, także z betonowego brzegu samej tamy. Telefony i liczne informacje o kłusowniczych zapędach miejscowych i przyjezdnych doprowadziły do kolejnego, tym razem całkowitego zakazu połowu ryb na zbiorniku. Kontrole Państwowej Straży Rybackiej i policji, które przybywały nad wodę na wezwanie wędkarzy, którym los stłoczonych ryb nie był obojętny, niewiele dały.

- Według naocznych świadków mogłyby się równie dobrze nie odbyć wcale gdyż nie zrobiono nic, aby powstrzymać liczne zapędy kłusowników, którzy nie zważając na rzeszę widzów brodzili w błocie i za pomocą podbieraków, wideł i innych narzędzi skutecznie odławiali ryby - ubolewa Maciej Kłosowski.

Nikt nie poczuwa się do winy. Antoni Brudz z tarnobrzeskiego PZW odpowiedział w telewizji "nie do mnie te pytania". Także pracownicy z Podkarpackiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych nie mają sobie nic do zarzucenia. Zakończenie prac przewidziane jest na 25 listopada i po tym czasie, zalew zostanie ponownie napełniony wodą.

Ryby wciąż są odławiane w nielegalny sposób pomimo zapewnień Państwowej Straży Rybackiej, że zbiornik jest pilnowany 24 godziny na dobę. - Po tym jak ryba ze zbiornika została w znaczny sposób przetrzebiona, przyszedł czas na te, którym udało się spłynąć wraz z wodą i schronić w nielicznych zagłębieniach nurtowych w rzece oraz w dołku tuż za samą zaporą. Teraz pomału są wybijane z większych dołków, w których znalazły schronienie. I proszę mi powiedzieć, że nikt tutaj nie zawinił - denerwuje się Maciej Kłosowski.

Zbiornik bez wody.
(fot. Zdzisław Surowaniec)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie