Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nurkowie zobaczyli podwodne cmentarzysko

Klaudia Tajs
Magda Dendura, jedyna kobieta w gronie nurków pokazuje logo armatora.
Magda Dendura, jedyna kobieta w gronie nurków pokazuje logo armatora. Archiwum
Tarnobrzeżanie spenetrowali wrak pasażerskiego promu Salem Express, który zatonął przed siedemnastoma laty.

- Podpływając do wraku, widząc rozrzucone ubrania i buty, oczami wyobraźni widzieliśmy rozmiar tragedii, jaka wydarzyła się w tym miejscu - mówi Mariusz Piechota, nurek z Tarnobrzega. Członkom tarnobrzeskiego Klubu Aquamaster, udało się spenetrować słynny wrak Salem Express, który wraz z tysiącem pasażerów zatonął na Morzu Czerwonym w 1991 roku.

Po raz pierwszy grupa tarnobrzeskiego Klubu Nurkowego "Aquamaster" penetrowała wody Morza Czerwonego w ubiegłym roku. Celem ich wyprawy była Hurghada.

POWRÓT NA MORZE CZERWONE

W tym roku nurkowie wrócili nad Morze Czerwone. Jednak udali się bardziej na południe, do Safagii. - Morski region Safagii ma wiele więcej do zaoferowania niż wody w okolicach Hurghady - tłumaczy Witek Serafin, jeden z szefów wyprawy. - Znacznie mniejsza liczba nurkujących, sprawia, że rafy nie są zniszczone, jak w innych regionach. Podziwialiśmy wszelkiego rodzaju korale i uwijające się między nimi ryby, które mieniły się tysiącami barw.

Szczególnym miejscem okazała się rafa o nazwie "Abu Kafan". Magia tego miejsca polegała na tym, że nurkowanie odbywa się przy ścianie opadającej, bagatela na 100 metrów. - Dlatego patrząc w dół widzieliśmy przed sobą otchłań, która wszystkich przyprawiała o dreszczyk - wtrąca Mariusz Piechota, drugi organizator wyprawy. - Szybując wzdłuż tej ściany natrafiliśmy na przepiękne gorgonie koralowce stołowe. Pływaliśmy między drapieżnymi murenami oraz licznymi skupiskami niebezpiecznych skrzydlic.

Jednak celem wyprawy tarnobrzeskich nurków był leżący na głębokości ponad 30 metrów wrak Salem Express, który spenetrowali w przedostatnim dniu wyprawy.

NOCNA TRAGEDIA

W połowie grudnia 1991 roku Salem Express - prom pasażerski płynął nocą z Arabii Saudyjskiej do Safagii w Egipcie. Panowała sztormowa pogoda. Większość pasażerów stanowili pielgrzymi wracający z Mekki po zakończonym Ramadanie. W wyniku błędu nawigacyjnego popełnionego przez kapitana Moro, prom płynący w pełnej prędkości, uderzył w jedną ze skrajnych raf w pobliżu Saab Sheer. Impet uderzenia spowodował silne przechylenie jednostki oraz rozszczelnienie furty bocznej pokładu samochodowego. Wdzierająca się przez otwarte wrota woda, w niespełna dwadzieścia minut przesądziła o dalszych losach promu. Przewrócony na bok, szybko pogrążył się w otmętach. Nocna pora, gwałtowność zdarzenia oraz panika na pokładzie uniemożliwiła podjęcie sensownej akcji ewakuacyjnej. Ponad połowa szalup spoczęła na dnie, tuż obok wraku. Sytuację pogarszał fakt, że prom był bardzo mocno przeładowany.

Mimo niespełna dziesięciokilometrowej odległości od portu Safaga, w którym stacjonuje wojskowa jednostka ratownictwa morskiego, uratowała się niewielka grupa osób. Oficjalna akcja ratunkowa rozpoczęła się dopiero cztery godziny po katastrofie. - Przez wiele lat obowiązywał zakaz nurkowania na wraku, jednak coraz częściej pojawiały się głosy, że zwiedzanie wraku nie różni się od zwiedzania piramid czy cmentarzy, gdzie także pochowano ludzi - tłumaczy Mariusz Piechota. - Dlatego cofnięto zakaz. Mimo to, tylko nieliczni zapuszczają się w tamte tereny. Miejscowi, nie chcą wracać do tamtej tragedii. Decydują się nurkowie z Europy i innych krajów, którzy na własne oczy chcą zobaczyć, co tak naprawdę kryje dno Morza Czerwonego.

W CISZY I SKUPIENIU

Płynąc do miejsca zejścia po wodę, uczestnicy wyprawy nie rozmawiali. Mariusz Piechota i Witek Serafin wydawali tylko ostatnie wskazówki dotyczące zachowania się pod wodą. Ich arabscy przewodnicy, co jakiś czas przypominali im, że każdy z nich, pochował tam, na dole bliższego lub dalszego członka rodziny. Mówili, że jest to dla nich miejsce szczególne. Atmosfera wspomnień udzieliła się także tarnobrzeskim nurkom.

- Wiele osób unika tego miejsca zważając na jego posępny charakter, jednak my postanowiliśmy zejść na dół - tłumaczy Mariusz Piechota. - Pierwszy raz nurkowaliśmy w takim skupieniu. Nie było krzyków i śmiechów.

Zaraz po zanurzeniu, oczom nurków ukazał się potężnych rozmiarów statek, spoczywający na lewej burcie. Nurkowie zeszli na samo dno, czyli 32 metry. - Kiedy dopłynęliśmy do wraku, zrozumieliśmy rozmiar ludzkiej tragedii, jaka się tam rozegrała - opisuje Mariusz Piechota. - Z przygnębieniem przepływaliśmy obok porozrzucanym przedmiotów. Walizki, resztki garderoby, obuwie były wszędzie. Zachowały się nawet porozbijane szalupy, na które nie udało się wsiąść pasażerom tonącego promu.

Poprzez oderwany właz od ładowni, bardziej doświadczona część załogi, weszła do wnętrza wraku. - Tam czas się zatrzymał - opisuje Witek Serafin. - Urządzenia i drobniejsze przedmioty, leżą na swoim miejscu. Ławki, krzesła sąsiadują z pomieszczeniami promowej restauracji. Nad piętrowymi łóżkami unoszą się materace, dywany i inne elementy wyposażenia.

Salem Express wywarł na nurkach ogromne wrażenie. Po wypłynięciu na powierzchnię, długo komentowali rozmiar tragedii, jaka wydarzyła się w tym miejscu, w grudniową nocą 1991 roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie