Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niedziela, która tylko ból przyniosła

Marcin Radzimowski
Wydarzenia niedzielnego wieczoru wstrząsnęły mieszkańcami Suchorzowa i całej okolicy.
Wydarzenia niedzielnego wieczoru wstrząsnęły mieszkańcami Suchorzowa i całej okolicy. M. Radzimowski
Pięć osób straciło życie w Suchorzowie. Czy z największej tragedii drogowej ostatnich lat wyciągnie ktoś wnioski?

Ból, rozpacz rodzin, niedowierzanie i pytania, wiele pytań. Dlaczego zginęło właśnie moje dziecko? Czy musiało do tego dojść? Tragiczny wypadek w podtarnobrzeskim Suchorzowie, w którym zginęło pięcioro młodych ludzi, wstrząsnął całą okolicą. Na wiele pytań wciąż nie znamy odpowiedzi.

Pozdzierany rozkład jazdy, na ścianach jakieś bazgroły: "Aśka kocha Kamila", "Suchorzów pany"... Na obskurnej ławce, pod którą walają się śmieci, siedzą dwaj chłopcy. Nic nie mówią, gapią się tylko przed siebie. Często tutaj bywają, przystanek autobusowy na końcu wsi to takie miejsce spotkań nastolatków. W Suchorzowie niewiele się dzieje, a tutaj zawsze kumpla można spotkać, pogadać, umówić się na grę w piłkę czy wyjazd rowerami.

MAMA DZWONIŁA, BYŁ WYPADEK

- Jolka też tutaj przychodziła. To moja sąsiadka, bardzo sympatyczna dziewczyna. Aż trudno uwierzyć, że... - urywa w pół zdania Paweł Grams. - Byłem na festynie, potem mama dzwoniła do mnie i mówiła, że wypadek był na skrzyżowaniu. Pobiegłem tam, każdy tam poszedł.

Mateusz Ślęzak też znał 12-letnią Jolę, kolegowali się. Zresztą w liczącym niespełna sześciuset mieszkańców Suchorzowie trudno kogoś nie znać. Wesoła, bardzo lubiana dziewczyna, zawsze uśmiechnięta. Tak 14-latek wspomina koleżankę. Dzisiaj z Pawłem był tam, gdzie to się wydarzyło, zapalili znicze. Wielu kolegów tam było.

Na drodze pusto, przy trzech sklepach żadnego klienta. Zupełna cisza, nawet psy nie ujadają. Burmistrz ogłosił żałobę, ale wcale nie musiał. Mieszkańcy Suchorzowa sami wiedzą, jak uszanować pamięć zmarłych. Wieś jakby nagle zamarła. Trzy dni po największej drogowej tragedii w powiecie tarnobrzeskim od dwudziestu lat tylko o jednym tutaj się mówi. W końcu zginęło pięć osób, pięcioro ludzi, którym dopiero na życie się miało.
WYMIENIŁ ZA "KOMÓRKĘ"

W ostatnią niedzielę na festyn do sąsiadujących z Suchorzowem Siedleszczan Jola poszła ze starszą siostrą i mamą. Była też tam jej dalsza kuzynka, 15-letnia Monika ze Skopania. Był też 19-latek Michał, był dwa lata starszy jego kumpel Łukasz. Ci dwaj przyjechali "maluchem" Michała. Chłopak kilkanaście dni wcześniej dostał auto od znajomego, w zamian za bogato wyposażony telefon komórkowy. Tak przynajmniej mówią znajomi chłopca.

Zabawa w plenerze dopiero się rozkręcała, a czwórka znajomych - Jola, Monika, Michał i Łukasz - postanowiła przewieźć się fiatem. Pojeździli trochę po Suchorzowie, wreszcie pojechali do Baranowa Sandomierskiego. Po co? Na to pytanie już nikt nie pozna odpowiedzi. Trudno teraz nawet ustalić, kto gdzie siedział. Prawie na pewno za kierownicą siedział Michał...

- Już niedaleko było do domu. Z Warszawy przecież kawał drogi, więc trzydzieści kilometrów to już niedaleko - mówi Paweł, 26-latek z Mielca.

NATALIA NIE ZDĄŻYŁA

Paweł siedział za "kółkiem" peugeota. Jechał z bratem, którego odebrał z lotniska po powrocie z Anglii, ze swoją dziewczyną Dorotą, no i z Natalią, dziewczyną brata. Niedzielny wieczór, więc droga prawie pusta. Wiadukt w Nagnajowie, tablica z napisem "Siedleszczany", kilometr i kolejna tablica. To Suchorzów. Na zegarku godzina 22.15. Z bocznej drogi po prawej stronie nagle na główną drogę wyjeżdża fiat 126p.

- Wracałem z festynu i już dochodziłem do skrzyżowania. To był tak potworny huk, że w życiu jeszcze czegoś takiego nie słyszałem - relacjonuje jeden z mieszkańców wsi. - Wiedziałem, że wypadek, ale nie miałem pojęcia, że znam te dzieciaki. To straszna tragedia.

To były ułamki sekund. Paweł z Mielca pamięta wszystko, a wspomnienia wciąż powracają. - Pamiętam każdy ułamek sekundy, cały czas byłem przytomny - mówi drżącym głosem 26-letni mielczanin. - Kiedy dostrzegłem, że ten "maluch" wyjeżdża, było za późno na jakąkolwiek reakcję. Po zderzeniu nasz samochód zaczął koziołkować, wreszcie spadł z drogi do rowu. Zobaczyłem ogień, najpierw spod maski, potem wewnątrz auta. Drzwi były przyblokowane, bo zaryliśmy w ziemi. Wybiłem nogą szybę i wydostałem się z pułapki. Moja dziewczyna Dorota też zdołała wyjść i mój brat.

Tylko 21-letnia Natalia nie mogła wyjść z peugeota. Żyła, choć po zderzeniu była wpółprzytomna. Jej chłopak Patryk wrócił do samochodu, próbował wyciągnąć swoją ukochaną na zewnątrz. Ale ogień był coraz większy, zapaliły się jego spodnie. Musiał się ratować. Przewrócił się na ziemię, tarzał się, by ugasić płomienie. Udało się.

DWIE PUSTE GAŚNICE

- Auto paliło się coraz bardziej. Gasiłem ogień, ale gaśnica się skończyła, zacząłem krzyczeć, żeby ktoś pomógł, żeby dał gaśnicę - mówi z trudem Paweł. - Zatrzymywały się samochody, tylko jeden mężczyzna przybiegł z gaśnicą. Inni nie reagowali. Ta gaśnica też okazała się za mała. Potem już nic nie dało się zrobić…

Peugeot w parę minut zamienił się w słup ognia, który zabrał ludzkie życie, życie młodej, pięknej kobiety. Ratownicy z karetek pogotowia, którzy przyjechali na miejsce, mogli jedynie rozłożyć ręce. Za kierownicą jednego z ambulansów siedział ojciec Michała. Pewnie Bóg tak właśnie chciał, żeby właśnie tego wieczoru miał dyżur...

Mama Joli jeszcze nie wiedziała. Stała w tłumie, podobnie jak inni patrzyła, że policjanci mierzą ślady hamowania, a prokurator coś zapisuje w notesie. A obok zmiażdżonego fiata i spalonego wraku peugeota dwa czarne karawany. No i pięć worków, bo pięć ciał na ziemi. Ktoś zawołał mamę Joli. Idąc do karawanu modliła się w duchu, żeby to nie była jej córka. Przecież co prawda na festynie Jola nagle gdzieś się odłączyła, ale może poszła do domu? Chwilę później przeraźliwy krzyk zrozpaczonej matki rozdarł nocną ciszę...

Na pogorzelisku dwie puste gaśnice samochodowe, spalony męski zegarek, fragmenty zderzaka peugeota. Pięć metrów dalej plastikowa tarczka od klaksonu "malucha", korek wlewu paliwa, strzaskany głośnik samochodowy. I znicze, sporo zniczy, wiązanka białych kwiatów. Kilkoro młodych ludzi ze smutkiem w oczach patrzy na miejsce, gdzie zginęli ich koledzy.

W CISZY I BÓLU

W Suchorzowie z dziennikarzami nieliczni chcą rozmawiać. I wcale nie przez niechęć. Po prostu, według miejscowych, żadne słowa nie są w stanie tego wszystkiego ogarnąć. Lepiej, jak rodziny w spokoju będą przeżywały swój dramat. A plotki tylko mogą ranić i szkodzić.

Prokuratura ustala, kto zawinił i dlaczego doszło do wypadku. Wstępnie wszystko wskazuje na to, że kierowca fiata zlekceważył przepisy ruchu drogowego. A może wyjechał na główną drogę, bo nie zauważył jadącego peugeota? A może nie zauważył, bo...

- Jest zbyt wcześnie, żeby jednoznacznie cokolwiek stwierdzić. Prokurator prowadzący śledztwo zlecił wykonanie badań krwi na obecność alkoholu i narkotyków - mówi prokurator Irena Mazurkiewicz-Kondrat, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu.

Wątek narkotyków pojawił się kilka godzin po wypadku, kiedy to podczas oględzin miejsca zdarzenia policjanci znaleźli trzy woreczki. Z marihuaną i amfetaminą. Do kogo narkotyki należały? Na to pytanie nie ma na razie odpowiedzi.

W ZARĘBKACH TEŻ PIĘĆ OSÓB

- W powiecie tarnobrzeskim to najtragiczniejszy wypadek od wielu lat - mówi kapitan Marian Róg, pod którego dowództwem strażacy z tarnobrzeskiej komendy pracowali na miejscu wypadku. - W 1992 roku w osiedlu Sobów zginęło czworo młodych ludzi, kiedy ich samochód zderzył się z ciężarówką. No, teraz zginęło pięcioro młodych ludzi, dwoje to właściwie dzieci.

Trzy lata temu dramat z taką samą liczbą ofiar rozegrał się w Zarębkach koło Kolbuszowej. Dwa auta, czołowe zderzenie, pięć osób zginęło. Tam przyczyną była nadmierna prędkość na zakręcie, zwanym przez miejscowych zakrętem śmierci. Bo wiele osób tam zginęło. Dopiero po tamtej tragedii wybudowano na drodze wysepkę, pojawiły się słupek z fotoradarem, tablice ostrzegawcze i znaki z ograniczeniem prędkości.

O wypadku w Suchorzowie też jest bardzo głośno, kierowcy przejeżdżający obok tego miejsca zwalniają. Ale za tydzień, dwa, za miesiąc już tylko nieliczni będą pamiętać. Czy choć jedna osoba, choć jeden kierowca wyciągnie wnioski z tragicznej lekcji sprzed kilku dni?

Paweł i Mateusz patrzą na bazgroły "zdobiące" ściany wiaty przystanku. W kilku miejscach małymi literkami podpisała się Jola. Szkoda, że już nigdy więcej się nie podpisze...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie