Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poszarpał go prąd

/ZS/
Wyprawa na transformator na szczęście zakończyła się tylko bolesnymi poparzeniami rąk.
Wyprawa na transformator na szczęście zakończyła się tylko bolesnymi poparzeniami rąk. Z. Surowaniec

Cudem uszedł z życiem 18-letni Mariusz ze Stalowej Woli, który we wtorek wieczorem z kolegą i dwiema koleżankami wszedł na transformator we wsi Karkówka, koło Zaklikowa. Jak tłumaczy, potknął się na kracie podestu i upadł na przewody. Został porażony prądem i spadł na ziemię z wysokości czterech metrów. Pierwszej pomocy udzielił mu Ryszard Mazurek, rolnik pracujący w polu. To jemu chłopiec zawdzięcza uratowanie życia.

Mariusza odnaleźliśmy na oddziale chirurgii stalowowolskiego szpitala. Mimo bandaży na rękach i śladów poparzeń na twarzy i szyi, czuje się dobrze. Opowiedział, co się wydarzyło. W poniedziałek wieczorem z kolegą i dwiema koleżankami pojechali na zbiór malin do Karkówki, na granicy Podkarpacia z województwem lubelskim. Spali w namiotach.

- Pierwszego dnia nazbierałem dwa koszyczki malin, we wtorek dziewięć koszyczków - wylicza. W sumie zarobił 16,5 zł. Kiedy wieczorem cała czwórka szła na zakupy, postanowili wejść na słup, na którym stał transformator. - Okolica była bardzo ładna, ze wzgórzami, chcieliśmy ją zobaczyć z podwyższenia - tłumaczy Mariusz. Także kiedy wracali z zakupów, postanowili jeszcze raz zobaczyć krajobraz o zachodzie słońca z wysokości transformatora.

- Wszedłem pierwszy. I na kratce potknąłem się, bo miałem naderwaną podeszwę przy bucie - pamięta. Upadł, rękami złapał przewody linii średniego napięcia, czyli 15 tysięcy woltów. Prąd poraził go ze straszliwą siłą, słup iskier zrzucił go na ziemię.

- Przedziabywałem ziemniaki, usuwałem chwasty. Dochodziła godzina dwudziesta - przypomina Ryszard Mazurek, pracujący w pobliżu transformatora. Nagłe usłyszał huk i płomień. - Dobiegłem do słupa i zobaczyłem leżącego na ziemi chłopaka, a obok niego dwie dziewczyny i innego chłopaka. Zawołałem do nich, żeby wezwali pogotowie, bo mieli w rękach telefony komórkowe. Ale oni nawet nie wiedzieli, jaki jest numer na pogotowie. Krzyknąłem "co oni was uczą w szkole, chyba tylko seksu" - usłyszeliśmy od Mazurka.

W końcu udało wezwać pogotowie, a rolnik przystąpił do ratowania chłopaka. - Miał słabe tętno, zaciśnięte usta, nie oddychał, miał silnie poparzone ręce i twarz - opisuje Mazurek. Jak przyznał, zanim przeszedł na emeryturę, pracował z urządzeniami elektrycznymi w hucie i przechodził szkolenia ratowania życia. - Ale nie miałem nawet łyżki, żeby mu otworzyć usta - opowiada.

Powoli udało się rękami otworzyć usta nieprzytomnego chłopca. Nie trzeba było robić nawet sztucznego oddychania, Mariusz sam złapał oddech, powoli odzyskiwał przytomność, choć był w szoku. Zemdlał, kiedy zobaczył wypalone rany na swoich rękach. Rolnik posłał koleżanki chłopaka po wodę, żeby go otrzeźwić. Lekarz pogotowia stwierdził, że pomoc, jakiej rolnik udzielił chłopcu, uratowała mu życie.

- Przekonałem się, że ostrzeżenia o niebezpieczeństwie porażenia prądem nie można bagatelizować. Lepiej się stosować do tych ostrzeżeń - usłyszeliśmy od Mariusza na pożegnanie.

PRZED TYGODNIEM ŚMIERTELNE PORAŻENIE

Przed tygodniem śmiertelnie porażony prądem został dwudziestoletni mężczyzna, który we wsi Burdze w powiecie stalowowolskim na oczach trzech kolegów podbiegł do słupa energetycznego, wspiął się na szczyt i złapał ręką za przewody. Spadł na ziemię, w trawę, zmarł w karetce pogotowia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie