Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Uri Jerzym Nachimsonem, autorem książki "Polski patriota", która opowiada o losach żydowskiej społeczności Włoszczowy

Michał Staniaszek
Książka właśnie ukazała się po polsku, jest beletryzowanym wspomnieniem losów włoszczowianina Dawida Nachimsona, ojca Uriego. Opisuje losy Dawida na zesłaniu w ZSRR, powrót do kraju z Armią Berlinga i powojenną polską rzeczywistość.

Michał Staniaszek: Książka "Polski patriota" powstała dziesięć lat po śmierci Pańskiego ojca i ponad dwadzieścia lat po nagraniu jego wspomnień dla instytutu Yad Vashem. Co było inspiracją do jej powstania?

Uri Jerzy Nachimson: Tak to prawda, że czekałem długo, ale nie byłem emocjonalnie gotowy, aby podjąć temat. Musiałem poskładać fakty, potrzebowałem też trochę czasu, aby poznać historyczne miejsca i wydarzenia, uzyskać dodatkowe informacje. Natomiast, kiedy miałem już wszystko ułożone, gotowy szkic książki w głowie, pisanie poszło szybko. Napisałem książkę w miesiąc.

Zapewne wielu czytelników odbierze książkę jako powieść z tezą, w której zestawia Pan patriotyczne postawy polskich Żydów z tym, co ich po wojnie spotkało (antysemityzm, przejęcie rodzinnych majątków). Czy to dobre odczytanie Pańskich intencji?

Tak. Młodzi Polacy powinni znać prawdę, nawet jeśli nie jest ona przyjemna. Żyjemy w XXI wieku, w erze Google’a i Facebooka, ale nie powinniśmy zapominać o tym, co się kiedyś wydarzyło. Nie można zapominać, że Polska była domem i ojczyzną trzech milionów Żydów. Niektórzy Polacy byli dobrzy, inni źli, to oczywiste. Chciałem natomiast pokazać wydarzenia z punktu widzenia ocalonych z Zagłady. Liczyli, że po wojnie odbudują swoje życie z gruzów, ale spotkało ich rozczarowanie. Rozczarowanie i poczucie, że kraj i ludzie ich zdradzili. To prawda, nie fikcja i młodzi Polacy powinni również poznać punkt widzenia tych, którzy przeżyli.

Książka "Polski patriota" powstała na podstawie nagranych wspomnień Pana ojca Dawida Nachimsona. Czy były jakieś inne, dodatkowe inspiracje lub materiały, które wykorzystał Pan w książce?

Tak, wykorzystałem własną wyobraźnię, ponieważ niektóre dialogi wymyśliłem na potrzeby fabuły. Nie znaczy to, że nie miały miejsca, niekiedy były w nieco innej formie.

Czy Pański ojciec utrzymywał po wojnie kontakty z Polakami, mieszkańcami Włoszczowy?

Ojciec utrzymywał kontakty z innymi, włoszczowianami, ocalonymi z Zagłady, mieszkającymi w Izraelu i za granicą. Od czasów szkolnych nie mieszkał we Włoszczowie. Mieszkał, uczył się i studiował w Warszawie. Do Włoszczowy wracał tylko na wakacje, urodziny, weekendy, odwiedzał rodzinę, dlatego nie miał tu prawdziwych przyjaciół.

Po wojnie powstało wiele organizacji i stowarzyszeń skupiających żydowskich emigrantów, byłych mieszkańców polskich miasteczek. Czy powstała organizacja skupiająca pochodzących z Włoszczowy Żydów? Czy pochodzący z Włoszczowy Żydzi utrzymywali wzajemne kontakty, organizowali się?

Nic o tym nie wiem, niewielu przeżyło.

Z książki dowiadujemy się, że wielu polskich Żydów emigrowało z kraju, choć byli zasymilowani, niektórzy nie byli wierzącymi, nie znali ani hebrajskiego, ani jidysz. Jak wyglądało ich życie w Izraelu? Czy pochodząca z Polski społeczność była widoczna, odróżniała się od innych grup emigrantów?

Tak z pewnością grupa wyróżniała się, były nawet dowcipy o polskich Żydach. Nie nazwałbym ich zasymilowanymi, "nowocześni Żydzi", to raczej lepsze określenie. W społecznościach żydowskich od 1881 r. widoczna była Haskala, ruch intelektualny opowiadający się za integracją z lokalnymi europejskimi społecznościami, przy zachowaniu własnej narodowości - etnicznej, nie związanej z religią. Był to ruch bardzo aktywny w Niemczech, mniej w Polsce. Ortodoksyjni Żydzi postrzegali takich Żydów jako zasymilowanych. W Izraelu ortodoksi są 9% mniejszością, pozostali to konserwatyści i ateiści.

W książce "Polski patriota" podejmuje Pan wiele kwestii, które można określić jako trudne pytania w dialogu polsko-żydowskim. Jaki Pana zdaniem jest najistotniejszy problem we współczesnych relacjach polsko-żydowskich? Jakie widzi Pan jego rozwiązanie?

Dialog to rozmowa dwóch stron, dlatego nazywa się dialogiem. W tym, moim zdaniem, tkwi sedno problemu. Temat jest zbyt obszerny, aby udzielić prostej i krótkiej odpowiedzi. Widziałem wiele złych rzeczy w czasie pierwszej kampanii prezydenckiej Aleksandra Kwaśniewskiego i w czasie moich licznych wizyt w Polsce. Tylko optymista mógłby powiedzieć, że jest jakiś efekt współczesnego dialogu polsko-żydowskiego, to tak trochę jakby powiedzieć, że są efekty rozmów Palestyńczyków i Żydów. Jedno muszę przyznać, nie podoba mi się nowe osadnictwo "nowych Żydów" w Polsce. Wolałbym raczej widzieć izraelskie inwestycje i obecność.

Co takiego wydarzyło się dwadzieścia lat temu, w 1995 r. podczas wyborów prezydenckich, że pamięta to Pan do dzisiaj?

Byłem wtedy w Warszawie, oglądałem razem z przyjaciółmi telewizję. Nadawano wywiad z kandydatem na prezydenta Aleksandrem Kwaśniewskim. Trzech dziennikarzy zadawało mu mnóstwo pytań na tematy polityczne, ale ostatnie pytanie brzmiało: "czy w pana żyłach płynie żydowska krew?". Było to moim zdaniem bardzo obraźliwe pytanie, ale Aleksander Kwaśniewski odpowiedział na nie z wielką godnością: "Nie, ale gdyby płynęła, nie kryłbym tego przed nikim". Następnego ranka, gdy wyszliśmy na zewnątrz, zobaczyłem, że na wszystkich plakatach wyborczych Aleksander Kwaśniewski ma na czole domalowaną czerwoną gwiazdę Dawida, a w kącikach ust krople krwi.

Co Pan rozumie przez "nowe osadnictwo nowych Żydów" w Polsce?

"Nowi polscy Żydzi" to ci, którzy przyjeżdżają zarabiać na krwi Żydów pomordowanych przez nazistów na polskiej ziemi.

W swojej książce pokazuje Pan powojenny polski antysemityzm, czy nie obawia się Pan, że z tego powodu Pana książka zostanie odebrana jako antypolska?

Moja książka nie jest antypolska. Na jednej z jej pierwszych stron znalazło się motto - cytat z Martina Luthera Kinga juniora: "Postanowiłem trzymać się miłości. Nienawiść ciąży zbyt mocno, by dało się ją znieść". Oznacza to, że szukam wzajemnego wybaczenia krzywd, zmiany nastawienia. Nie oznacza to, że zapominam o przeszłości, ponieważ jeśli o niej zapomnisz, to nie będziesz znać przyczyn dla których obie strony osiągnęły określony poziom nienawiści.

Kilka lat temu w gazecie "Rzeczpospolita" ukazał się reportaż: "Jurkiem nie będziesz", opisujący perypetie związane z przywróceniem Panu polskiego obywatelstwa. Dlaczego polskie obywatelstwo było dla Pana ważne?

Jestem Polakiem, urodziłem się w Polsce, moi rodzice mieli polskie obywatelstwo. Mówię, czytam i piszę po polsku. Polska ziemia nasiąknięta jest krwią mojej rodziny. Mój ojciec walczył o niepodległość Polski. Czy to nie wystarczy?

Z pewnością to aż nadto. Pytam, bo rzadko widuje się taką determinację, aby siedem lat walczyć z biurokratycznym oporem. Jak postrzega Pan współczesną Polskę?

Nowoczesna, bardziej tolerancyjna, ale nie wystarczająco tolerancyjna wobec Żydów. Polacy znani są jako dobrzy pracownicy, a Polska, w przeciwieństwie do innych krajów Europy Wschodniej, które ostatnio odwiedziłem, postrzegana jest jako kraj zmierzający do integracji ze Wspólnota Europejską.

Polacy bardzo często postrzegają odwiedzających Polskę Żydów jako grupę zainteresowaną wyłącznie Holocaustem, dla której nic innego nie jest w Polsce istotne. Zdaniem wielu Żydzi poszukują jedynie potwierdzenia, że wszyscy Polacy są antysemitami. Jak Pan sądzi dlaczego wśród odwiedzających Polskę Żydów zdecydowanie wygrywa pamięć o tragedii z czasów wojny, a nie jest kultywowana pamięć o dawnym życiu i trwającej setki lat żydowsko-polskiej koegzystencji?

Jestem w stanie zrozumieć motywy, ale nie chciałbym wypowiadać się za innych. Odwiedzam Polskę z innych powodów - mam tu bardzo dobrych przyjaciół - Polaków, nie Żydów.

Dla wielu młodych ludzi wielokulturowość przedwojennej Włoszczowy i współistnienie Żydów i Polaków bywa zaskoczeniem. Czy uważa Pan, że przywracanie pamięci o tym co minęło ma sens, jeśli tak, to jak to robić?

Tak, to ma sens. To, że Żydzi mieszkali we Włoszczowie i w innych polskich miasteczkach jest częścią polskiej kultury i to liczącą prawie tysiąc lat. Młodzież powinna się o tym uczyć w szkole, poznawać kulturę, która już nie istnieje, tak jak Włosi poznają w szkole kulturę Rzymian. Żydzi byli częścią polskiej tradycji. W mojej najnowszej książce "Album Lili" próbuję przedstawić, na ile to możliwe, współistnienie i wzajemne relacje polskich chrześcijan i polskich Żydów.

Pochodzi Pan z interesującej inteligenckiej rodziny, w której było wielu artystów, ludzi kultury, sztuki, ale również działaczy społecznych i politycznych. Która z tych postaci jest Panu najbliższa i dlaczego?

Przeszłość mojej rodziny jest dla mnie ważna, ponieważ uważam, że bez przeszłości nie ma przyszłości. Własną rodzinną historię miałem możliwość poznać także dzięki albumowi z rodzinnymi zdjęciami mojej ciotki Lili. Album ten został przechowany w czasie niemieckiej okupacji przez polską rodzinę. Nie myślę specjalnie o tym kim byli członkowie mojej rodziny, może tylko czuję się szczęściarzem, bo mam odrobinę talentu pisarskiego. Być może zawdzięczam go pisarzowi i wydawcy, prapradziadkowi Abrahamowi Szalomowi Friedbergowi.

Dla historii Włoszczowy niewątpliwie interesujący jest fakt, że miasteczko odwiedzał Juliusz Wolfsohn, kompozytor, pianista i pedagog. Dyrygent Filharmonii Wiedeńskiej. Jakie były jego związki z Włoszczową?

We Włoszczowie mieszkała jego siostra, moja prababka, Paulina Wolfsohn Nachimson. Juliusz odwiedzał ją zawsze, gdy podróżował z Wiednia do Warszawy. Juliusz zainspirował także mojego ojca do nauki gry na skrzypcach.

Jakie są Pana plany pisarskie? Czy Włoszczowa ma szansę się w nich jeszcze pojawić?

Wielokrotnie odwiedzałem Włoszczowę. Włoszczowa jest miasteczkiem, gdzie mieszkała moja rodzina i gdzie rozegrał się ostatni etap jej historii. Interesuję się Włoszczową, bo to miejsce, gdzie - jeśli mogę tak powiedzieć - wszystko się zaczęło i skończyło. Po napisaniu "Polskiego patrioty" napisałem dwie inne książki "Two Margheritas" i "Broken hearts on Boulevard Unirii". Obecnie pracuję nad nową, mam ją w zasadzie ułożoną w głowie. Będzie nosiła tytuł "Album Lili". Jej akcja rozgrywa się we Włoszczowie w dwudziestoleciu międzywojennym. Fabuła jest fikcyjna, choć oparta na życiu mojej ciotki Lili Nachimson, która urodziła się we Włoszczowie, a zginęła w wieku 27 lat w Treblince. Nie będzie to książka o Zagładzie. Będzie to historia miłosna Lili i Lolka Bitofta z tragicznym finałem, z tłem społecznym, pokazującym czasem harmonijną, a niekiedy konfliktową egzystencji Żydów i ich polskich sąsiadów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie