Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uczestnicy Złombolu 2018 z regionu wracają z rajdu. Czy dojechali do mety w Grecji? (WIDEO)

Bartłomiej Bitner
Bartłomiej Bitner
Złombol kusi nie tylko młodzież. W rajdzie wziął udział między innymi kielczanin Oleg Magdziarz. Razem z kolegą Karolem Węgrzynem pojechał škodą favorit z 1992 roku.
Złombol kusi nie tylko młodzież. W rajdzie wziął udział między innymi kielczanin Oleg Magdziarz. Razem z kolegą Karolem Węgrzynem pojechał škodą favorit z 1992 roku. Gabriel Przybylski
Przygotowania, ostatnie szlify, start, meta i… do domu. Zakończył się tegoroczny rajd Złombol 2018, a ekipy, które wzięły w nim udział i pojechały grecki półwysep Chalkidiki, wracają do Polski. Część teamów z naszego województwa już zjechała, część postanowiła przedłużyć sobie wakacje i wciąż jest w powrotnej trasie. Jakie przygody spotkały uczestników wyścigu?

Złombol ma charakter charytatywny. Chodzi o zebranie jak największej ilości pieniędzy na rzecz śląskich domów dziecka – dlatego, że rajd organizuje fundacja Nasz Śląsk. Aby wziąć w nim udział, każda załoga musi uzbierać na ten cel 1500 złotych, a wcześniej wpłacić 300 złotych wpisowego.

W tym roku rajd odbył się po raz 12. Wzięło w nim udział ponad 830 ekip i pod tym względem był rekordowy. Załogi w trasę wyruszyły 1 września z Katowic. Miały pięć dni na dotarcie do mety, która znajdowała się w Sithonii – jednym z trzech tak zwanych „palców” na południu półwyspu Chalkidiki w Grecji.

W tym roku w podróż wybrało się 30 załóg z województwa świętokrzyskiego. Każda – podobnie jak inne z pozostałych regionów Polski – musiała pojechać wyłącznie autem wyprodukowanym w byłym Bloku Wschodnim, ewentualnie wyprodukowanym już po transformacji ustrojowej w 1989 roku, ale zaprojektowanym w poprzednim systemie. Większość ekip zdecydowało się na legendy rodzimej motoryzacji – fiaty 125p, polonezy czy „maluchy”. Nie brakowało też chętnych do podróży czechosłowackimi škodami czy dostawczymi żukami.

Niespodziewana meta w Albanii
Właśnie škodą do Grecji wybrał się Oleg Magdziarz. Były kielecki radny Sojuszu Lewicy Demokratycznej (w latach 2010-2014) pojechał z kolegą Karolem Węgrzynem z Łopuszna modelem favorit. Jego team nie miał oficjalnej nazwy, bo tym panowie specjalnie nie zaprzątali sobie głów. Chodziło o miłe spędzenie wolnego czasu, pomoc dzieciom i zwiedzenie bałkańskich krajów.

- Dlaczego skusiłem się na Złombol? Bo łączy szlachetną ideę z turystyką, a co za tym idzie z ucieczką od codzienności. Po raz pierwszy w tym rajdzie wziąłem udział w zeszłym roku, kiedy trasa wiodła do Kraju Basków w Hiszpanii. Namówił mnie i Karola do tego jeszcze jeden kolega, który ze względu na różne sprawy ostatecznie nie pojechał. Była to świetna przygoda i tak mi się spodobało, że w tym roku również postanowiłem uczestniczyć w Złombolu. Historia się powtórzyła, także w przypadku tego kolegi, który znów z nami nie pojechał – opowiada Oleg Magdziarz.

Rok temu i teraz kielczanin wybrał się w drogę legendą czechosłowackiej motoryzacji. Jego auto to rocznik ’92. Kupił je razem z kolegą niedługo przed pierwszym wyjazdem. – Nabyliśmy je z ogłoszenia. Zdecydowaliśmy się na nie, bo wcześniej miało tylko jednego właściciela i było zadbane. Co ważne, nie musieliśmy je ściągać z daleka. Wcześniej jeździło po Starachowicach i okolicach – mówi Oleg Magdziarz.

Na škodę favorit Oleg i jego kompan w podróży zdecydowali się także z jeszcze jednego powodu. Ten samochód ma napęd na przednie koła i jest dosyć prosty w naprawie. – Na tym nam zależało. Ja jestem stomatologiem, Karol zna się na zarządzaniu. Koło wymienić umiemy, proste reperacje również. Ale na przykład naprawy zepsutego mostu w aucie z napędem na tył z pewnością byśmy nie dokonali. Stąd postawiliśmy na prostotę i niezawodność – dodaje Oleg.

Z tym jednak trochę się „przejechali”. Przygody są wliczone w taką podróż, ale gorzej, kiedy dotykają samochodu. Škoda sprawowała się nieźle, ale w Albanii zepsuł się przegub. Panowie podróż musieli zakończyć w mieście Durrës, 500 kilometrów od mety. – Już w czeskim Brnie pojawiły się pierwsze kłopoty z przegubem. Przy prędkości powyżej 80 kilometrów na godzinę trudno było utrzymać kierownicę i jechaliśmy tempem żółwia. Najważniejsze jednak, ze jechaliśmy, ale w Albanii kłopot stał się na tyle poważny, że auta nie dało się już prowadzić. Dojechaliśmy więc nad Adriatyk, oddaliśmy mechanikowi samochód na dwa dni, a my zainstalowaliśmy się nad morzem – opowiada Oleg.

W powrotnej drodze kłopotów na szczęście nie mieli. Mimo że nie dotarli do mety, udział w tegorocznym Złombolu wspominają jak najlepiej. – Na tym polega cała zabawa, by pojechać autem wiekowym, które w każdej chwili może odmówić posłuszeństwa. Cieszymy się, że udało nam się zajrzeć do między innymi Czarnogóry i Macedonii. Mają tam całkiem niezłe drogi, które w niektórych miejscach zostały wykute w skale i wiodą przez naprawdę ciekawe miejsca z uroczymi widokami. Te kraje rozwijają się, ludzie są tam mili, pomocni. Eskapada w nie była niezłym doświadczeniem turystycznym – podsumowuje Oleg Magdziarz.

Zepsuty żuk i zepsuta… laweta
Ekipa kielczanina i mieszkańca Łopuszna do kraju wróciła w miniony weekend. Spora część załóg wciąż jest w trasie, bo istotnym terminem był tylko 5 września – do tego dnia musieli zameldować się w Sithonii uczestnicy rajdu, by organizator ich sklasyfikował jako tych, którzy dotarli do mety. Od tego momentu każdy miał wolną rękę co do powrotu. Można było się zwijać od razu, ale wielu złombolowców postanowiło albo zakotwiczyć na dłużej w Grecji, albo zajechać do innych krajów i dokładniej je zwiedzić.

Taki plan mieli członkowie ekipy Żukocommando Złombol Team ze Strawczyna pod Kielcami – Michał Bielicz, Dominik Miśkiewicz, Wojciech Łakomiec, Rafał Bernat i Paulina Jarząbek. Niestety, ich samochód – strażacki żuk z 1989 roku – nie wytrzymał trudów rajdu. Mimo, że młodzi ludzie przygotowywali go do „wycieczki” przez kilka miesięcy, a w trasę wzięli zapasowy silnik pod części.

Ekipa Żukocommando Złombol Team ze Strawczyna pod Kielcami wybrała się na Złombol strażackim żukiem. Na zdjęciu podczas postoju w Macedonii.
Ekipa Żukocommando Złombol Team ze Strawczyna pod Kielcami wybrała się na Złombol strażackim żukiem. Na zdjęciu podczas postoju w Macedonii. Archiwum

- Już na Węgrzech padł nam kondensator. Udało nam się jednak przezwyciężyć tę awarię. Potem, już w Serbii, zerwał się pasek klinowy. Tyle co założyliśmy nowy, pękła uszczelka pod głowicą. Znów trzeba było naprawiać, tym razem poważniejszą usterkę – wymienia Michał Bielicz.

On i znajomi, kiedy uporali się z ostatnim kłopotem, nie sądzili, że najgorsze dopiero przed nimi. Przejechali Macedonię i byli już w Grecji, gdy 200 kilometrów przed metą pękł blok silnika. Ta awaria oznaczała zupełny koniec jazdy.

- Wstawiliśmy żuka na przyczepę, którą dysponowali inni uczestnicy rajdu i z nimi dojechaliśmy do Sithonii. Nie traktujemy jednak tego jako nasz dojazd. Tam czekaliśmy kilka dni na lawetę z Polski. Przyjechała razem z osobowym oplem, byśmy nim wrócili bez przygód kraju, a żuk był „holowany”. No i żeby było zupełnie pechowo i zarazem śmiesznie, w Czechach laweta… się zepsuła. Padł rozrząd i również do niej potrzebna była pomoc drogowa – opowiada Michał Bielicz.

Ekipa z gminy Strawczyn do Polski dotarła we wtorek. Ich żuk również jest już na miejscu i – jak zapowiada Michał – nie zostanie skasowany. – W żadnym wypadku. Za dużo czasu i pieniędzy włożyliśmy w jego przygotowanie, by się go pozbywać. Poza tym jego pakę przemieniliśmy w imprezownię, by miło się jechało. I jechało się naprawdę miło, ale także dlatego, że mogliśmy sporo zobaczyć. Mimo tej pechowej awarii udało nam się dotrzeć do kraju docelowego. Sprawdziliśmy, jakie są drogi w różnych państwach i muszę przyznać, że najlepsze są polskie. Nawet na Słowacji można się natknąć na słabe nawierzchnie. Serbia, Macedonia i Grecja są bardzo urocze, jest tam sporo ładnych krajobrazów. Chcemy do nich kiedyś wrócić, a przede wszystkim wziąć udział w przyszłorocznym Złombolu, którego trasę poznamy w styczniu. Teraz wstawimy do naszego żuka nie tyle nowy silnik, co jednostkę z innego auta, zdecydowanie mocniejszą. Organizator dopuszcza taką możliwość i zamierzamy z tego skorzystać. Chcemy mieć pewność, za drugim razem, bo to byłą nasza pierwsza złombolowa podróż, uda nam się naszym autem dojechać do celu – mówi Michał Bielicz.

POLECAMY RÓWNIEŻ:




Przygotowanie grzybów - krok po kroku - do spożycia, suszenia, mrożenia, marynowania




Praca marzeń, czyli TOP 10 wyjątkowych stanowisk pracy





TOP 10 polskich przysmaków w zagranicznym wydaniu






Oglądasz KUCHENNE REWOLUCJE? Oto QUIZ dla ciebie





Muszka owocówka. 10 sposobów jak się jej pozbyć z kuchni





Najdziwniejsze pytania w "Milionerach" [QUIZ]




Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie